Po prawie trzech latach Google wycofuje się z wymogu prawdziwych imion i nazwisk w serwisie społecznościowym Google+, zezwalając na dowolne pseudonimy...
Po prawie trzech latach Google wycofuje się z wymogu prawdziwych imion i nazwisk w serwisie społecznościowym Google+, zezwalając na dowolne pseudonimy. Sprawa wydaje się pozornie mało istotna, ale wystarczy przypomnieć, że sam Eric Schmidt powiedział, że kto nie chce występować pod swoim prawdziwym nazwiskiem, ten nie powinien korzystać z Google+ w ogóle. Staje się więc jasne, że zmiana dotyczy fundamentalnej zasady panującej na Google+ i być może pociągnie za sobą kolejne, które wreszcie otworzą tą sieć społecznościową na świat i resztę internetu.
Co stało za wymogiem prawdziwych danych dotyczących nazwy użytkowników? Prawdopodobnie jednym z głównych powodów była chęć ograniczenia bezwartościowych, czy wręcz szkodliwych, anonimowych komentarzy, które były bardzo dobrze znane w przypadku innych serwisów, również należących do Google, np. YouTube. Tym bardziej, że Google powiązał później YouTube z Google+, zastępując komentarze właśnie serwisem społecznościowym. Problem polegał na tym, że osoby prowadzące kanał na YouTube nie mogły po prostu założyć konta Google+ o takiej samej nazwie, bo Google zawsze wymagał imienia i nazwiska, przynajmniej teoretycznie, prawdziwego. To z resztą nie jedyny problem. W dobie nieustannego śledzenia użytkowników w sieci, pseudonim stał się bardziej synonimem zachowania odrobiny prywatności, niż możliwości do potencjalnego trollowania, które tak czy inaczej występuje. Osobiście nie mam problemu z podpisywaniem się pod wszystkim co piszę w sieci, ale rozumiem osoby, które patrzą na to trochę inaczej, zwłaszcza jeżeli znajdują się w kraju, w którym wolność słowa niekoniecznie jest istotną wartością, albo wypromowały się korzystając jedynie z pseudonimu.
Chociaż sam jestem użytkownikiem Google+ i zaglądam na niego równie często, jak nie częściej, niż w przypadku innych serwisów społecznościowych oraz doceniam szereg zalet tego serwisu społecznościowego, takie jak automatyczny backup zdjęć z telefonu oraz bardzo wygodną edycję tychże fotografii z poziomu przeglądarki, to jednak dostrzegam szereg problemów, które mnie irytują i z pewnością odgrywają istotna rolę w adopcji Google+ przez nowych użytkowników.
Google przyjął rozwiązanie siłowe. Autorstwo tekstów zamieszczanych w sieci i wyszukiwanych przez wyszukiwarkę jest powiązane z Google+. Zintegrował Google+ ze swoimi serwisami - wystarczy wspomnieć Gmail i YouTube, nie dając użytkownikom wielkiego wyboru czy chcą z G+ korzystać czy nie, jednocześnie nie otworzył się na resztę internetu. Z Google+ nie można udostępniać do żadnej innego serwisu, nie należącego do Google. Z innych serwisów Google, np. z Map można udostępniać tylko do Google+. Jednocześnie nie ma sensownego API, które by to umożliwiało. Udostępniając zdjęcie z Instagram, mogę wrzucić je na Facebooka (oczywiście, w końcu jest właścicielem), Twittera, Tumblra, Flickra czy Foursquare, ale na Google+ nie mogę. OK, nic w tym dziwnego, Facebook nie chce pomagać konkurencji, a to on teraz decyduje jak działa Instagram. Problem polega na tym, ze na Google+ nie mogę udostępnić tego zdjęcia nawet korzystając z serwisów firm trzecich, takich jak IFTTT, które właśnie łączą niepowiązane ze sobą usługi. No chyba, że uruchomię upload zdjęć za pomocą maila, ustanowię specjalne hasło itd. Żadne API nie załatwia tego w sposób szybki i prosty, a powinno.
To samo dotyczy wspierania innych platform. W tej chwili Google jest tylko na własnym Androidzie i iOS jako najważniejszej platformie mobilnej w Stanach i nie tylko. Windows Phone, czy, co gorsza, Windows 8.1 nie mają żadnego wsparcia ze strony Google+. Ja rozumiem, że Google może nie chcieć nigdy udostępnić swojej nawigacji i map, zatrzymując je jako zalety swojej platformy, podobnie jak muzykę i filmy, ale serwis społecznościowy powinien być wspierany tak szeroko, jak to tylko możliwe, inaczej społecznościowy nigdy do końca nie będzie.
Do tego możnaby dodać uwolnienie niektórych świetnych produktów spod skrzydeł G+, na przykład świetnego komunikatora Hangouts, który zawsze może być częścią Google+, ale powinien też funkcjonować całkowicie niezależnie, podobnie jak Skype.
To stanowi moim zdaniem główny problem Google+ - jest zamknięty w ekosystemie Google, a powinien być możliwie otwarty, zarówno pod względem udostępniania treści Google+ na innych platformach, jak i udostępniania z innych platform na Google+ za pomocą API, chociażby za sprawą aplikacji i serwisów, które takim transferem informacji się zajmują, jeżeli inne serwisy Google+ nie chcą wspierać. Jeśli dodać do tego aplikacje na platformy Windows i inne, którym uda się zdobyć odpowiednią popularność, z czasem serwis społecznościowy Google musiałby się ożywić. Mnie, jako użytkownika Google+ najbardziej irytuje, że nie na każdej platformie, której używam, mogę równie wygodnie z G+ korzystać i nie mogę w łatwy sposób udostępniać na G+ wszystkiego, co znacznie łatwiej mogę wrzucić gdzie indziej i odwrotnie.
To jednak nie działa w ten sposób, że jak nie będzie aplikacji Google+ na tablet z Windows, to wybiorę automatycznie tablet z Androidem. Większość użytkowników prędzej porzuci G+ niż swój komputer czy telefon, tym bardziej, że G+ jeszcze nie stał się nowym Facebookiem. Okazuje się, że nawet będąc takim gigantem jak Google, kontrolującym znaczną część internetu, ciężko przyciągnąć użytkowników siłą, nie otwierając się na resztę internetu. Wielka szkoda, bo w mojej ocenie, Google+ ma do zaoferowania o wiele więcej niż inne serwisy społecznościowe, tylko wciąż brakuje mu użytkowników i interakcji w porównaniu do Facebooka i Twittera.
Informacja o zmianie polityki dotyczącej nazw kont pojawiła się na Google+. W tej chwili można używać dowolnej nazwy konta, mając na uwadze, że wciąż nie wolno podszywać się pod inne osoby, używać wulgaryzmów, a ilość zmian nazwy jest ograniczona w czasie.
Mój profil na Google+ można znaleźć tutaj.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu