Dobę przed Sylwestrem wybrałem się do sklepu na większe zakupy. Oprócz standardowej listy produktów była ta przewidziana na imprezę i Nowy Rok. Sporo czasu siedziałem nad kartką i zastanawiałem się, co jeszcze jest mi potrzebne, a ostatecznie musiałem zakląć siarczyście w duchu, gdy trafiłem do sklepu: zapomniałem listy. Twórcy urządzenia GeniCan pewnie powiedzieliby mi, że nie miałbym tego problemu, gdybym zainwestował w ich sprzęt. Od wczoraj zastanawiam się, czy mieliby rację.
GeniCan to nowy sposób na listę zakupów. Tworzycie ją... wyrzucając śmieci
GeniCan przez niektórych zostanie pewnie uznane za produkt, który stanowi odpowiedź na problemy pierwszego świata. Sam w jakimś stopniu tak na niego patrzę. Bo prawdą jest, że listę zakupów nadal robię na kartce i nie widzę w tym problemu. Jednocześnie nie żartowałem z motywem pozostawienia jej w domu kilka dni temu - to się czasem zdarza. Ktoś stwierdzi, że wystarczy robić listę w smartfonie, jego zapomina się rzadziej (chociaż ja i z tym mam problem). Jakoś nie mogę się przekonać do tej elektronicznej listy, więc z GeniCan pewnie też bym nie korzystał. Ale z drugiej strony...
Czas na konkrety: co to właściwie jest? Mowa o czytniku, który instaluje się przy... koszu na śmieci. Urządzenie odczytuje kody kresowe z wyrzucanych opakowań i na tej podstawie tworzy listę potrzebnych produktów. Co, jeśli wyrzucamy resztkę bez kodu, np. końcówkę rolki papieru toaletowego? Wtedy można uruchomić sprzęt i wydać komendę głosem. Zaznaczę przy tym, że GeniCan nie będzie skanował opakowań produktów, których nie chcemy ponownie kupować. Co dzieje się później? Sprzęt jest podłączony do sieci WiFi, za jej pośrednictwem przesyła listę na aplikację zainstalowaną np. na smartfonie. Nie trzeba zatem robić specjalnie listy, chodzić z kartką czy telefonem po kuchni albo łazience i sprawdzać, co się skończyło lub zaraz skończy - nasz pomocnik zakupowy wie to dzięki śmieciom.
W jakimś stopniu jest to podobne do gadżetów dash oferowanych przez korporację Amazon i należy zaznaczyć, że GeniCan może być kompatybilne z systemem zamawiania towarów w wielkim e-sklepie. Jeżeli ktoś jest jego klientem, to automatycznie robi zakupy wyrzucając śmieci przed czytnikiem. Jeszcze kilka lat temu uznałbym to zdanie za wątek SF, ale dzisiaj, w dobie sklepów bez kas czy testów z dostarczaniem zakupów dronami...
Sprzęt dostępny jest na razie w trzech kolorach, na rynek ma trafić niebawem. W przedsprzedaży można go kupić za 125 dolarów, potem cena ma wzrosnąć do 150 dolarów. Zasilają go cztery baterie AA, ponoć wystarcza to na rok pracy. Czy to ma sens? Odpowiem wymijająco: niech każdy sam stwierdzi. Ja pewnie nie wydałbym pieniędzy na taki gadżet, uważam, że jest zbędny. Ale z drugiej strony widziałem już gorsze, mniej potrzebne pomysły, które odnosiły się do naszej przestrzeni życiowej. GeniCan może się obronić, jeśli działa bez zarzutu, oferuje przejrzystą aplikację i nie doprowadza użytkownika do szału. To jednak trudno stwierdzić po filmie promocyjnym...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu