W to, że Dead Island 2 w ogóle ujrzy światło dzienne, zwątpiłem już dawno temu. Okazuje się jednak, że nadzieja umiera ostatnia.
Dead Island 2 niczym gorący ziemniak. Gra przechodziła z rąk do rąk
Pierwsze Dead Island było grą zdecydowanie udaną. Nieco szalona koncepcja z zombie, które na wtedy były jeszcze dość świeżym tematem, możliwość kooperacji ze znajomymi i otwarty świat z brutalnym gameplayem i zabawnym, żartobliwym tłem. To wszystko miało miejsce w 2011 roku, a dwa lata później otrzymaliśmy kolejną odsłonę z podtytułem Riptide, która nie udała się aż w takim stopniu, chociaż popłynęła na fali „jedynki”.
Każdy jednak oczekiwał pełnoprawnej kontynuacji — i modły zostały wysłuchane w 2014 roku, kiedy zobaczyliśmy pierwszą oficjalną zapowiedź Dead Island 2. Wtedy za produkcję odpowiadało studio Yager Development, które miało na swoim koncie fenomenalne Spec Ops: The Line, więc co mogło pójść nie tak? No, okazało się, że sporo — po grze słuch zaginął, aż chwilę później dowiedzieliśmy się, że deweloper się zmienił i za DI2 odpowiadać będzie Sumo Digital. Cóż, Dead Island 2 stało się jednak piłką, która naprawdę parzy — i Sumo przerzuciło ją do Dumbuster Studios. Deep Silver i Plaion zostali więc z tym gorącym ziemniakiem i musieli zrobić wszystko, żeby on ostygł. Czy pomimo wielu kolejnych opóźnień i w sumie blisko dziewięciu lat od pierwotnej zapowiedzi, Dead Island 2 stał się czymś innym, niż potworem Frankensteina?
Czy Los Angeles może być jeszcze większym piekłem? Jasne, że tak
Wirus zamieniający ludzi w bezmyślne, ale niezwykle silne, szwendające się kreatury, trafił do Kalifornii — chociaż wydarzenie to miało powstrzymać wojsko, to bardzo szybko wycofało się z tego pomysłu, pozostawiając Los Angeles na pastwę losu. LA, lub „HELL-A” (wiecie, taka gra słów), z miasta aniołów stało się… miastem demonów.
Główny bohater jest jednak jednym z tych szczęśliwców, którzy są odporni na efekty tej zarazy — i zamiast zamieniać się w bezmózgiego stwora, zyskuje specjalne umiejętności, które pomagają mu w walce z zombiakami. To sprawia, że sianie spustoszenia na ulicach jest jeszcze prostsze i przyjemniejsze.
Mnóstwo bohaterów, a każdy z innego świata
W Dead Island 2 mamy do wyboru łącznie 6 głównych postaci: Ryan, Jacob, Amy, Dani, Carla i Bruno. Każdy z bohaterów ma własny zestaw umiejętności i specjalne cechy (niektórzy mają więcej życia, inni szybciej je regenerują, a jeszcze inni zadają największe obrażenia), lecz co najważniejsze, każda z tych postaci faktycznie się od siebie różni, a ich barwność jest porównywalna do tego, co oferowało Watch Dogs 2.
Jacob dla przykładu jest kaskaderem z Londynu, całym sercem kocha Shakespeare’a (i ma najwięcej HP, dlatego to właśnie jego wybrałem), Bruno za to jest wydziaranym hustlerem przypominającym Lil Pumpa i uwielbia odchodzić od zmysłów, a Dani jest alternatywką pracującą w handlu, która nienawidzi swojej rodziny. Każda postać wyróżnia się nie tylko charakterem, ale również wyglądem i statystykami — wybór, który podejmiemy na początku gry, jest zatem naprawdę istotny.
Każda postać trafia jednak w środek HELL-A w ten sam sposób — rozbijając się samolotem. Tak się składa, że obok nas wypadek miała jedna z największych celebrytek, której ochroniarz jednak boi się własnego cienia. Wtedy cali na biało wchodzimy my, mając na celu uratowanie nie tylko gwiazdy, w której rezydencji przesiadujemy, ale całego stanu.
Walka jest różnorodna i… trudna
Będąc szczerym, po Dead Island 2 spodziewałem się najbardziej arcade’owego stylu walki ze wszystkich możliwych. Pod tym względem Dambuster Studios solidnie mnie zaskoczyło, gdyż sposób ubijania zombiaków jest dużo bardziej realistyczny, niż w Dying Light 2. Walka jest więc naprawdę realistyczna, fizyka ciał odwzorowana doskonale, a wbicie dzidy w rękę żyjącego trupa czy dekapitacja ognistą maczetą to elementy w dziwny sposób satysfakcjonujące.
Możemy na różne sposoby ulepszać swoje bronie, dodając na przykład elementy ogniste czy elektryczne, które wpływają na zadawane obrażenia oraz efekty działające na przeciwników. System craftingu jest rozwinięty w odpowiednim stopniu i pozytywnie zaskakuje. Są jednak odporne gatunki zombie — na swojej drodze możemy na przykład spotkać ognistych przeciwników, którzy są w stanie nas podpalić — i wtedy maczeta z ognistym efektem zwyczajnie nie będzie efektywna. Do tego dochodzą jednak specjalne umiejętności nabywane między innymi po walkach z bossami, a także dodatkowe bronie, takie jak noże do rzucania, granaty czy przynęty, pozwalające zwabić hordę zombiaków w jedno, wyznaczone przez nas miejsce.
Wszystko może zabić zombie… i nas samych również
Do tego dochodzą zabawy z otoczeniem. Jeśli w jakimś miejscu widzimy przerwane kable, z których idą iskry, możemy tam rzucić butlę z wodą — w ten sposób wszystkie zombie w pobliżu zaczną się smażyć. W drugą stronę, możemy wrzucić akumulator do basenu z przeciwnikami, lub rozlać benzynę w miejscu pożaru, a nawet wkopać zombie do basenu z toksycznym środkiem do rozpuszczania zwłok. Jak już zdążyliście zauważyć, jest to produkcja niezwykle brutalna — ale w tym szaleństwie jest metoda.
Muszę jednak przyznać, że zaskoczył mnie poziom trudności. Dead Island 2 to nie jest bezstresowy spacerek i hordy zombie na ulicach naprawdę potrafią być wyzwaniem — ekran informujący o śmierci wcale nie jest rzadkością, więc trzeba wszystko robić mądrze. HELL-A naprawdę ma coś wspólnego z piekłem.
Kiedy zaakceptujesz kicz, bawisz się świetnie
Pierwsze dwie godziny z Dead Island 2 nie były jednak najłatwiejsze. Mnóstwo kiczu, typowych żartów z Los Angeles, powielanie stereotypów i brak umiejętności traktowania czegokolwiek poważnie przez głównego bohatera, a wręcz przeciwnie. Wszystko jest zwyczajnie przerysowane. Jest to spora dawka kiczu, z którą musimy się zmierzyć — ale kiedy to zaakceptujemy, okazuje się, że mamy do czynienia z zaskakująco dobrą grą.
Czy Dead Island 2 jest produkcją wybitną? W żadnym wypadku. To nie jest nic odkrywczego, nie zdefiniuje to gatunku na nowo i nie sprawi, że będziemy o tej grze wspominać latami. Z drugiej jednak strony, dawno nie czułem takiego „luzu” względem jakiejś gry i uczucia czystej frajdy podczas rozgrywki. Dead Island 2 zagwarantowało mi kilka godzin (bo tylko tyle mogłem na razie pograć) odmóżdżającego, przyjemnego i kreatywnego gameplayu, po który z wielką rozkoszą sięgałem co wieczór. Tak jak napisałem wyżej — w tym szaleństwie jest metoda.
Pewne niedociągnięcia, śmierdzące tandetą
Są jednak pewne elementy, których wybaczyć nie mogę. W teorii są to małe rzeczy, które jednak nie przystoją grze tej skali — jakkolwiek poważnych turbulencji po drodze by nie przechodziła. Chodzi o takie rzeczy jak znikające na naszych oczach zwłoki przeciwników czy brak jakichkolwiek odbić w lustrach i wręcz rozmazane piksele w miejscach, gdzie powinny pojawiać się odbicia. Jest to podwójnie frustrujące ze względu na to, że Dead Island 2 wygląda naprawdę dobrze — i naprawdę jest na czym zawiesić oko.
Będąc szczerym, miałem naprawdę niskie oczekiwania względem tej produkcji. Nie spodziewałem się cudów, a nawet zakładałem sporą porażkę — tymczasem okazuje się, że byłem w błędzie. Nie jest to ambitna gra z historią wywołującą gęsią skórkę, nie zdobędzie miliona statuetek, ale przyniesie mnóstwo frajdy. Nie mogę doczekać się pełnego wydania, aż będę mógł doświadczyć przygody w HELL-A w kooperacji. Trochę nie dowierzam że to piszę, ale jest na co czekać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu