Felietony

Te gry mają w tym roku 10 lat, a cały czas zarabiają krocie. Perfekcyjny biznes czy bezczelne odgrzewanie kotletów?

Kacper Cembrowski
Te gry mają w tym roku 10 lat, a cały czas zarabiają krocie. Perfekcyjny biznes czy bezczelne odgrzewanie kotletów?
9

Niektóre gry pomimo długiego czasu od pierwszego wydania nadal zarabiają krocie. Fenomen czy żerowanie na fanach?

Wiele zmian w branży, ale to nie jedyne źródło sukcesu

Przez ostatnią dekadę w branży gier wideo zmieniło się naprawdę sporo. Streaming gier oferowany przez mnóstwo firm na wielu urządzeniach (od komputerów i konsol, przez telewizory i tablety, aż po smartfony — i to w niektórych przypadkach bez konieczności podłączania kontrolera), liczne abonamenty z niektórymi produkcjami dostępnymi w dniu premiery, wyższe ceny tytułów w dniu ich wydania, gry-usługi, coraz więcej remasterów i remake’ów i wiele, wiele więcej. Doszło do momentu, w którym do cieszenia się najnowszymi produkcjami w naprawdę niezłej jakości, nie potrzebujemy żadnej konsoli — wystarczy nam telewizor z Game Passem i jakikolwiek kontroler.

Źródło: Depositphotos

To wszystko sprawia, że rynek znacznie się zmienia i zdaje się, że przyszłość tej branży jest bardzo podobna do tego, co obecnie dzieje się w przypadku filmów i seriali. Niemniej jednak, niektóre firmy płyną pod prąd, zarabiając przy tym kolosalne pieniądze przez wiele lat.

10-letnie gry do niczego się nie nadają? Bzdura

Jakiś czas temu postanowiłem sprawdzić, jakie gry miały swoją premierę w 2013 roku — co, chociaż wydaje się niedawno, było już dekadę temu. Było kilka ciekawych pozycji, na przykład Saints Row 4, które wniosło absurd na jeszcze wyższy poziom, The Wolf Among Us, czyli obok The Walking Dead magnum opus Telltale Games, Outlast, który stał się hitem Twitcha i YouTube’a, Beyond: Two Souls od Davida Cage’a, twórcy Heavy Rain, a także Assassin’s Creed IV: Black Flag, Tomb Raider czy BioShock: Infinite. Były jednak dwie produkcje, które szczególnie się wyróżniały: The Last of Us i Grand Theft Auto V. I to właśnie na tych dwóch tytułach się skupimy.

The Last of Us, czyli piękna historia, która jest maszynką do generowania pieniędzy

The Last of Us to w tej chwili już bez wątpienia największa marka Naughty Dog, zostawiając w tyle nawet Uncharted. Oczywiście ogromny wkład w ten sukces miał serial HBO, którego pierwszy sezon zakończył się w tym tygodniu. Studio, którego współprzewodniczącym jest Neil Druckmann, w swojej profesji zwyczajnie nie ma sobie równych. Może ich gry pod względem samej rozgrywki nie są szczególnie rewolucyjne, jednak jakość opowiadanych historii i ilość przekazywanych emocji jest wręcz fenomenalna, co pewnie wiecie, jeśli oglądaliście serial z Pedro Pascalem i Bellą Ramsey w rolach głównych. Pierwsza część gry, dodatek fabularny pod tytułem Left Behind oraz kontynuacja z dorosłą już Ellie to coś, czego powinien doświadczyć każdy gracz.

I, cóż, Sony dba o to, żeby właśnie tak się stało. Pierwsze The Last of Us pojawiło się w 2013 roku na PlayStation 3, po to, żeby zaledwie rok później ukazał się remaster na PlayStation 4. Ten miał nieco lepszą grafikę i pozwalał wszystkim graczom ówczesnej najnowszej generacji zapoznać się z docenioną przez graczy i krytyków przygodą z końcowej ery PS3 — ale to nie koniec. W zeszłym roku pojawiło się The Last of Us: Part I, czyli remake na PlayStation 5, a wkrótce ta sama gra pojawi się na PC. Gra z 2013 roku miała więc swoje premiery jeszcze w 2014, 2022 i 2023 roku — a najlepszy jest ich wspólny element, czyli pełna cena za każde wydanie.

The Last of Us Remastered w dniu premiery kosztowało około 250 zł, czyli regularną na wtedy cenę nowych gier. Za remake z podtytułem „Part I” trzeba było zapłacić ponad 300 zł, a na komputerach osobistych produkcja również będzie dostępna za pełną kwotę. Oczywiście w dobie sukcesu i ogromnej oglądalności serialu nie jest to zaskoczeniem — Sony i Naughty Dog otwierając się na nową platformę z tym IP mają w garści prawdziwą żyłę złota i nie chcą z niej rezygnować. Mimo wszystko wizja tego, że gra, która powstała dekadę temu, będzie sprzedawana czwarty raz za pełną cenę, jest dość nieprawdopodobna. A jednak.

GTA 5 również zwiedziło już trzy generacje

Sytuacja wygląda tak samo w przypadku GTA 5 — ostatni wpis w serii Grand Theft Auto również zadebiutował 10 lat temu, początkowo trafiając na PlayStation 3 i Xboksa 360. Po drodze pojawił się również na PlayStation 4 i Xboksie One, później na PC, a niedawno także na PS5 czy Xboksie Series X|S.

Tutaj nie jest tajemnicą, że kurą znoszącą złote jaja jest GTA Online — multiplayerowy dodatek finalnie stał się praktycznie osobną grą, która nawet jest sprzedawana w cyfrowych sklepach jako samodzielny tytuł. W tej chwili GTA 5 na PlayStation Store w wersji na PS5 kosztuje 169 zł (dekadę po premierze!), a sam tryb online jest dostępny za 89 zł. Do tego oczywiście mikropłatności wewnątrz gry, liczne dodatki, elementy kosmetyczne i… cóż, Rockstar ma prawdziwą kurę znoszącą złote jaja. Według informacji, jakie można znaleźć w sieci, od 2013 roku produkcja zarobiła niemal 8 miliardów dolarów.

Nic zatem dziwnego, że twórcom niespecjalnie się spieszy z Grand Theft Auto VI — po co wydawać nową grę, skoro produkcja wydana dekadę temu cały czas przynosi niebotyczne zyski i przyciąga do siebie wielu graczy. Dobry sposób i słuszne wykorzystanie swoich możliwości, czy może jednak przekroczenie granicy dobrego smaku?

Stock Image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu