Internet to nie tylko miliardy informacji czy niezliczone obrazki z kotami, ale przede wszystkim miliony ludzi, którzy tworzą różne społeczności. Mogą...
Internetowe społeczności same ustalają swoje prawa? Czy to dobrze?
Bloger na pełen etat, a oprócz tego instruktor har...
Internet to nie tylko miliardy informacji czy niezliczone obrazki z kotami, ale przede wszystkim miliony ludzi, którzy tworzą różne społeczności. Mogą to być użytkownicy tematycznych for internetowych, domorośli majsterkowicze, blogerzy, specjaliści w jakieś dziedzinie czy chociażby Youtuberzy. To Ci ostatni skłonili mnie do napisania kilku słów o samoregulacji społeczności internetowych i tym czy jest to zawsze jest dobre.
Społeczności w sieci są „ograniczane” przez regulaminy platformy na której się znajdują, prawo oraz netykietę. Oczywiście tylko w teorii, ponieważ nawet nie zagłębiając się w odmęty internetu można znaleźć bardzo wiele przypadków gdzie zasady są łamane, a kultura osobista to słowo kompletnie nieznane. Dlatego bardzo ciekawym zjawiskiem jest samoregulacja danych społeczności, za którą biorą się inni użytkownicy. Przeważnie ma to sens, ale nie zawsze jest to pozytywne zjawisko, co chciałbym teraz opisać.
Youtube
Zacznę od sprawy, która była już poruszana na łamach AntyWeb przez Grzegorza: Dzieci na Youtube to towar którym się manipuluje, który się dystrybuuje i na którym się zarabia. Nie chcę tutaj oceniać która strona w tej dramie ma rację, ponieważ mnie ta sprawa nie dotyczy i nie brałem w niej udziału, dlatego ciężko byłoby mi jednoznacznie stwierdzić kto, gdzie, jak i co najważniejsze za ile zawinił. To już pozostawiam Wam. Ja skupię się na samym zjawisku.
Sama drama (według informacji udostępnionych przez biorących w tym udział) zaczęła się od tego, że Ator zachowywał się delikatnie mówiąc, nie w porządku w stosunku do innych Youtuberów. Po licznych próbach kontaktu prywatnego w końcu nie wytrzymali i zaczęli nagrywać o tym filmy. Oczywiście jak to zwykle bywa przy takich dramach oprócz większych twórców, których rzeczywiście sprawa dotyczy wielu mniejszych nagrało swoje 3 grosze w tym temacie.
Pojawił się problem i społeczność sama wzięła się za jego rozwiązanie. Najpierw Youtuberzy, a potem widzowie. Spadek ilości subskrypcji, większa ilość minusów i sporo negatywnych komentarzy pokazały, że Ator, czyli główny bohater tej dramy został osądzony i wyrok został na nim częściowo wykonany. Społeczność napotkała problem i środkami jakie są dla nich dostępne postarała się go rozwiązać.
Blogosfera
Jeśli nie siedzicie w blogosferze, to możecie nie wiedzieć, że to środowisko również miało swoje mniejsze i większe dramy. Ja teraz skupię się na dwóch, ale celowo nie chcę pisać o kogo dokładnie chodzi z bardzo prostego powodu. Te dramy to już przeszłość i nie zamierzam teraz wyciągać na światło dziennie winowajców, ponieważ zostali oni ukarani przez społeczność blogerską i dodatkowy cios ode mnie nie ma żadnego sensu.
Pierwszy z przypadków to pan, który w dość "sprytny" sposób zdobył w bardzo krótkim czasie kilka tysięcy lajków na swoim fanpage. Wszystko wyglądało uczciwie, ponieważ po uruchomieniu bloga wyskakiwało okienko i mogliśmy je zamknąć lub zostawić lajka. Problemem było to, że klikając w "X" do zamykania okienka również dawaliśmy lajka na fanpage. Drugi z delikwentów wywołał burzę w blogosferze obrażając dziesiątki ludzi, zarzucając innym masę wyssanych z palca bzdur i przyjmując przy tym pozę pokrzywdzonego przez los oraz wszystkich dookoła. W ten specyficzny sposób szukał akceptacji i uwagi, ale wiele osób solidarnie nie zwróciło na niego uwagi, a zdecydowana większość pokazała mu, że nie tędy droga. Robił to w imię szczerości, wspólnego dobra i "walki z systemem". Problemem było to, że on jako nieliczny dostrzegał te układy.
Co łączy tych panów? Swego czasu bardzo duża część blogosfery ich znała, ale niestety nie miała o nich dobrego zdania. Obydwoje popełnili błąd (lub nawet kilka) i zostali rozliczeni z niego przez społeczność, której byli częścią. Jaki jest tego rezultat? Jeden bloga już nie ma, a drugiego internetowy pamiętniczek jak spojrzałem podczas pisania tego tekstu dogorywa i nie jest już zbyt aktywnym miejscem.
Fora internetowe, irc, gry online...
Nie jest to oczywiście nowe zjawisko, ponieważ społeczności same się regulują niemal od początków internetu. Nie raz Wam wspominałem, że lata temu grałem w OGame i już tam widziałem jak traktowani są oszuści lub osoby bardzo nieprzyjemne. Szybko były piętnowane i jak jakimś cudem udawało im się uniknąć bana, to sama społeczność utrudniała im życie. Najlepszym sposobem było oczywiście ich ignorowanie lub baczniejsze przyglądanie się ich działaniom i informowanie odpowiednich osób, czyli adminów i moderatorów. Działało to bardzo skutecznie i jednostki działające na szkodę społeczności były przeważnie szybko eliminowane. Takie sytuacja w bardzo podobny sposób były rozwiązywane w mrocznych czasach IRCa i for internetowych. Każdy oszust szybko był eliminowany przez społeczność.
Lincz?
Samoregulacja grup społecznych w internecie to przeważnie pozytywne zjawisko, ponieważ pozwala wykluczyć szkodliwe jednostki. Oczywiście nie jest to rozwiązanie idealne, a jego największym minusem może być zwykła pomyłka. W sieci jest trochę jak w dżungli i działa tu prawo silniejszego. Jeśli ktoś o większym autorytecie lub grupa takich osób napisze, że dana jednostka jest szkodliwa to tłum pójdzie za nimi i skaże daną osobą bez żadnego procesu czy nawet szansy na wyjaśnienie.
Ja nie przypominam sobie takiego linczu, ale to jest zapewne kwestią czasu. Jeśli tych szkodników będzie więcej i będą oni mieli dużą siłę przebicia to swoim autorytetem mogę regulować całą społeczność, która pójdzie za nimi, nawet jeśli nie będą mieli racji.
Internetowa policja?
Napisałem kiedyś: "Chciałbym, żeby powstała internetowa policja! Dla dobra wolności w sieci!" i to był mój najbardziej komentowany tekst. Dyskusja była ogromna i chociaż tam też nieco poruszałem temat samoregulacji społeczności internetowych to skupiłem się na internetowej policji. Moim zdaniem to może być rozwiązanie problemu agresji w internecie, ale zamiast zorganizowanych oddziałów zwiększyć świadomość samych użytkowników i bardziej zaangażować ich do działania.
Oczywiście zdaję sobie sprawę do jakich kuriozalnych sytuacji mogłoby dochodzić, gdyby użytkownicy zaczęli nadużywać swojej władzy, ale nadal można znaleźć wielu rozsądnych ludzi w sieci, którzy świetnie sprawdziliby się w takich rolach. Zanim zaczniecie porównywać to do donosicielstwa chciałbym dodać, że to coś zupełnie innego. Takie coś miałoby rację bytu tylko w przypadkach łamania regulaminu i wykazywaniu agresji w stosunku do innych użytkowników, więc nie ma mowy o donosicielstwie.
Samoregulacja społeczności internetowych jest dobra?
Tak i nie. To zależy od samej społeczności i nie da się na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Jeśli społeczność jest na tyle dojrzała, żeby wykorzystywać takie przywileje do dobrych celów, a nie trollowania i dogryzania mniej lubianym użytkownikom to jest to dobre zjawisko. Pozwala wyeliminować szkodliwe jednostki i co najważniejsze społeczność nie traci na atrakcyjności. Już nie raz widziałem kanały irc, fora czy sojusze w grach internetowych, które przez zwykłych trolli sporo traciły i zniechęceni użytkownicy odchodzili.
Jest niestety też druga strona medalu. Samoregulacja to potężne narzędzie do niszczenia danych grup. Wystarczy, że tych szkodników jest więcej. W przypadku tworów tak dużych jak blogosfera czy Youtube oczywiście nawet kilkadziesiąt osób nie zniszczy całej grupy, ale może skutecznie obrzydzić ją wielu twórcom oraz podkopać jej wizerunek w oczach osób trzecich.
Warto na końcu dodać, że przeważnie samoregulacja jest pozytywna i dobrze wpływa na ogół. Nie wiem czy zawsze miała rację, ponieważ tylko kilka przykładów znam od podszewki, ale te które są mi znane były uczciwe i rozsądne. Możemy mieć tylko nadzieję, że jeszcze przez długi czas tak pozostanie.
Zdjęcia: gratisography.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu