Recenzja

Gra w sam raz na tłusty czwartek. Recenzja Fat Princess Adventures

Paweł Winiarski
Gra w sam raz na tłusty czwartek. Recenzja Fat Princess Adventures
Reklama

Ciasta, ciastka, pączki, tona cukru. Tak w skrócie można opisać Fat Princess Adventures. Nie, nie żartuję. Dodajcie do tego rozgrywkę podobną do Diablo III, a otrzymacie najsłodszy hack’n’slash w branży gier.

Pierwsza, wyprodukowana przez Darkstar Industries, część Fat Princess mnie do siebie nie przekonała. Niby humor i oprawa były w porządku, ale chaos związany ze zbyt dużą ilością kooperujących ze sobą graczy skutecznie mnie od tej pozycji odrzucił. Za drugą odsłonę, z podtytułem Adventures, zabrała się ekipa Fun Bits i najwyraźniej taka zmiana była grubej księżniczce potrzebna.

Reklama

Fat Princess Adventures to prosty hack’n’slash stawiający przede wszystkim na dobrą zabawę. Nie ma tu tony statystyk, zbieractwa broni i przedmiotów, spędzania czasu nad skompletowaniem najlepszego pancerza. Jest prosty pasek życia składający się z serduszek, klepanie przeciwników po głowie i zajadanie się toną słodyczy, które w świecie Fat Princess wydają się być najważniejszą rzeczą. Podobnie jak u nas tłusty czwartek.

Władcy Wielkiego Kęsa weszli w konflikt z nienawidzącą cukru Królową władającą mocą…soli. Brzmi niedorzecznie? Ale idealnie pasuje do cukierkowego świata gry, bo to właśnie w wir tego konfliktu zostajemy rzuceni. Przez 7 rozdziałów (5-6 godzin gry) przyjdzie nam siekać przeciwników i objadać się słodkościami, które uzupełnią pasek zdrowia. Jeśli zjemy za dużo, zamienimy się w grubasa dysponującego większą siłą - „how cool is that?”, powiedzieliby Amerykanie. I faktycznie, gra oczarowuje takimi rozwiązaniami już od pierwszych minut zabawy. Prosty system sterowania i rozgrywki jest natomiast tak przystępny, że wystarczy po prostu włączyć grę, chwycić pada i po prostu się bawić. Bez uczenia się rozmieszczenia przycisków na padzie, opracowywania strategii czy zagłębiania się w rozbudowany system walki. Oczywiście ma to też swoje złe strony, gra nie jest bowiem wymagająca, nie stawia też przed graczem wyzwań. Czyli w sam raz na odsapnięcie po ciężkim dniu pracy lub spędzeniu kilku godzin nad wymagającym tytułem.

Fat Warrior Princess w fajny sposób łączy zabawę dla tak zwanych singli, z rozgrywką w kooperacji. Jeśli dobierzecie sobie trzech graczy, przez sieć lub na kanapie, gra się ciekawiej, ale i łatwiej. Wojownik, łucznik, mag i inżynier - w takie klasy postaci przyjdzie Wam się wcielić, a różnica między nimi jest dość znacząca. Jednocześnie wystawienie do zabawy całej czwórki oznacza, że poszczególni gracze będą się uzupełniać, co nadaje rozgrywce może nie głębi, ale większej frajdy. Zaliczenie gry samotnie nie sprawi jednak, że cokolwiek stracicie, zapraszanie znajomych nie jest więc do zabawy niezbędne.

Graficznie ciężko się tu do czegoś przyczepić. Z góry ustalony, cukierkowy „setting” świetnie współgra z kreskówkową oprawą przypominającą trójwymiarowe, animowane filmy dla młodszego widza. Humor wylewa się z ekranu tak samo często jak lukier oblewający pojawiające się w grze słodycze - dużo tu nawiązań do popkultury, więc jeśli interesujecie się takimi tematami, uśmiech na twarzy pojawi się częściej. Technicznie jest dobrze, a nawet bardzo dobrze - lagów w połączeniu sieciowym nie uświadczyłem, filtry pomagające w doborze graczy działają sprawnie, a sama gra nie zaliczała przycięć czy spadków animacji. Boli niestety brak pełnej polonizacji, chciałbym usłyszeć głosy polskich aktorów wydurniających się do mikrofonu. Choć istnieje oczywiście ryzyko, że taki zabieg zepsułby oprawę dźwiękową gry - tak, czy inaczej, zostaje czytanie napisów. Teoretycznie powinno zepsuć to zabawę najmłodszym, ale grę opatrzono znaczkiem PEGI 16. Zdziwieni? Ja nie, sporo tu przemocy - animowanej, ale jednak.

Reklama

Werdykt

Porównywanie Fat Princess Adventures do Diablo III nie ma najmniejszego sensu, choć obie gry należą do gatunku hack’n’slash. W produkcji Fun Bits próżno szukać głębi fabularnej, czy w zasadzie jakiejkolwiek głębi związanej z rozgrywką. Mamy za to tonę kreskówkowego humoru i mocny nacisk na prostą, ale sprawiającą frajdę rozgrywkę. Ja bawiłem się naprawdę nieźle, choć 84 złote jakie trzeba wydać na grę to trochę dużo. Ale kiedy tytuł pojawi się w jakiejś promocji, warto dać mu szansę - jest bowiem fajną odskocznią od dużych produkcji. Aha, zagracie tylko na PlayStation 4.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama