Felietony

Google Reader najgorszą zmianą od czasu uruchomienia G+

Jan Rybczyński
Google Reader najgorszą zmianą od czasu uruchomienia G+
Reklama

Google+ zaprezentował po raz pierwszy nowy wygląd, który powoli i konsekwentnie wdraża do pozostałych usług Google. Sam projekt jako taki jest bez wąt...


Google+ zaprezentował po raz pierwszy nowy wygląd, który powoli i konsekwentnie wdraża do pozostałych usług Google. Sam projekt jako taki jest bez wątpienia atrakcyjny - czytelny, minimalistyczny, przejrzysty. Jego dotychczasowe odsłony w postaci Dokumentów Google czy Gmaila nie budzą większych kontrowersji.  W przypadku Google Readera jest inaczej - to pierwsza usługa Google, która w nowej odsłonie ponosi całkowitą klęskę. Mamy do czynienia z całkowitym niezrozumieniem na czym polega funkcjonalność czytnika RSS/Atom.

Reklama

Do tej pory byłem bardzo zadowolony z nowego wyglądu usług Google. Świeży, miły dla oka, ascetyczny. Nawet jeżeli pojawiały się pewne zmiany na minus, jak choćby mniejsza gęstość informacji w Gmail, były one równoważone przez pozytywy, takie jak poprawiona czytelność. Z dużą nadzieją oczekiwałem zmian w Czytniku Google i niestety, pierwszy raz jestem całkowicie zawiedziony. Przeglądając swoje upośledzone nowym Readerem RSSy, widzę, że nie tylko ja.

Czytnik ma tylko jedną podstawową funkcję - w sposób czytelny prezentować informacje zebrane z rożnych serwisów. Cała reszta to tylko dodatek. Interfejs powinien być do bólu minimalistyczny, pozwalając jak najwięcej nagłówków umieścić na ekranie o dowolnej rozdzielczości. Wraz z nowym wyglądem Readera jest dokładnie odwrotnie, interfejs zdaje się spełniać centralną funkcję, marginalizując znaczenie dostarczanej informacji.

Górna belka na której znajduje się ledwie kilka przycisków, zajmuje obecnie kilkakrotnie więcej miejsca niż poprzednio. Zwłaszcza na ekranach o niższej rozdzielczości powoduje to zmniejszenie ilości nagłówków nawet o połowę! Bardzo wyraźnie spadła również wydajność. Czytnik ładuje się dłużej, przeskakiwanie pomiędzy elementami działa wolniej. Czasami nawet nie działa poprawnie i sugeruje mi wykorzystanie widoku podstawowego HTML, żeby przyspieszyć ładowanie... na łączu 30 Mb/s.

Reszta interfejsu również wydaje się być zaprojektowania bez chociażby pobieżnego zastanowienia się nad jego użytecznością. Nieprzeczytane artykuły są trudne do odróżnienia od przeczytanych, ponieważ tytuły tych pierwszych są całkowicie czarne, a tych drugich prawie całkowicie czarne. Podczas szybkiego przewijania niemal niemożliwe jest określenie, czy już przejrzałem wszystkie nieprzeczytane wiadomości, czy nie. Piszę to patrząc na dobrej jakości monitor Eizo.

Liczby określające nieprzeczytane artykuły są dla odmiany jasno szare i malutkie, dzięki czemu łatwo przeoczyć pojawienie się nowych elementów. Nawet linki straciły charakterystyczny do odróżnienia kolor niebieski, który wciąż jest wystarczająco dobry dla wyszukiwarki, jednak nie dla czytnika!

O dziwo, niemal nieistotne elementy interfejsu są bardzo wyróżnione wizualnie. Przycisk "Subskrybuj" jest czerwony, duży i otoczony wolną przestrzenią, podczas gdy ja używam go raz kilka miesięcy, bo nie dość, że nowe subskrypcje dodaje się stosunkowo rzadko, to można to zrobić na wiele rożnych sposobów, jak choćby klikając ikonę RSS na stronie, którą chcemy subskrybować lub wybierając odpowiednia opcje na pasku przeglądarki.


Reklama

Jednym słowem, projekt interfejsu pod względem użyteczności wygląda gorzej, niż praca zaliczeniowa na pierwszym roku studiów. Totalnie bezmyślne narzucenie wyglądu Google+ Readerowi, bez jakiegokolwiek zastanowienia czemu dany interfejs ma służyć. Najwyraźniej Google traktuje czytnik po macoszemu, bo nie umożliwił testowania nowego wyglądu na próbę, jak w przypadku poczty czy dokumentów, nie zbierał informacji zwrotnej w postaci uwag użytkowników. Wielka szkoda.

Na tym nie koniec. Samo udostępnianie również uległo znacznemu pogorszeniu. Chociaż integracja z Google+ jest konieczna i z tym chyba nikt nie będzie dyskutował, to 4 kliknięcia niezbędne do udostępnienia elementu, zamiast jednego, to poważne uwstecznienie, zniechęcając do publikowania w swoim strumieniu, a nie o to przecież chodziło.

Reklama

Jest również problem z prywatnością, o którym wspomina jeden z byłych pracowników Google, który pracował nad starą wersją czytnika. Mianowicie, nawet jeżeli chcemy udostępnić wybrany artykuł do prywatnych kręgów, jedynym sposobem rzucającym się w oczy jest kliknięcie +1, co oznacza, że wyświetli się na publicznej stronie naszego profilu, zawierającej wszystkie +1. To by było na tyle, jeśli chodzi o podzielenie się z kolegami i koleżankami artykułem, z którym nie chcemy afiszować się publicznie.

Jest sposób, żeby to obejść, klikając na pole "Udostępnij..." na czarnej belce, pomiędzy naszym zdjęciem profilowym a powiadomieniami, tyle, że to całkowicie nieintuicyjne i sam bym chyba na to szybko nie wpadł. Nie wspominając o tym, że ten element interfejsu nie wyświetla się np. w przeglądarce Opera.

Pierwszy raz krytykuje produkt Google w taki sposób, ale naprawdę nie widzę uzasadnienia dla wprowadzonych modyfikacji. Oczywiście czekałem na zmianę wyglądu czytnika, o czym pisałem niecałe dwa tygodnie temu, jednak wyobrażałem sobie to zupełnie inaczej. Po prostu nowy projekt nie jest w stanie się obronić pod falą rzeczowej krytyki. Nie ma najmniejszych szans.

Wychodzi więc na to, że Google tak naprawdę nie przywiązuje większej wagi do Readera, jako do swojego produktu, inaczej przeprowadziłby test na ograniczonej grupie użytkowników, zbierając opinię.

Teraz pora na ostateczną próbę, czy pod naporem krytyki Reader doczeka się kolejnych zmian w niedługim czasie oraz wyjaśnień ze strony Google, czy zostanie tak jak jest.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma sensownej alternatywy dla czytnika, a nawet gdyby była, nie po to korzystam z usług Google, które są w jednym ekosystemie, do których loguje się jednym hasłem i mam dostęp na czarnej belce, żeby teraz nagle zacząć to rozmieniać na drobne, korzystając z rożnych serwisów. Zwłaszcza, że do tej pory czytnik Google spełniał swoja rolę i nie widzę najmniejszego powodu, dlaczego to miałoby się nagle zmienić.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama