Technologie

Halo pokazało swoją wartość i uratowało życie kierowcy F1

Kamil Pieczonka
Halo pokazało swoją wartość i uratowało życie kierowcy F1
Reklama

Formula 1 to nie tylko wyścigi najszybszych pojazdów na świecie, to także ogromny poligon doświadczalny dla przeróżnych rozwiązań technicznych. Jedno z nich, system "Halo" w ostatnią niedziele ponownie udowodniło, że ratuje życie kierowców.

System Halo uratował Guanyu Zhou

Jeśli oglądaliście niedzielny wyścig o Grand Prix Wielkiej Brytanii to doskonale wiecie, że po dużym wypadku na samym starcie został on przerwany na niemal godzinę. Przyczyną takiego stanu rzeczy była przede wszystkim kraksa chińskiego kierowcy zespołu Alfa Romeo F1 Team Orlen - Guanyu Zhou, który wylądował na "dachu" swojego bolidu, przejechał kilkadziesiąt metrów po asfalcie, a później przekoziołkował za bariery bezpieczeństwa. Gdyby nie system Halo chroniący głowę kierowcy, cała sytuacja mogłaby się skończyć znacznie poważniej niż na kilku siniakach. Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć tego zdarzenia, to poniżej jest nagranie z perspektywy trybun na wprost prostej startowej. Materiał mrozi krew w żyłach.

Reklama

Guanyu Zhou miał sporo pecha w całej tej sytuacji, bo został tak niefortunnie zahaczony przez bolid innego kierowcy - George'a Russella, że podbiło go do góry i obrócił się do góry kołami przy prędkości ponad 150 km/h. Jego bolid najpierw przez kilkadziesiąt metrów sunął po asfalcie, a gdy wpadł w pułapkę żwirową zaczął koziołkować. W rezultacie wpadł między bariery z opon, które miały amortyzować takie uderzenia, a płot chroniący widzów. Operacja wyciągnięcia kierowcy z bolidu trwała bardzo długo i przez ponad 15 minut nie było wiadomo co się dokładnie dzieje, bo realizator nie prezentował żadnych powtórek. Dopiero gdy potwierdzono, że z kierowcą wszystko jest OK, pokazano cały wypadek i jego efekty.

Halo nie pierwszy raz ratuje życie

System Halo został zastosowany w autach Formuły 1, a później również w towarzyszących seriach po raz pierwszy w 2018 roku. Jest to tytanowy pałąk mocowany w trzech miejscach do kokpitu bolidu, który ma chronić głowę kierowcy przed uderzeniami. Początkowo nie spotkał się ze zbyt ciepłym przyjęciem, przez zespoły i kierowców. Według niektórych miał ograniczać widoczność i być wbrew DNA sportów motorowych. Szybko jednak okazało się, że pozwala przede wszystkim zmniejszyć prawdopodobieństwo poważnych obrażeń u kierowców. Niedzielny wypadek to nie pierwszy raz, kiedy Halo ratuje życie kierowcy F1. Pod koniec 2020 roku poważny wypadek miał też Romain Grosjean, który z pełnym impetem wjechał w stalową barierę. Jego bolid rozerwało na dwie części, a kokpit wsunął się pod metalowe elementy. Gdyby nie system Halo w momencie uderzenia francuski kierowca mógłby dosłownie stracić głowę.

Tyle szczęścia nie miał jego rodak, Jules Bianchi, który w 2014 roku podczas wyścigu o GP Japonii na torze Suzuka, po uderzeniu kaskiem w stojącą na poboczu koparkę wyciągającą inny bolid doznał poważnych obrażeń głowy i w rezultacie zapadł w śpiączkę, z której do chwili śmierci w lipcu 2015 roku już się nigdy nie wybudził. Gdyby wtedy obowiązywał system Halo, ta sytuacja z pewnością nie byłaby tak tragiczna w skutkach. Formula 1 jednak ma to do siebie, że od czas do czasu przypomina nam jak bardzo niebezpiecznym jest sportem i jednocześnie pokazuje, jak wiele zrobiono w ostatnich latach, aby zminimalizować ryzyko śmierci na torze.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama