Google

Hiszpania wprowadza Google Tax - czyli jak chcesz zamieścić linka, najpierw zapłać

Tomasz Popielarczyk
Hiszpania wprowadza Google Tax - czyli jak chcesz zamieścić linka, najpierw zapłać
Reklama

W Hiszpanii dokonała się pewna rewolucja, która z pewnością zgromadzi liczne grono przeciwników. Rząd uchwalił prawo, które zmusza agregatory treści -...

W Hiszpanii dokonała się pewna rewolucja, która z pewnością zgromadzi liczne grono przeciwników. Rząd uchwalił prawo, które zmusza agregatory treści - takie jak m.in. Google News - do płacenia dużym portalom i wortalom za każdy link do treści przez nie przygotowanych. Dobrze czytacie, to oznacza, że linkowanie w hiszpańskim internecie staje się płatne. Początek absurdu czy nowego ładu?

Reklama

Prawo jest nazywane wymownie "Google tax", choć nie będzie ono dotyczyło wyłącznie Google'a. Za linkowanie "z fragmentami" zapłacą też Yahoo News oraz inne agregatory. Nie jest do końca jasne, czy obejmie ono m.in. Facebooka, Twittera czy czytnik RSS Feedly i im podobne. W końcu gdzie jak gdzie, ale tutaj linków pojawiaj się zdecydowanie najwięcej. Nie sprecyzowano też warunków oraz formy płatności, więc wiele w tym temacie jest jeszcze niedomówień. Tymczasem nowe prawo miałoby obowiązywać już niebawem, bo od 1 stycznia 2015 roku.


Oczywistym stwierdzeniem będzie, że decyzja ta nie ma na celu chronienie interesów konsumentów, a jest jedynie podyktowana lobbingiem ze strony dużych koncernów wydawniczych. W Hiszpanii działają one pod szyldem ugrupowania AEDE i swoje działania na rzecz uchwalenia tego typu prawa rozpoczęli już w roku 2013, krytykując na każdym kroku działalność Google'a i innych agregatorów. Oczywiście dla kalifornijskiej firmy decyzja ta jest szalenie niekorzystna, czemu wyraz dano w oświadczeniu:

We are disappointed with the new law, we believe that services like Google News help editors bring traffic to their web pages. Moving forward, we'll continue working with editors to help them increase their revenues while we study our options in the new regulatory landscape.

Na tym nie koniec, bo nowe prawo daje również odpowiednim organom administracyjnym prawo do zamykania witryn internetowych, które bezprawnie zamieszczają linki i fragmenty materiałów chronionych prawem autorskim (nie mam na myśli tutaj wcale jedynie zjawiska piractwa, ale również zwykłe linkowanie) nawet w sytuacji, gdy nie czerpią z tego żadnych dochodów (nie emitują reklam). I nie będzie do tego wcale konieczny wyrok sądu. Oczywiście wszystko to ma wiązać się też z odpowiednio wysokimi karami finansowymi.


Odetchnęliście z ulgą, że to nie u nas? Muszę Was zmartwić, bo Günther Oettinger, zasiadający w Komisji Europejskiej i dzierżący tekę ds. gospodarki cyfrowej i społeczeństwa, we wczorajszej wypowiedzi przyznał, że chciałby wprowadzić analogiczne prawo na terenie całej Unii Europejskiej. Jak widać zatem, lobby wydawców sięga aż tutaj.

Reklama

Tylko czy to naprawdę takie złe? W ograniczonym stopniu wprowadzenie pewnych zasad ograniczających linkowanie treści i czerpanie z tego zysków mogłoby być zdrowe dla internetu. W ograniczonym stopniu, a więc bez rygorystycznych zakazów obowiązujących niekomercyjne serwisy i absurdalnych praw do zamykania stron. Internet po hiszpańsku to od teraz bardzo dziwny internet, który, co najgorsze, może stać się wzorem dla innych rządów. Google w UE znowu ma przerąbane.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama