Kaseta VHS to jeden z moich ulubionych nośników z przeszłości. A wypożyczalnie kaset, szczególnie te małe, były miejscami które odwiedzałem wręcz nagm...
Tęsknię za małymi wypożyczalniami kaset wideo
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Kaseta VHS to jeden z moich ulubionych nośników z przeszłości. A wypożyczalnie kaset, szczególnie te małe, były miejscami które odwiedzałem wręcz nagminnie. Miały swój klimat, podobnie jak oglądanie filmów w dawnych czasach.
Urodziłem się w 1982 roku, dzięki czemu mogłem obserwować nie tylko zmiany w efektach specjalnych, ale również w kwestii dystrybucji filmowych hitów. Doskonale pamiętam tylko dwa kanały w telewizji, początki mody na montowanie talerzy satelitarnych i wypożyczalnie filmów na kasetach VHS. Pamiętam też, że w małym mieście możliwość kupienia filmu w normalnym pudełku graniczyła z cudem. Dlatego kombinowaliśmy - nagrywając filmy z tak zwanej satelity lub przegrywając kasety z wypożyczalni. Mówiąc szczerze sam nie wiem, czy dostępne tam taśmy były oryginalne i czy wypożyczalnie miały odpowiednie pozwolenia. Pamiętajcie, że w latach 90. ubiegłego wieku prawa autorskie w naszym kraju dopiero raczkowały.
Tylko proszę oddać przewiniętą
W moim małym, liczącym około 20 tysięcy mieszkańców mieście mieliśmy kilka wypożyczalni. Głównie małych osiedlowych - najczęściej mieszczących się na parterze w blokach. Ale jedna odstawała od nich trochę rozmiarem i przetrwała chyba najdłużej. Miała nawet specjalne karty stałego klienta i klub komputerowy. Tak, właściciele i ich młodzi synowie byli tak zafascynowani PC-tami i grami, że stworzyli pierwszy i chyba jedyny w naszym mieście klub zrzeszający miłośników komputerów. Ale poza tym w swojej wypożyczalnie mieli tonę filmów. Okładki oczywiście przekładano do specjalnych segregatorów - te z podpisami "Karate", "Fantasy" i "Science-fiction" znałem wręcz na pamięć.
Jeśli odwiedzaliście takie placówki, na pewno pamiętacie, że w telewizji nie było ani reklam nowych kinowych filmów, ani programów skupiających się na recenzjach nowości z wielkiego ekranu. Jedynymi źródłami informacji o nowych obrazach byli znajomi, poczta pantoflowa, właściciele wypożyczalni i samodzielne przeglądanie wspomnianych segregatorów w poszukiwaniu nowości. Wypożyczałem filmy zarówno w tygodniu (trzeba było je oddać następnego dnia do konkretnej godziny) i na weekend. W tym drugim przypadku najczęściej od piątku do poniedziałku lub od soboty do poniedziałku. Nigdy nie zapłaciłem kary, choć zdarzyło mi się biec do tego przybytku z wywieszonym językiem, bo o oddaniu kasety przypomniało mi się na przykład 15 minut przed zamknięciem wypożyczalni.
Filmy miało się więc w domu na ogół przez dzień. No ale przecież to było dzieciństwo, niektóre "dzieła" chciało się jednak obejrzeć jeszcze raz, a potem powtórzyć seans po tygodniu. Wideo (nazywajmy tak odtwarzacz VHS lub odtwarzacz z możliwością nagrywania) pod pachę, kable "czincz" do kieszeni, czysta kaseta i lecimy. Ręka do góry kto nigdy nie przegrał filmu z wypożyczalni. No właśnie. Magnetyczny nośnik miał też to do siebie, że nie był wieczny. Każde kolejne odtworzenie filmu oznaczało, że kaseta traci swoją żywotność. Z tym też trzeba było uważać. Czasem wypożyczony film był już nieźle "zjeżdżony", innym razem nagrywany na używanej kasecie materiał obfitował w nieprzyjemne przebitki.
Oglądałem na "dividiksie"
Pierwszy raz styczność z filmami na płytach CD miałem w 1999 roku. Był to Matrix, kompletnie nie wiedziałem z jakiego źródła. Dostałem film w prezencie od demoscenowego znajomego - na dwóch płytach. Później wszedłem w posiadanie oryginalnej kasety z tym obrazem więc i wyrzuty sumienia, że pierwszych kilka razy obejrzałem go na piracie były mniejsze. Znajomi pojechali na studia, otworzyło się okno do kupowanie oryginalnych kaset - korzystałem. Czasami wymienialiśmy się takimi filmami, żeby nie puścić rodziców z torbami.
Kiedy sam zacząłem studia filmy na płytach (oczywiście pirackie) były już w pełnym rozkwicie. Znajomi pożyczali sobie obrazy na tym nośniku już nawet nie w pudełkach, ale w szpulach. Przegrywano na potęgę - od kinowych hitów z najwyższej półki, aż po totalne padaki, na które szkoda było lasera w napędzie. Wtedy chyba polscy komputerowcy kompletnie zapomnieli, że to nie jest oficjalna i legalna dystrybucja filmów. I mam wrażenie, że nikogo to nie obchodziło. Poznałem nawet człowieka, który kolekcjonował filmy. Oryginalne? A skąd, przegrywał wszystko od wszystkich, a potem katalogował swoje nic nie warte filmowe zbiory. Kto nie słyszał o nalotach na akademiki? Sam widziałem jak studenci wynoszą komputery do znajomych wynajmujących mieszkania. I tak, to mieszańcy akademików byli głównymi dystrybutorami pirackich filmów, bo to właśnie tam posiadali dostęp do szybkiego jak, na tamte czasy, internetu.
Korzystałem przez kilka lat z wypożyczalni płyt DVD, część małych przybytków z kasetami przerzuciła się na ten nośnik, było też przecież w Polsce Beverly Hills Video, które i tak długo pociągnęło. Były bazarowe stragany z filmami, których oryginalność to kwestia sporna.. Wyświechtane pudełka albo filmy wyglądające ja wyciągnięte z gazet, które przecież też zaczęły oferować materiały na tym nośniku. Potem pojawiły się kioskowe serie z filmami, sam wszedłem w posiadanie kilku takich zestawów, które leżą gdzieś w kartonach w szafie. Kompletnie nie dziwiłem się ich popularności - normalne wydania DVD były drogie, zbyt drogie na kieszeń zwykłego Kowalskiego.
Nie zrozumcie mnie źle - kiedyś nie było lepiej. Było zdecydowanie trudniej, ale przez ten gorszy dostęp do filmów mam w głowie mnóstwo fajnych wspomnień. Niechcący skasowałem na przykład kasetę ze swojej Pierwszej Komunii. Zwykłe niedopatrzenie, ustawiłem na noc nagrywanie pierwszego Terminatora na RTL-u. I co z tego że był po niemiecku? Pożyczyłem kiedyś od znajomego kasetę z filmami, ale zapomniał mi powiedzieć, że ma wideo nagrywające z podwójną prędkością, przez co nie mogłem obejrzeć jej u siebie. Pamiętam kolekcjonowanei filmów nagranych z telewizji, wymienianie się nimi ze znajomymi i wędrówki z magnetowidami. Ale chyba najmilej wspominam właśnie wypożyczalnie kaset wideo i segregatory, które przeglądaliśmy z kolegami nawet nie mając akurat pieniędzy na wypożyczenie. Albo tę nadzieję, że film jest dziś na stanie.
Blu-ray, odchodzące do lamusa DVD, abonamenty w niedziałającym w Polsce Netflixie, działającym w Polsce HBO GO, kombinowanie z wirtualną przeprowadzką do USA by uruchomić niedostępne w naszym kraju usługi. Może za kilkanaście lat nasze dzieciaki będą miło wspominać tego typu akcje. Możemy narzekać na kondycję polskiego VOD i kiepski dostęp do seriali, którymi zachwyca się cały świat. Ale dostęp do filmów mamy wręcz świetny, szczególnie jeśli spojrzymy na niego pod kątem tego, jak było kiedyś.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu