Felietony

Internet bezpieczny dla dzieci, czy to możliwe? Unia Europejska mówi, że tak i powołuje super-koalicję

Kamil Mizera
Internet bezpieczny dla dzieci, czy to możliwe? Unia Europejska mówi, że tak i powołuje super-koalicję
7

Rozwój Internetu to zjawisko, które generuje wiele ciekawych zjawisk społecznych, ekonomicznych, politycznych. O ile sam Internet jest tworem neutralnym o tyle zjawiska te mogą przybierać pozytywny lub negatywny wymiar. Kwestia bezpieczeństwa najmłodszych w sieci to jeden z tych problemów, z którymi...

Rozwój Internetu to zjawisko, które generuje wiele ciekawych zjawisk społecznych, ekonomicznych, politycznych. O ile sam Internet jest tworem neutralnym o tyle zjawiska te mogą przybierać pozytywny lub negatywny wymiar. Kwestia bezpieczeństwa najmłodszych w sieci to jeden z tych problemów, z którymi różne rządy i organizacje starają się uporać od lat, a właściwie dekad. Czy jest w ogóle możliwe stworzenie mechanizmów, które ustrzegłyby dzieci przez zagrożeniami, jakie niesie ze sobą korzystanie z internetu?

Współczesne dorastające pokolenie nie zna świata bez sieci i w coraz młodszym wieku rozpoczyna swoją przygodę z Internetem oraz nowoczesnymi technologiami go wykorzystującymi. Jakiś czas temu pisałem o interesujących badaniach dotyczących dzieci w Wielkiej Brytanii i używania przez nich smartphonów, również w kontekście wykorzystywania ich do przeglądania internetu. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie trzeba szczegółowych badań, aby „gołym okiem” dostrzec to zjawisko. Od nas wszystkich zależeć będzie to, w jaki sposób nauczymy najmłodsze pokolenie używania Internetu, gdyż wydaje się, że wypuszczenie dzieci „samopas” i pozwolenie im na niekontrolowane korzystanie z sieci nie przyczyni się do niczego dobrego.

Jak już wspomniałem wcześniej, kwestią dzieci w sieci, że tak zrymuje, nie zajmują się tylko rodzice, a bardzo często wręcz w ogóle. Ponieważ jest to zjawisko ogólnospołeczne nie może ono umknąć uwadze różnych organizacji i rządów, więc nie dziwi fakt, że nie umknęło ono Unii Europejskiej, która w osobie Komisarz Neelie Kores bardzo aktywnie angażuje się w kwestię cyfryzacji i wirtualizacji współczesnych społeczeństw.

Problem niedostatecznej kontroli nad poczynaniami dzieci w sieci został już dawno zdiagnozowany i był poruszany niejednokrotnie. Niedawno jednak, bo wczoraj, powstała bardzo interesująca inicjatywa, która grupuje blisko 28 największych na świecie podmiotów branży IT, a której celem jest wzmocnienie bezpieczeństwa dzieciaków w necie na terenie Unii Europejskiej. W inicjatywę tę zaangażowały się solidarnie tacy giganci, jak Facebook, Apple, Google, LG, Microsoft, Nokia, RIM, Vodafone, Orange, Deutsche Telekom i wielu innych. Na co dzień konkurenci, w tej sprawie łączą siły i wraz z UE chcą stworzyć mechanizmy, które roztoczą większą opiekę nad najmłodszymi w Internecie. Na czym miałoby to polegać?

Celem jest stworzenie takich rozwiązań, które ułatwiłyby zgłaszanie niebezpiecznych treści, wzmocniłyby bezpieczeństwo prywatności pod kątem wieku, wprowadziłyby mechanizmy ułatwiające klasyfikowanie treści uwzględniające wiek, oraz dawałyby lepsze narzędzia kontroli w ręce rodziców, a także efektywniejsze i łatwiejsze sposoby blokowania niebezpiecznych treści.

Na razie jest to tylko zarys pomysłu i nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy tego projektu. Jednak, patrząc na samą listę biorących w niej udział podmiotów, które mają narzędzia i środki, wydaje się, że jest duża szansa na poprawienie bezpieczeństwa najmłodszych w ich wędrówkach po wirtualnym świecie. Nie będzie to jednak proste zadanie, nie tylko ze względów technicznych.

Warto na chwilę się zastanowić, czy dziecko nie zostanie wylane wraz z kąpielą. Każde zaostrzanie kontroli nad przepływem treści w sieci niesie za sobą pewne zagrożenia, które można określić, niedoskonale oczywiście, mianem groźby cenzury. Rzecz w tym, aby te przyszłe mechanizmy kontroli nie mogłyby być używane zbyt swobodnie i w innym, niż założony, celu. Czy jest w ogóle możliwe stworzenie takich narzędzi, które będą stosować metodę punktowego ataku, a nie „spalonej ziemi”? Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, ale intuicja podpowiada mi, że raczej nie. Ale mogę się mylić i mam nadzieję, że to robię.

Inną sprawą jest fakt, że dostarczenie narzędzi nic nie da, jeżeli rodzice nie będą z nich korzystać. Wprawdzie w dość lakonicznej na razie informacji możemy wyczytać, że zarówno rodzicom, jak i nauczycielom zostaną zapewnione odpowiednie informacje, ale jak to zostanie dokładnie zrealizowane, tego nie wiadomo. Wydaje się, że bez szerokiej kampanii edukacyjnej skierowanej przede wszystkim do rodziców żadne nowe mechanizmy kontroli nie pomogą. Sądzę również, że redefinicji powinny ulec lekcje informatyki w szkołach. Nie powinny one dotyczyć tylko nauki mechanicznych zdolności korzystania z komputera i programów, ale zacząć się skupiać bardziej na przekazywaniu najmłodszym wiedzy o Internecie i wpajaniu im pewnych kompetencji w tym zakresie. Ale to już tylko moja opinia.

Czy pomysł ten jest dobry? Moim zdaniem, pomimo ewentualnych zagrożeń, jakie może ze sobą nieść, sądzę, że tak. Jeżeli działania te doprowadzą do stworzenia łatwych mechanizmów rodzicielskiej kontroli nad treścią, do której dostęp mają dzieci i ograniczą się tylko do tego aspektu, to nie widzę powodów, dla których nie dać dorosłym większej kontroli nad tym, co robią ich pociechy. Warto jednak podkreślić, że bez świadomości problemu u samych rodziców, żadne rozwiązania nie będą skuteczne i uważam, że to właśnie na nich powinien spaść ciężar realizacji tej kontroli. Zawsze w takich przypadkach istnieje pokusa przeniesienia odpowiedzialności na podmioty trzecie. Tego należy unikać. To, co oglądają najmłodsi w sieci i jak z niej korzystają, w dużej mierze, moim zdaniem, zależy od wychowania. Bez tego aspektu nawet najlepsze narzędzia nic nie pomogą.

 

Foto

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu