Gry

Grałem w betę Mirror’s Edge Catalyst i jako fan pierwszej części mam mieszane uczucia

Paweł Winiarski
Grałem w betę Mirror’s Edge Catalyst i jako fan pierwszej części mam mieszane uczucia
9

Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy pierwsze Mirror’s Edge było grą niedocenioną. Jako jedną z nielicznych produkcji na konsolach poprzedniej generacji przeszedłem ją cztery razy, zawsze świetnie się bawiąc. Wiem, była do bólu liniowa, niezbyt długa, ale wprowadziła do gier FPP pewien powiew świeżości, zachwycając jednocześnie designem. Dlatego po Mirror’s Edge Catalyst spodziewałem się bardzo dużo - chyba za dużo, bo po zamkniętej becie mam nie tylko niedosyt, ale czuję również małe rozczarowanie.

Mirror’s Edge Catalyst, podobnie jak pierwsze Mirror’s Edge opowiada historię Faith, kurierki-biegaczki. Świat przedstawiony w grze opanowany jest przez korporacje, ludzie są pod stałym monitoringiem, a wspomniani kurierzy to najbezpieczniejszy sposób na przekazywanie poufnych informacji. Dla samych kurierów jednak niebezpieczny - wystarczy, że poślizgnie im się noga, a skończą martwi, co chwila stają się też elementem większej afery i władze chcą położyć na nich swoje łapy. Beta Mirror’s Edge Catalyst rozpoczyna się w więzieniu, gdzie główna bohaterka musiała odbyć karę - tak to jest, kiedy żyje się na krawędzi.

Wspomniałem o małym rozczarowaniu i po opiniach znajomych widzę, że beta została przyjęta najcieplej przez osoby, które albo nie ukończyły części pierwszej, albo nie docenili tamtego tytułu. Od premiery pierwszych przygód Faith upłynęło 8 długich lat, ale nie jest to jednoznaczne z tym, że przez cały ten czas pracowano nad kolejną odsłoną. Spodziewałem się jednak świeżego podejścia do tematu, wielu nowości, tymczasem mam wrażenie, że trzon zabawy kompletnie się nie zmienił. Beta nie pokazała mi nowych sztuczek - owszem, jest dynamicznie, ale cały czas miałem wrażenie, że bawię się w tej samej produkcji z podciągniętą oprawą graficzną. Ba, zaryzykuję stwierdzenie, że jest łatwiej niż w Mirror’s Edge - chodzi głównie o system sterowania i walki, ale o nich za chwilę.

Faith w piaskownicy

Podstawową różnicą jest sposób opowiadania historii i podejście do świata gry. Podczas gdy Mirror’s Edge prowadziło za rękę, każąc graczowi iść po z góry zaplanowanej ścieżce, Catalyst jest…piaskownicą. Ze wszystkimi plusami i minusami. Pozostaje pytanie - czy to dobry krok? Czas spędzony w becie daje mi do zrozumienia, że przez takie podejście nie będę w stanie wkręcić się w opowieść i za dużo czasu spędzę w nieczytelnej mapce, próbując odnaleźć odpowiednie zadania. Z drugiej strony taka konstrukcja świata pozwala biegać po nim frywolnie, odkrywając najfajniejsze ścieżki i szukając znajdek. A jest gdzie biegać, testować skróty, uczyć się dachów miasta na pamięć. Bo właśnie w tych fragmentach miałem najwięcej zabawy i jestem prawie pewien, że obcując z pełną wersją gry chętnie zrobię sobie sesje polegające tylko i wyłącznie na zwiedzaniu metropolii.

Faith otrzymuje specjalny GPS, który uruchamia „runner's vision”. To pomysłowy, a przy okazji bardzo przydatny system podpowiedzi podczas biegu. Nie dość, że wyznacza najlepszą drogę, podpowiada gdzie i jak powinniśmy wskoczyć na dany obiekt. Ja wiem, że mimo jego implementacji w poprzedniej odsłonie, w jedynce można się było pogubić, ale mam wrażenie, że w Catalyst jest czasami aż za łatwo znaleźć odpowiednią ścieżkę, mam wrażenie, że to wina/zasługa dorysowywanej linii za którą powinno się biec - widać, że twórcy nie chcą rzucać kłód pod nogi i celują w jak najszersze przyjęcie gry. Niestety Catalyst traci przez to charakter, którym cechowało się pierwsze ME.

Zwiastuny sugerowały dynamiczną walkę, okazuje się jednak, że zaserwowano nam prosty system polegający jedynie na wyprowadzaniu ciosów i oczywistych unikach. Jasne, jest dynamicznie, szybko, ale…nudno. Nawet w kontakcie z bardziej rozgarniętymi przeciwnikami nie trzeba się starać - wystarczy prosty schemat uniku i uderzenia by poradzić sobie z blokującymi wrogami. W jedynce lubiłem wpadać w wrogów dropkickiem, tu nie widziałem najmniejszego sensu kombinowania. Wielka szkoda, chyba zbyt wiele obiecywałem sobie po walce w Catalyst. Szkoda też, że całkowicie zrezygnowano z możliwości używania broni palnej. W ME była to miła odmiana i choć widać, że system strzelania przygotowano na kolanie, czuć jego brak.

Gdzie ta pompa?

Wizualnie jest…tylko przeciętnie. Grałem na PlayStation 4, dostałem 900p skalowane do 1080p i 60 klatek animacji na sekundę. Doceniam framerate, nie boli mnie upscaling, wiem że to beta, ale gra potrafi wyglądać słabo. Wystarczy stanąć na „mostku” łączącym dwa budynki i spojrzeć w dół, kartonowe samochody snują się po pustych ulicach. Oczywiście już w becie jest kilka fragmentów wyglądających bardzo dobrze, ale twórcy chyba nie do końca umieli się zdecydować - powtórzyć charakterystyczny styl z jedynki czy iść bliżej klasycznej oprawy znanej z FPS-ów. Ostatecznie zderzają się dwa wizualne światy, przez co gdzieś ulatuje specyficzny „zapach” starego Mirror’e Edge. Podsumowując - Catalyst nie jest zbyt ładną grą.

Będzie dobrze?

Zdaję sobie sprawę z tego, że przedstawiłem betę Mirror’s Edge Catalyst w niezbyt dobrym świetle, wytykając wszystko, co mi w grze nie podpasowało. Ale nadmieniam, że bardzo ciepło wspominam pierwszą odsłonę i moje oczekiwania względem nowych przygód Faith były naprawdę duże. Beta sprowadziła mnie do parteru i pokazała, że to po prostu kolejna gra - nic, co miałoby się jakoś specjalnie wyróżnić na rynku. I boję się, że więcej będzie rozczarowań niż zachwytów. Ale o tym przekonamy się dopiero 9 czerwca, bowiem kilka dni temu ogłoszono, że premiera zaliczy mały poślizg.

Nie zrozumcie mnie jednak źle, fajnie mi się biegało. Miałem frajdę z poznawania nowych skrótów, wspinania się, skakania, przemieszczania po ścianach. Wkurzały ekrany ładowania pojawiające się po każdym większym upadku, ale czekałem i biegłem dalej, starając się wkręcić tak mocno jak w pierwszym Mirror’s Edge. I mimo tych wszystkich zauważonych wad i moim zdaniem niepotrzebnych zmian, bawiłem się nieźle.

Mam też nadzieję, że szumnie zapowiadane opcje społecznościowe bazujące na biegach, poprawianiu wyników znajomych i wspinaniu się po drabinkach sieciowych rankingów będą fajnym dodatkiem, przez który nie ucierpi główny wątek fabularny. Bo nawet jako fan Faith (który mocno czeka na jej nowe przygody) obawiam się, że tym razem opowieść nie dostarczy mi tego, czego oczekiwałem.

ps. jakoś nie mam ostatnio szczęścia do wersji beta. Najpierw nie zachwycił mnie Battleborn, a potem nowy Doom.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

eamirror's edge catalyst