E-sport

IEM się skończył, ale dostarczył wszystko, o czym marzy fan esportu

Artur Janczak
IEM się skończył, ale dostarczył wszystko, o czym marzy fan esportu
7

Major Intel Extreme Masters Katowice 2019 dobiegł końca, ale cóż to był za turniej. Po raz kolejny można śmiało stwierdzić, że Counter-Strike: Global Offensive to obecnie jeden z najlepszych tytułów esportowych. Chyba żadna inna gra nie wywołuje takich emocji, jakie były obecne podczas wielkiego finału. Tysiące ludzi zgromadzonych w Spodku, ponad milion osób na samym Twitchu nie wliczając widzów z GOTV i Chin. Choć podobnych widowisk wcale nie brakuje, to właśnie u nas w kraju, co roku odbywa się najwspanialsza impreza poświęcona elektronicznym rozgrywkom.

ENCE eSports czarnym koniem Majora IEM Katowice 2019

Do walki w Majorze stanęły 24 drużyny. Oprócz klasycznych faworytów, którzy mogli zajść aż do wielkiego finału, sporo osób liczyło na dobry występ ze strony Team Liquid, Renegades czy Ninjas in Pyjamas. Dwójka z nich przeszła etap nowych pretendentów, natomiast wszyscy poradzili sobie równie dobrze na poziomie nowych legend. Niestety, w ćwierćfinale okazało się, że ich udział w całym wydarzeniu się kończy. Plany dotyczące pucharu pokrzyżowały takie formacje jak: ENCE, MIBR i Astralis.

Mimo to, każdy z tych zespołów może czuć się dumny z uzyskanej pozycji. Na swej drodze napotkali naprawdę silnych rywali, ale przegrana z nimi to żaden wstyd. W samym turnieju, oprócz ostatniej wymienionej trójki, pozostało jeszcze Natus Vincere. Wspominałem już, że etap ten był szalenie emocjonujący. Widzowie mogli przyglądać się naprawdę imponującym rozgrywkom, gdzie wszyscy dawali siebie ponad 100%. Choć przed rozpoczęciem Majora nikt chyba nie sądził, że ostatnie spotkanie rozegra się między ENCE eSports, a Astralis, to ogromnie cieszę się z tej sytuacji.

Niedoścignione Astralis

Najlepsza drużyna według rankingu HLTV kontra czarny koń imprezy. Mocno wierzyłem, że i tym razem ENCE zaskoczy wszystkich, podobnie jak w przypadku meczu z NaVi czy Team Liquid. Podopieczni Slaavy „Twisty” Räsänena najprawdopodobniej zostali przez wiele zespołów niedocenieni, dlatego też nikt nie sądził, że zajdą tak daleko. CS:GO jest bardzo nieprzewidywalny i takie błędy kończą się później srogą porażką. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie występy tej drużyny były jak taki powiew świeżości w całym turnieju. Innych zawodników obserwujemy od dawna i doskonale wiemy, na co ich stać. W tym przypadku ENCE jawiło się, jako jedna wielka niewiadoma. Taka, po której można spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Dotarcie do ćwierćfinału powinno być sygnałem dla wszystkich, jak silna jest ta formacja. Tego błędu nie popełniło Astralis. Doskonale zdawali sobie sprawę, że od kolejnego zwycięstwa na Majorze dzieli ich tylko jeden rywal. Pokazali również, dlaczego uznaje się ich za najwspanialszą drużynę CS:GO. Na pierwszej mapie ENCE stawiało silny opór i wydawało się, że jest szansa na wygraną. Ich plany pokrzyżował Xyp9x, który sam podłożył bombę, a następnie wybronił się przed atakiem przeciwników. Wtedy już wszyscy wiedzieli, że Train zakończy się pozytywnie dla Astralis. Na Inferno pojedynek był już zupełnie inny. Tutaj ENCE nie było w stanie postawić się rywalowi. Oponent kontrolował spotkanie, doskonale przewidywał ruchy i wiedział, co dokładnie trzeba robić, aby odnieść zwycięstwo. Finowie zdołali wywalczyć jedynie 4 rundy w tym meczu, kończąc ostatecznie turniej wynikiem 16:4 dla Duńczyków.

Czy ktoś ich powstrzyma?

W ten sposób Astralis zgarnęło pół miliona dolarów, Wygrali drugi raz z rzędu turniej rangi Major, co łącznie jest ich trzecim takim osiągnięciem w całej karierze. Wcześniej taki wynik należał do Fnatic. Brakuje im więc tylko “jednego takiego pucharu”, aby ustanowić nowy rekord. Na ten moment wszystko wskazuje na to, że są w stanie czegoś takiego dokonać. Duńska formacja wydaje się być maszyną do wygrywania. Na IEM oddali zaledwie jedną mapę podczas meczu z Renegades. Wszystkie inne pojedynki kończyły się całkowitą dominacją ze strony tej drużyny. Warto przypomnieć, że Astralis zgarnęło po raz pierwszy w historii nagrodę Intel Grand Slam.

Zwyciężając w Katowicach, rozpoczęli jednocześnie przygotowania, pod uzyskanie drugiego takiego tytułu. Jestem bardzo ciekaw, czy będą w stanie tego dokonać. Już teraz zapisali się na stałe w historii esportu, ale mają o wiele większe ambicje. Choć wcale nie uważają się za niepokonanych, to chcą iść dalej, aby osiągnąć znacznie więcej. Mimo, iż nie jest to moja ulubiona drużyna ze świata CS:GO, to szczerze życzę, aby spełnili swoje marzenia. W tym roku będzie jeszcze wiele okazji, aby zobaczyć ich w akcji. Szkoda natomiast, że po raz kolejny w Spodku nie przyszło nam zobaczyć żadnej rodzimej formacji na głównej scenie.

To już jest koniec...

Kolejna odsłona Intel Extreme Masters jak zwykle nie zawiodła. Fani esportu mogli przyglądać się zmaganiom najlepszych zespołów z całego świata, nie tylko w CS-ie. Oprócz Majora rozegrano również turnieje w StarCraft II i Fortnite (solo oraz duo). Nie zabrakło pięknych momentów, wspaniałych zagrań, chwil pełnych emocji i wiele więcej. Esportowy klimat ogarnął nie tylko Katowice, ale i sporą część internetu. Na temat tej imprezy pisali wszyscy, nie tylko media zajmujące się grami wideo. Można było posłuchać wielu ciekawych wywiadów, zobaczyć ulubione gwiazdy i przy tym miło spędzić czas.

Uważam, że to takie nasze małe święto, którym można się cieszyć, zarówno będąc na miejscu, jak i obserwując wszystko przed ekranem monitora lub telewizora. Choć rozpoczął się nowy tydzień, to człowiek chciałby, aby taki IEM trwał kolejne dwa tygodnie. Na szczęście, możemy być raczej pewni następnej edycji. Czekam teraz na pełne wyniki oglądalności oraz liczbę osób, które odwiedziły Katowicki Spodek. Mam nadzieję, że udało się pobić kolejny rekord. Esport cały czas się rozwija i daleko jeszcze do osiągnięcia pełnego potencjału tej dziedziny rozrywki.

Zdjęcia: Adela Sznajder / ESL

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu