Google

Google szykuje nowe desktopowe oprogramowanie do zdjęć. Picasa idzie w odstawkę?

Tomasz Popielarczyk
Google szykuje nowe desktopowe oprogramowanie do zdjęć. Picasa idzie w odstawkę?
Reklama

Ostatnie zmiany w Google+ nie budzą już praktycznie żadnych wątpliwości, że społecznościowa platforma giganta z Mountain View ma kusić przede wszystki...

Ostatnie zmiany w Google+ nie budzą już praktycznie żadnych wątpliwości, że społecznościowa platforma giganta z Mountain View ma kusić przede wszystkim możliwością magazynowania, edytowania i dzielenia się fotografiami. To swoisty konik tej usługi, który może nie uderza bezpośrednio w Facebooka, ale z pewnością skutecznie przekonuje - zwłaszcza wobec rosnącej mody na fotografowanie smartfonami.

Reklama

Czy ktoś dziś jeszcze pamięta program Picasa? Google przejął to oprogramowanie w 2004 roku i od tamtej pory w miarę regularnie rozwija oraz ulepsza. Oficjalna strona usługi ciągle funkcjonuje - mimo, że internetową wersję zastąpiono już serwisem Google+ Zdjęcia. Od kilku(nastu) miesięcy z pewnością wielu użytkowników Picasy zastanawia się, kiedy kalifornijski gigant ogłosi koniec programu. W końcu dziś nie pasuje on zbytnio do obranej strategii. Zwłaszcza, że latem ubiegłego roku pojawiła się bardzo dobrze działająca aplikacja offline dla Chrome Google+ Zdjęcia. Jedyne czym ustępuje Picasie to brak możliwości przypisania do wybranych rozszerzeń plików.

Jak donosi TechCrunch, Google już przygotował nową desktopową aplikację integrującą Windowsa z serwisem fotograficznym Google+. Nie zanosi się jednak na to, aby wygryzła ona Picasę. Nowe rozwiązanie działa niemalże analogicznie do Google Drive czy Google Music - siedzi cichutko w zasobniku i synchronizuje co popadnie - od smartfonów i aparatów, przez karty SD, a na dyskach przenośnych skończywszy. Nie jest to żadna nowość - analogiczne rozwiązanie wprowadził już swego czasu Dropbox, a od niedawna znajdziemy je również m.in. w OneDrive. Mało tego, ostatnia, grudniowa aktualizacja Picasy również dysponuje funkcją synchronizacji. Google usilnie stara się sprawić, abyśmy wszystkie nasze zdjęcia trzymali na jego serwerach.


A jest to szczególnie kusząca perspektywa, bo fotografie są tutaj świetnie posegregowane i łatwo dostępne. Użytkownik ma dostęp do funkcji edycji i automatycznej korekty (swoją drogą spisującej się wyśmienicie). A jakby tego było mało to pliki o rozmiarze mniejszym niż 2048 px nie zajmują miejsca na naszym koncie Google i mogą być przechowywane właściwie bez ograniczeń. Jedyne co budzi wątpliwości to te wszystkie mniej lub bardziej osobiste momenty, które na własne życzenie oddajemy amerykańskiej firmie. Ale akurat do tego wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni - widać to chociażby po zaskakująco niewielkiej popularności artykułów na temat bezpieczeństwa i prywatności na Antywebie.

Nowa aplikacja od Google jest na razie niczym widmo. Część użytkowników otrzymała propozycję pobrania jej podczas korzystania z przeglądarkowej wersji Google+ Photos. Jeżeli nie skorzystali z niej - szansa przepadła. Na jak długo? Program nie ma swojej oficjalnej strony ani żadnej dokumentacji. Wszystko wskazuje na to, że Google go dopiero testuje. Najwyraźniej nie będzie on tyle konkurencją co alternatywą dla Picasy - w szczególności dla tych użytkowników G+, którzy stawiają na inne desktopowe przeglądarki plików graficznych (ja np. preferuję natywną, wbudowaną w Windows 8).

Jaki los czeka zatem Picasę? Doniesienia o rebrandingu tej usługi pojawiły się jeszcze w roku 2011. Spełniły się one tylko częściowo. Dziś trudno przewidzieć jaki pomysł na ten program ma Google. Wydana 12 grudnia ubiegłego roku aktualizacja wydaje się wskazywać, że możemy być spokojni o jej przyszłość. Z drugiej strony kalifornijska firma zaskakiwała już niejednokrotnie nieszablonowymi decyzjami o zamknięciu swoich produktów.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama