Szalejąca epidemia to zjawisko, które może zachwiać gospodarkami największych państw świata. Nic więc dziwnego, że władze szukają sposób na minimalizację szkód. Jestem jednak przekonany, że Biały Dom posuwa się w tym zdecydowanie za daleko, prosząc Google i Facebooka o dokładną lokalizację wszystkich swoich obywateli.
Google i Facebook poproszone o pomoc w walce z Koronawirusem. Wolałbym, aby nie pomagały
Ostatnie dni obfitują w wysyp informacji związanych z zagrożeniem, jakim jest Koronawirus i wywoływana przez niego choroba COVID-19. Często są to wiadomości pozytywne, pokazujące, jak ludzie pomagają w walce z epidemią. Lokale gastronomiczne dowożą za darmo medykom jedzenie, dostawcy treści audio i wideo udostępniają nieodpłatnie swoje zbiory, aby ludzie nie nudzili się podczas kwarantanny, a firmy IT udostępniają swoje narzędzia do pracy zdalnej. Te ostatnie - z różnym skutkiem. Pomocne są także rządzy – wczoraj premier Morawiecki zapowiedział, że wspomoże przedsiębiorców w wypłacie pensji i pozwoli im na odroczenie płatności ZUS o trzy miesiące. Ma to pomóc w utrzymaniu zagrożonych miejsc pracy i uniknięciu głębokiego kryzysu gospodarczego.
Niektórym krajom jednak takie działania nie wystarczają. Stany Zjednoczone są tak zdeterminowane by zwalczyć panujące zagrożenie, że, jak donosi Washington Post, rozmawiają obecnie z dwoma gigantami – Google i Facebook’iem – odnośnie możliwości wykorzystania ich telemetrii do rozprawienia się z Koronawirusem. Przekładając to na polski – ktoś z gabinetu Donalda Trumpa spotkał się z przedstawicielami tych firm i powiedział: „Hej, wszyscy wiemy, że macie dokładne informacje o położeniu prawie każdej osoby na ziemi. Może chodź raz użylibyście ich w dobrym celu, co?”. Dane dostarczone przez korporacje miałyby służyć m.in. sprawdzeniu korelacji pomiędzy przemieszczaniem i grupowaniem się ludzi, a rozprzestrzenianiem się wirusa.
Witamy w erze post-Cambrige Analytica
Oczywiście, wszystkie trzy strony tej rozmowy zapytane o szczegóły nabierają wody w usta. Biały Dom nie skomentował sprawy, Facebook zaprzeczył, że takie rozmowy prowadzi, natomiast Google udzielił wymijającej odpowiedzi. Firma wskazała, że owszem, pracują nad sposobami walki z Koronawirusem, ale tylko za pomocą zanonimizowanych danych o lokalizacji, podobnych do tych, których używa się przy określaniu ruchu w punkach usługowych bądź na drogach. Czyli co? Nie ma tematu, możemy się rozejść?
No nie do końca.
Jeżeli uwierzymy w to, co donosi Washigton Post, mamy tu do czynienia z bardzo niebezpieczną sytuacją. Wyobraźmy sobie, że taka współpraca dochodzi do skutku. Rząd Stanów Zjednoczonych wszedłby wtedy w posiadanieu swego rodzaju aktualizowanej w czasie rzeczywistym mapy, w której każdy smartfon jest osobnym, poruszającym się punkcikiem. Mapy, z której żaden obywatel nie może się „wypisać”, ponieważ nawet jeżeli wyłączy GPS i wszystkie funkcje telemetrii w swoim urządzeniu, Google i tak zapisuje jego lokalizację. I co gorsza – firma już nawet nie kryje się z tym, że te dane przekazuje stronom trzecim np. policji. Policji, która potrafi je skutecznie „odanonimizować”. Znany jest m.in. przypadek mężczyzny który został (niesłusznie) aresztowany, ponieważ jego telefon był na miejscu zbrodni w momencie jej popełnienia. Jeżeli więc policja jest w stanie to zrobić, to przedstawiciele rządu - również.
Mój problem polega na tym, że nie wierzę w dobre intencje
Żeby nie było niedomówień – uważam Koronawirusa za duże zagrożenie i jestem zwolennikiem tego, by każdy walczył z nim jak może. Dlatego m.in. zachęcam znajomych by wzięli udział w akcji Folding@home. Jestem jednak zdecydowanym przeciwnikiem podejścia „cel uświęca środki”. I tak, dane Google i Facebooka faktycznie mają szanse pomóc w ograniczeniu rozprzestrzeniania się choroby. Uważam jednak, że danie instytucji rządowej dostępu do informacji o położeniu wszystkich swoich obywateli jest ścieżką, którą nigdy nie powinniśmy podążyć. Pokusa by wykorzystać sytuację kryzysową do własnych celów będzie moim zdaniem zbyt wysoka. Co więcej, Stany Zjednoczone nie byłyby pierwszą władzą, próbującą zyskać w ten sposób na panującej epidemii. Oprócz Iranu takie zakusy ma także Izrael, któy chce wykorzystać dane o lokalizacji do identyfikowania osób mogących mieć kontakt z zarażonymi i przesyłania im informacji o konieczności kwarantanny. Jestem jednak przekonany, że dane dostarczane przez Google byłby dużo, dużo kompletniejsze od tych z zebranych przez Iran czy Izrael.
Co złego może się stać?
Dużo. Nie trzeba aż nadto wysilać wyobraźni, by do głowy przyszły scenariusze, w których dane obywateli są wykorzystywane niezgodnie z założeniami współpracy. Nawet zanonimizowane informacje pozwolą bowiem namierzyć przeciwników politycznych, uczestników zgromadzeń publicznych i wystąpień antyrządowych czy też niewygodnych liderów opinii – wszystko w ten sam sposób w jaki namierzono rzekomego kryminalistę. Ba - nawet wiedza o poczynaniach zwykłych Amerykanów byłyby nieoceniona w kontekście targetowania przekazu zbliżającej się kampanii wyborczej. Już raz w historii przekonaliśmy się bowiem, jak dużą rolę odgrywa wiedza o działaniach swoich odbiorców w przypadku wyborów w Stanach Zjednoczonych. Warto więc zastanowić się, co każdy z nas by zrobił, jeżeli zwycięstwo w kampanii byłoby na wyciągnięcie ręki a za wykorzystanie takich danych nie groziłyby żadne konsekwencje. Jeżeli nie wierzycie i uważacie, że rząd USA nie posunąłby się do takiego stopnia inwigilacji… cóż, pozostaje mi tylko odesłać was do lektury książki Edwarda Snowdena odnośnie np. programu Prism. Dane o dokładnej lokalizacji każdego obywatela byłyby świetnym uzupełnieniem zebranych tam informacji.
Wracając jednak do sprawy ochrony zdrowia - jeżeli Facebook lub Google jednak zgodziłyby się na przekazanie informacji „do celów walki z Koronawirusem” obawiam się, że otworzy to pewną furtkę i z czasem będą one przekazywać także przy innych, bardziej błahych okazjach aż w końcu - rząd zyska do tych zmiennych pełen dostęp. Jeżeli natomiast Facebook i Google odmówią współpracy, obawiając się medialnej nagonki (bardziej prawdopodobny scenariusz), uważam, że Stany Zjednoczone powinny zwrócić się o pomoc do Huawei'a. W końcu to Chińczycy są „tymi złymi co szpiegują”.
Źródło: Cnet, BusinessInsider
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu