Mierzenie cukru to podstawowa czynność wszystkich diabetyków, bez której nie można podjąć żadnych dalszych kroków. Czy glukometry mogą być lepsze, czy technologicznie dobiły już do sufitu?
Klasyczne glukometry, czyli przestarzałe, lecz najczęściej używane rozwiązanie
Pomimo tego, że technologia idzie do przodu, to cały czas jedyne możliwości wykonania pomiaru cukru są inwazyjne. Zwykłe glukometry wymagają pasków testowych i nakłuwania palców kilka razy dziennie, co jest bolesne i zwyczajnie przeszkadza w życiu codziennym - wiem to z autopsji. Chociaż po wielu latach choroby i codziennym wbijaniem igieł w opuszki palców nie jestem fanem takiego rozwiązania, to cały czas jest ono najbardziej optymalne i najbardziej opłacalne, gdyż koszty takiego przedsięwzięcia w istocie są niewielkie. Paski testowe to w moim przypadku miesięcznie koszt około 15 zł, do tego baterie lub prąd potrzebny do ładowania glukometru i wymienne igły. Nie ma wcale tragedii, chociaż do pełnego komfortu jest zdecydowanie daleko - i niestety, lecz nie zapowiada się, aby miała nas w tej kwestii spotkać jakaś rewolucja w najbliższym czasie.
Co prawda pojawią się co jakiś czas pewne “innowacje”, jednak za każdym razem jest to dokładnie to samo, tylko, że w nieco innej formule. Jakiś czas temu Amerykanie zaprezentowali glukometr POGO, który nie wymaga noszenia pasków testowych czy igieł osobno - zamiast tego posiada wymienne kartridże, które następnie robią wszystko za nas. Chociaż koncepcja jest interesująca, to w istocie żadna to rewolucja. Nadal musimy nosić ze sobą glukometr, nadal musi on pobierać krew użytkownika, a do tego koszt kartridżów jest zdecydowanie większy od zwykłych pasków.
Druga opcja, czyli sensory. Droższe i w ogólnym rozrachunku podobnie bolesne, lecz dużo bardziej precyzyjne i wygodne
Drugim rozwiązaniem są sensory, które są metodą półinwazyjną. Dzięki temu nie wiążą się z codziennym nakłuwaniem palców - niezbędne są jednak “plastry”, które i tak ingerują w nasze ciało. Sensor wymienia się raz na około dwa tygodnie i jest to proces podobny do zmiany wkłucia w pompie insulinowej, jednak przez fakt, że całość delikatnie odstaje od ciała, jesteśmy narażeni na ewentualne zahaczenie chociażby o futrynę, przechodząc przez drzwi. Podczas swojego kilkumiesięcznego kontaktu z sensorami spotkałem się również z wieloma rumieniami na ramionach i zrostami, co w dłuższej perspektywie było naprawdę bolesne i dalekie od komfortu.
Mimo wszystko jest to rozwiązanie zdecydowanie wygodniejsze i lepsze dla diabetyków, gdyż kontroluje cukier 24 godziny na dobę i wymaga zaledwie przyłożenia małego urządzenia do ramienia (również przez bluzę czy kurtkę), żeby wyświetlić poziom cukru - pozwala to na badanie dokładnych wykresów przez całą dobę i wyciąganie zdecydowanie dalej idących wniosków. Problemem jednak jest fakt, że refundacja takich rozwiązań w Polsce jest dość skomplikowana i finalnie wiąże się to z naprawdę sporymi miesięcznymi kosztami, na które większość osób nie jest w stanie sobie pozwolić.
To można nazwać swego rodzaju zastępstwem dla glukometrów lub ich “kolejną generacją”, jednak nadal całość jest inwazyjna, droga i tutaj również nie powinniśmy spodziewać się żadnej rewolucji, chociaż nadal to rozwiązanie dużo bardziej zaawansowane niż tradycyjne glukometry.
Jedyna nadzieja, do której jednak jeszcze daleko
Niestety, wydaje się, że glukometry dobiły do sufitu już kilka lat temu. Potem pojawiły się sensory, w których przypadku raczej również nie ma już wielkiego pola do popisu w kwestii ewentualnego rozwoju. Jakie są zatem perspektywy na to, żeby diabetycy wreszcie mogli przestać się kłuć?
Jedynym rozwiązaniem są upragnione przez wielu glukometry nieinwazyjne, które monitorują stężenie glukozy we krwi przy wykorzystaniu zaawansowanych metod optycznych. Ogromne firmy, takie jak Apple, Samsung czy Google już od długiego czasu pracują nad bezinwazyjnymi glukometrami, lecz jak na razie, bez rezultatów. Badania nad taką technologią na świecie pochłonęły już blisko 3 miliardy dolarów amerykańskich i nie udało się uzyskać satysfakcjonującego rozwiązania, chociaż jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych funkcji w smartwatchach wiodących firm.
Jest jedna firma, której udało osiągnąć się pomiar cukru, który nie wymaga ingerencji w ciało użytkownika. Mowa o polskim GlucoActive, które zdołało opracować to jako pierwsze na świecie - i chociaż jest to ogromny krok, to na razie ich urządzenie o nazwie GlucoStation jest glukometrem wyłącznie stacjonarnym. Mimo wszystko daje perspektywy na lepsze jutro.
Kiedy to rozwiązanie stanie się normą?
Wszystkie doniesienia dotyczące inteligentnych zegarków sugerują także, że do 5 lat mierzenie cukru będzie normą w smartwatchach. Oczywiście ciężko stwierdzić, jak dokładne będą wyniki takich pomiarów, jednak glukometrowi GlucoActive nie można w tej kwestii niczego zarzucić. Perspektywy są zatem naprawdę obiecujące, a jeśli uda się “upchnąć” taką technologię do urządzenia zakładanego na nadgarstek, to z pewnością powstaną osobne “glukometry”, które pozwolą zapomnieć o igłach.
Obecne glukometry zdecydowanie osiągnęły już cały swój potencjał. W tej kwestii nie możemy spodziewać się żadnej rewolucji, a czegokolwiek by nie wymyślono, to nadal będzie to inwazyjna i niewygodna opcja. Z tego względu wszelkie doniesienia dotyczące innych rozwiązań, niż glukometry nieinwazyjne, nie powinny robić na nikim żadnego wrażenia. Wierzę jednak, że najbliższe lata będą w tej kwestii przełomowe.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu