Google już dawno wypowiedziało wojnę ciężkim reklamom, jednak do tej pory ich działania były dość delikatne. Tym razem wyciąga artylerię i wali z grubej rury za pomocą limitów i blokad.
Kiedy słyszę "reklama internetowa", myślę "Google". Dla mnie, jak i zapewne dla wielu, Google i reklama to niemal synonim. Ich hegemonia jest bezdyskusyjna. Internet stoi reklamą i często odbija się to nam czkawką. Ciężko znaleźć interesującą nas treść, same projekty często pasują do strony jak pięść do nosa, a najgorsze z tego wszystkiego są ciężkie i przeładowane reklamy, która często potrafią zamulić nasze urządzenie.
Może to trochę przesadzone stwierdzenie, ale w dużej mierze za całym tym problemem stoi sam Google ze względu na to, że do tej pory akceptował i przyjmował wszystko jak leci bez patrzenia na konsekwencje. Od jakiegoś czasu obserwujemy jednak jak król reklam stara się całą sytuację uporządkować. W zeszłym roku opublikował standardy reklam wyświetlanych w trakcie odtwarzania video. Teraz poszedł krok dalej i wprowadza zmiany w Chrome których celem jest ograniczenie zużycia procesora i transferu danych. Wszystko w imię walki z najcięższymi reklamami.
Skąd ten pomysł?
Zgodnie z komunikatem, Google zauważyło, że niewielki procent reklam odpowiada za nieproporcjonalnie duże obciążenie urządzeń i sieci. Co to znaczy po naszemu? Duże zużycie baterii, transferu danych czy nawet spowolnienie naszego urządzenia. Wszystko to z czym użytkownik nie chce mieć do czynienia.
TE reklamy (kopiące kryptowaluty, kiepsko zaprogramowane lub niezoptymalizowane) mogą drenować baterię, znacząco obciążają sieć i dużo kosztują.
Jak chcą z tym walczyć? Tym razem działanie będzie bardziej stanowcze niż wprowadzenie kolejnego ograniczenia. Chrome będzie limitował co reklamy displayowe mogą robić przed tym jak użytkownik wejdą z nimi w interakcje w sposób jawny. A oto jak wyglądają te ograniczenia:
- główny wątek (przeglądarki) nie może być wykorzystywany dłużej niż 60 sekund
- główny wątek (przeglądarki) nie może być wykorzystywany dłużej niż 15 sekund w 30 sekundowym oknie
- zużycie sieci nie może przekroczyć 4 megabajtów
Udostępniona została nawet ciekawa grafika, która pokazuje na czym realnie polega problem.
Jeśli użytkownik nie wejdzie w reakcję z reklamą i równocześnie conajmniej jeden z wymienionych powyżej limitów zostanie przekroczone to Chrome zablokuję reklamę. Zamiast zasobożernego potworka wyświetlony zostanie szary boks z informacją o usuniętej reklamie.
Cały mechanizm (limity i blokowanie) mają zostać wypuszczone na koniec sierpnia. Da to czas twórcom reklam na dostosowanie swoich kreacji do nowych ograniczeń. Mało kto może sobie pozwolić na walkę z Google i ignorowanie Chrome'a.
Jeśli ktoś chce uruchomić cały mechanizm wcześniej może to zrobić ustawiając następującą flagę:
chrome://flags/#enable-heavy-ad-intervention
Czy to odpowiedź na adblocka?
Osobiście nie korzystam z adblocka. Internet z wtyczkami do blokowania reklam to dużo lepsze miejsce. Jednak z drugiej strony jest to pewne ograniczenia źródła potencjalnego przychodu dla wielu serwisów i osób, które na to jak najbardziej zasługują. Adblocki to też cierń w nodze Google, w końcu każde ograniczenie wyświetleń to dla nich strata. Czy ich działania można potraktować jako delikatną walkę z tego typu narzędziami?
Jeśli reklamy będą mniej uciążliwe to może mniej osób będzie decydować się na ich blokowanie? Przyznaję się, że to już trochę doszukiwanie się drugiego dna, jednak w tym wypadku byłoby to całkiem fajne dno. Zamiast próbować zwalczać siłowo blokery, Google może po prostu szukać sposobu, aby stało się ono mniej potrzebne. Takie podejście każdemu wyjdzie na zdrowie.
Źródło: 9to5google
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu