Są takie marki growe z lat ‘90, których dotąd nie udało się z sukcesem wskrzesić. Jagged Alliance to chyba najlepszy przykład, bo do odświeżenia serii podchodzono niejednokrotnie. Każda próba kończyła się jednak sromotną porażką. Fani w zasadzie porzucili już nadzieje, skupiając swoją uwagę na niezależnych projektach rozwijanych przez największych zapaleńców i adresowanych do tychże.
I tu pojawiło się światełko w tunelu. Jagged Alliance 3 miało być inne i stanowić bezpośrednią kontynuację dwójki (czyli udajemy, że nic pomiędzy po prostu nie było). Do procesu twórczego zaangażowano człowieka odpowiedzialnego za dwójkę. Skupiono się na głosach społeczności i złożono kilka wielkich obietnic. Mieli tego po prostu nie zepsuć. I nie zepsuli.
Bananowa republika najemników wzywa
W zasadzie historia opowiedziana w Jagged Alliance 3 jest trochę oklepana. Oto bowiem grupka naszych dzielnych najemników ląduje w Grand Chien, fikcyjnym państewku gdzieś w Afryce borykającym się z dość typowymi problemami. Sądząc po akcencie tutejszych mieszkańców, jest to ewidentnie była kolonia francuska. Dotychczasowy prezydent kraju został uprowadzony, a władzę przejęła organizacja paramilitarna pod wodzą niejakiego Majora. Robotę do wykonania zleca nam córka porwanego nieszczęśnika. Jak się jednak wkrótce okaże, sprawy nie są wcale takie oczywiste, a wszystko kręci się wokół diamentów i tutejszych kopalni.
Należymy do organizacji A.I.M zrzeszającej najemników z całego świata. Do dyspozycji oddano nam 37 barwnych postaci, które możemy zatrudnić. Wśród nich są nowe twarze, ale także kultowi bohaterowie z poprzednich odsłon. Jeżeli cokolwiek mówią Wam takie pseudonimy, jak Magic, Shadow, Reaper czy Scully będziecie się czuć tutaj jak ryba w wodzie.
Każdy z najemników posiada inne statystyki odzwierciedlające jego skuteczność na polu walki oraz poza nim. Każdego charakteryzują też pewne unikatowe atuty. Przede wszystkim jednak są to charakterni osobnicy, którzy lubią uczestniczyć w rozmowach i dzielić się swoimi przemyśleniami przy każdej możliwej okazji. A to wszystko okraszone dużą ilością czarnego humoru.
Oczywiście nie zabrakło też możliwości stworzenia własnego profilu najemnika – który będzie niejako odzwierciedlał nas na polu bitwy. I jak najbardziej warto to zrobić, bo jest to jedna z nielicznych postaci w grze, która nie wymaga regularnego wypłacania żołdu.
A na ten będziemy musieli zarobić – głównie poprzez odbijanie kopalni diamentów z rąk przeciwnika. Ich skuteczność zależy od lojalności okolicznych wiosek, więc przyjdzie nam dbać również i o ten aspekt. Poza tym w trakcie walki o wyzwolenie Grand Chien nierzadko znajdziemy starożytne artefakty i kamienie szlachetne, które będziemy mogli natychmiast spieniężyć. Eksploracja jest zatem bardzo opłacalna.
Szczególnie że to właśnie dzięki eksploracji zdobędziemy najlepszy ekwipunek i uzbrojenie. Nasi najemnicy zaczynają z dość podstawowym sprzętem. Z czasem jednak dozbroimy ich w znacznie bardziej efektywne opancerzenie oraz skuteczniejsze spluwy. Tu wybór jest dość szeroki – od kilku rodzajów pistoletów, przez SMG, a na ciężkich karabinach, strzelbach i snajperkach skończywszy. Dla fanów mocnego wejścia czekają natomiast granatnik, RPG-7 i moździerz, które z gracją potrafią roznieść niejedną ścianę (w razie, gdyby przeciwnik zabarykadował się w drzwiach).
Na tym nie koniec, bo broń możemy dodatkowo modyfikować, dzięki znajdowanym komponentom. Dzięki temu np. poprawimy zasięg, zwiększymy pojemność magazynka czy zredukujemy odgłosy wystrzałów mogące zaalarmować pobliskich nieprzyjaciół. Warto więc o to dbać.
Poza eksploracją, gromadzeniem środków natkniemy się tutaj również na kilkadziesiąt mniejszych i większych zadań pobocznych. Te są naprawdę interesujące i niebanalne – wymagają zbierania informacji, rozmów z mieszkańcami i nie tylko, a często pierwsze rozwiązanie, które przychodzi nam do głowy, okazuje się błędne. I tak, zgadza się – tutaj też twórcy pozwolili sobie na trochę luzu i specyficznego humoru, który albo pokochacie, albo znienawidzicie.
Strzelaj… jeśli potrafisz
Rozgrywka odbywa się na kilku płaszczyznach. W trybie operacyjnym widzimy mapę regionu z podziałem na kwadratowe sektory. Z tego poziomu będziemy zlecać naszym oddziałom poruszanie się z punktu do punktu, ale także przeprowadzać różnego rodzaju operacje, jak naprawa przedmiotów w ekwipunku, szkolenie lokalnej milicji, opatrywanie ran czy przeprowadzanie zwiadu okolicy. W trybie tym mamy możliwość zatrzymywania i wznawiania czasu.
Każdy sektor możemy (a nierzadko wręcz musimy) eksplorować – i wówczas gra przechodzi do widoku izometrycznego. Kamera na szczęście jest stosunkowo elastyczna i łatwa do okiełznania, choć nie możemy regulować jej poziomu nachylenia. W każdym razie w tym trybie wszystko odbywa się w czasie rzeczywistym – a więc niczym w grach typu RTS klikamy myszką tam, gdzie mają nasi najemnicy iść i coś zrobić – otworzyć skrzynie, wyważyć drzwi, przyjrzeć się zwłokom, porozmawiać z NPC-ami.
Wszystko ulega zmianie w momencie, gdy zauważy nas nieprzyjaciel. Wówczas rozgrywka przechodzi w system turowy. Nasi najemnicy mają tutaj określoną liczbę punktów akcji, które mogą przeznaczyć na ruch, strzał, przeładowanie, rzut granatem (lub czymś innym), a także obserwację wskazanego obszaru (kiedy wróg się w nim znajdzie w trakcie swojej tury, zostanie automatycznie ostrzelany przez obserwującego – co istotne, przeciwnicy mogą też z tego korzystać).
Starcia w Jagged Alliance 3 są wyjątkowe, bo… nigdy nie wiemy, ile wynosi nasza szansa na trafienie przeciwnika. Gra po prostu nie pokazuje tej informacji. Możemy przeznaczyć więcej punktów akcji na dokładniejsze wycelowanie. Możemy też wskazać, w którą część ciała najemnik ma celować. W żadnym momencie jednak nie wiemy, jakie jest prawdopodobieństwo powodzenia. I jest to z jednej strony szalenie ciekawe, a z drugiej… piekielnie frustrujące. Szczególnie że gra bywa kapryśna i postaci z atrybutem strzelectwo na poziomie 99 potrafią czasem popełniać tragiczne w skutkach błędy. A dodam, że ostrzał sojuszników jest w tej grze jak najbardziej możliwy.
Czy jest tutaj ta taktyczna głębia znana z Jagged Alliance 2? Poniekąd – na pewno gra miejscami czerpie kilka rozwiązań z nowoczesnych taktycznych turówek. Na szczęście nie traci przy tym swojego charakteru, na który się składa duża nieprzewidywalność, pewna intencjonalna toporność oraz ogrom dostępnych możliwości. Na polu bitwy w JA3 liczy się bowiem to, za jaką zasłoną stoisz, a także to czy stoisz, kucasz czy leżysz. Liczy się też tutaj to, czy strzelasz pojedynczo, serią czy chcesz wpakować w przeciwnika pół magazynka za jednym zamachem. W końcu liczy się też morale naszej ekipy, które przekłada się na ich skuteczność, a także tendencję to wpadania w panikę.
Brakuje mi tutaj jednak czegoś w rodzaju aktywnej pauzy – abym na przykład mógł przeprowadzić zsynchronizowany atak dwiema grupkami najemników z dwóch stron. Poza walką JA3 jest mocno nastawione na eksplorację i nawet cicha eliminacja przeciwników za pomocą broni białej została zaprojektowana w sposób mało intuicyjny i nieprzystępny. Zdecydowanie jest tutaj duże pole do usprawnień – szkoda, że twórcy się o to nie pokusili.
Na szczęście gra od samego początku współpracuje z modami. A twórcy udostępnili adekwatne narzędzia społeczności. I ta już działa – za pomocą modów możemy dodać procentowy wskaźnik szansy na trafienie, a także wspomnianą aktywną pauzę pod klawiszem spacji. Podejrzewam, że to zaledwie początek i z czasem gra zostanie o wiele mocniej rozbudowana. Szczególnie biorąc pod uwagę, jak wiele dobrego fani zrobili z drugą odsłoną serii.
Styl retro w sosie nowoczesnym
To wszystko jest skąpane w dość przyjemnej dla oka oprawie graficznej. O ile same modele 3D może nie są jakoś szalenie szczegółowe, o tyle otoczenie zostało przygotowane z dużą dozą staranności. Lokacje są nie tylko ładne, ale też dość zróżnicowane. To wszystko dobrze komponuje się z rysunkowymi postaciami 2D, które widujemy podczas dialogów. Każdy bohater – czy to NPC czy nasz najemnik wygląda tutaj unikatowo i ciekawie. Oczywiście nie wszędzie jest idealnie i miejscami wkrada się tutaj sporo wtórności, ale to poniekąd urok produkcji z otwartym światem.
Na duży minus zaliczyłbym na pewno interfejs, który jest szalenie toporny i miejscami nieprzemyślany. Szczególnie dotyczy to zarządzania ekwipunkiem. Czuć tutaj tego ducha retro i to akurat wcale nie jest dobre. Inne drażniące kwestie to np. przedłużanie umów z najemnikami, które przecież można było załatwić jednym kliknięciem.
Z rzeczy absolutnie neutralnych wymieniłbym udźwiękowienie. O ile voice acting jest przyjemny, o tyle muzyka totalnie nie zapada w pamięć. No, może poza kilkoma wyjątkami, kiedy w wyniku naszych działań z głośników wydobywa się przyjemny afrykański wokal. Jednak tu oszczędzę Wam spojlerów.
Nie schrzanili tego!
Jagged Alliance 3 to zdecydowanie udany powrót serii. Jasne, gra cierpi na kilka bolączek, które po części wynikają z chęci zachowania charakteru serii. Ogólnie jednak jest to produkcja piekielnie wciągająca i wymagająca. Z tego też powodu nie każdy się tutaj odnajdzie. W zasadzie jestem przekonany, że większość osób wręcz może odbić się od JA3. Dla fanów gatunku będzie to jednak prawdziwa uczta.
Mam nadzieję, że nie jest to ostatnie słowo ani twórców, ani społeczności. Gra prosi się bowiem o solidne modyfikacje, fabularne DLC i wiele więcej. Jest to solidna podstawa, na bazie której można jeszcze opowiedzieć kilka historii z najemnikami z A.I.M. w roli głównej.
- Wciąga jak mokradła z aligatorami
- Zachowano klimat z lat '90
- Dużo uzbrojenia i możliwość modyfikacji
- Barwne i charakterne postaci
- Wymagająca, ale też dająca ogrom możliwości
- Wsparcie dla modów, które już przynosi efekty
- Trochę banalna historia
- Toporny interfejs
- Brak aktywnej pauzy
- Muzyka
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu