Gry

Gry wymagające stałego połączenia z siecią to po prostu patologia

Kacper Cembrowski
Gry wymagające stałego połączenia z siecią to po prostu patologia
Reklama

Gry tylko dla jednego gracza to już swego rodzaju rzadkość. Znaczna większość produkcji w tej chwili oferuje zabawę online - i w niektórych przypadkach to właśnie te tryby porywają graczy na setki godzin, na przykład GTA Online, a w innych gry oferują tylko tryb sieciowy, jak Overwatch czy Counter Strike: Global Offensive.

Mimo wszystko, jeśli gra zawiera kampanię dla jednego gracza i tryb multiplayer, to zazwyczaj wymaga połączenia sieciowego tylko do zabawy online - co ma jak najbardziej sens. W końcu połączenie z siecią podczas rozgrywki offline nie ma żadnego sensu, a kiedy serwery zostaną wyłączone, nadal możemy wrócić do kampanii czy innych trybów single’owych i cieszyć się rozgrywką. Cały ten akapit wydaje się jednym wielkim truizmem - niestety jednak, nie wszyscy twórcy stawiają na takie rozwiązanie.

Reklama

Gry single player wymagające stałego połączenia z siecią to nieporozumienie

Gran Turismo 7 wywołało sporo zamieszania w internecie. Z jednej strony jest to naprawdę świetna gra i niemal bezbłędna kontynuacja kultowej serii Polyphony Digital, z drugiej strony tytuł, który z każdym dniem coraz bardziej irytował graczy. Problemów nowego GT jest mnóstwo - wprowadzenie kosmicznych mikrotransakcji po premierze gry, tym samym po części zatajając ten fakt przed recenzentami, a następnie zmniejszanie nagród za wyścigi i generalnie stosowanie wszelkich praktyk, żeby gracze byli bardziej skorzy do pozostawienia prawdziwych pieniędzy w celu skompletowania kolekcji samochodów.

Paradoksalnie jednak, to nie jest największy problem Gran Turismo 7. Najnowsza gra motoryzacyjna spod szyldu Polyphony Digital powiela błąd Gran Turismo Sport, wymagając stałego połączenia z internetem. Tak, również w trybie offline. Pech tak chciał, że zaledwie kilka dni po światowej premierze serwery gry spadły z rowerka i produkcja była zamrożona przez ponad dobę. Przez ponad 24 godziny gracze nie mogli kontynuować kampanii z Café ani nawet wczytać swojego zapisu w celu zabawy w innych trybach.

Gran Turismo 7 to nie jedyny taki przypadek. Minusów tego rozwiązania jest całe mnóstwo

To jednak nie jedyna gra, która korzysta z takiego rozwiązania - podobny zabieg mogliśmy oglądać w serii The Crew, Need for Speed i NFS: Rivals czy SimCity. W każdym przypadku spotykało się to z negatywnym odbiorem, więc szczerze mnie szokuje, że twórcy nadal się na to decydują. Gry single player zwyczajnie nie są przeznaczone do stałego połączenia z internetem i jest to zabieg który jedynie irytuje graczy - przysięgam, że nie spotkałem ani jednej osoby, która by chwaliła tego typu rozwiązanie.

Dochodzi również aspekt stabilności serwerów, która często bywa wątpliwa. W ten sposób granie offline może wiązać się z wieloma uniedogodnieniami czy całkowitymi crashami gry. Czasem przekłada się to na fakt, że nie można gry zapauzować - i jak w rozgrywkach online jest to jak najbardziej zrozumiałe, to w singlu zwyczajnie nie ma to sensu. Warto również wziąć pod uwagę fakt, że do momentu połączenia z serwerami gry nie możemy wczytać swojego zapisu i kontynuować rozgrywki.

Głównym minusem takiego rozwiązania jest jednak to, że w momencie wyłączenia serwerów, gra staje się całkowicie bezużyteczna. W internecie pojawiało się sporo głosów, że wydawanie na Gran Turismo 7 niemal 350 zł po to, żeby za kilka lat nie móc tej gry włączyć, jest czystym absurdem i nieporozumieniem. I chociaż osobiście nie odczuwam takiego problemu - generalnie po zakończeniu wątku głównego i spędzeniu z grą kilkudziesięciu godzin czuję, że moja wspólna przygoda z nią dobiega końca, to doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jest całe mnóstwo graczy, którzy GT7 poświęcą kilkaset (jak nie kilka tysięcy) godzin swojego życia i będą do tytułu regularnie wracać. Z tej perspektywy, polityka Polyphony Digital może być nie do zaakceptowania.

Taka praktyka jest zwyczajnie krzywdząca dla graczy

Wyłączanie serwerów w grach jest rzeczą jak najbardziej normalną. Weźmy chociażby pod uwagę Fifę, w której Electronic Arts wyłącza serwery, głównie uniemożliwiając rozgrywkę w najbardziej cenionym przez fanów Ultimate Team. Mimo wszystko, nadal możemy cieszyć się grą - i ja co jakiś czas robię sobie takie nostalgiczne wycieczki, wyciągając PlayStation 3 z szafy, wrzucając do napędu płytkę z ukochaną Fifą 14 i przypominam sobie piękne czasy niezniszczalnego Victora Ibarbo w ataku. Dlaczego? Bo nadal jest dostępny szybki mecz, tryb kariery i wiele więcej. Gdyby FIFA opierała się na serwerach w pełni (co by było tragiczne ze względu na jakość serwerów EA, ale to już inna sprawa), jestem święcie przekonany, że gracze nie zostawiliby na twórcach z Kanady suchej nitki.

Tworzenie trybów single player opierających się na serwerach online jest zjawiskiem niesamowicie pomylonym. Chociaż przy Gran Turismo 7 bawiłem się doskonale, czego dowodem jest moja recenzja (tekst odnosi się do obrazu gry przed premierą, czyli przed wszystkimi wydarzeniami opisanymi na początku tego tekstu), to pomysł ze stałym połączeniem jest tragiczny. I dawno nie czułem takiej frustracji jak wtedy, kiedy chciałem wykonać wszystkie testy na najwyższą licencję, a okazało się, że nie mogę - bo serwery padły.

Reklama

Takie rozwiązanie może być zagrożeniem dla branży gier. Jeśli coraz więcej twórców zdecyduje się na tego typu rozwiązania - co jest możliwe - to gry w obecnej formie przestaną mieć jakikolwiek sens. Po co kupować produkt, który za parę lat będzie bezużyteczny? Można dywagować, czy to zwiastuje początek gier-usług w modelu subskrypcyjnym, jak Rocksmith+ - ale to już temat na inny felieton.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama