Felietony

Gen Z zwariowali na punkcie tego gadżetu, bierzmy póki jest tanio

Bartosz Gabiś
Gen Z zwariowali na punkcie tego gadżetu, bierzmy póki jest tanio

Y2K, pod taką nazwą kryje się szaleństwo, które ogarnęło młodsze pokolenia. Frajda i radość ze stylu uchwyconego przez zapomniane urządzenia z początku obecnego milenium.

Kto by się spodziewał, że zapomniane urządzenia mogą nagle się znaleźć znów na pierwszym planie. Obecne generacje odnajdują frajdę tam, gdzie nikt by się nie spodziewał. Z radością sięgają po stare aparaty, które nie dorastają do pięt współczesnym telefonom.

W poszukiwaniu czegoś innego

Początek lat 2000 to wybuch nowych technologii, a wśród nich dziesiątki aparatów cyfrowych. Wszystkie w magicznej erze przejściowej z analagowych rozwiązań w cyfrowe. Dawniej pożądane za bycie szczytem techniki (chociaż uczucia były mieszane, bo jednak jakość zdjęć nie była wybitna), dzisiaj są z radością odkrywane i ponownie chciane. Tym razem za ich niedoskonałości oraz różnorodność, której tak ubywa na rynku kierowanym ostrożnymi kalkulacjami.

Nie jest to nawet kontrowersyjne stwierdzenie. Ile razy sieć obiegają żarty o kolejnych smartphone'ach wyglądających jak iPhone? Trwają całe dyskusje dotyczące tego, jak bardzo nie ma w czym wybierać. Do tego stopnia, że wystarczy nietypowo ustawić wyspę z obiektywami (Google Pixel), aby przyciągnąć wzrok spragniony czegoś nowego. Jest to bardzo subiektywna ocena, ale chyba nawet szaleństwo w prześciganiu się robienia coraz to dziwniejszych składaków, objawia, jak bardzo wszyscy szukają świeżości.

Sony i jej pierwszy aparat cyfrowy APS-C fot. Bartosz Gabiś

Można to też nazwać po prostu modą, lecz niezaprzeczalne jest, jak bardzo się zbliżamy do zatoczenia koła. Wyginalne ekrany pozwoliły nam powrócić do ery flipphone'ów, zaś Fujifilm i Nikon wydają piękne, potężne aparaty wzorowane na dawnym stylu ich urządzeń. W świecie zdominowanym przez ostre, minimalistyczne kanty, aż miło popatrzeć na obłość Instaxa Mini 12. Nawet wciąż ohydna i potężna konsola PlayStation 5, potrafi na moment ucieszyć oko. W świecie gdzie wszystko dąży do perfekcji, pojawia się luka.

Szaleństwo Y2K

Luka, przez którą prześwituje niedoskonałość wczesnej technologii lat 2000. Została ona już dostrzeżona przez wczesnych fanów w okolicach 2017-19 roku, ale prawdziwym boom kompaktowych aparatów z przeszłości, zaczął się na przestrzeni dwóch ostatnich lat. Samo hasło "digital camera" na początku tego roku zaliczyło prawie 140 milionów wyświetleń. Na etsy, aparaty oznaczone tagiem Y2K potrafią osiągać zwariowane kwoty nawet 300$.

Wybór aparatów jest ogromny. Producenci prześcigali się w proponowaniu czegoś innego niż konkurencja, często prowadząc do rozwijania danego modelu w tę czy drugą stronę. Było to o tyle istotne, że wpływało na kształt urządzenia. Prosty przykład to sama właśnie kompaktowość. Mniejszy aparat oznaczał konieczność zaproponowania "akumulatorka" w miejsce baterii paluszków, dzięki czemu mogły się stać naprawdę tycie (Ricoh Caplio R50). Wprowadzenie obrotowego ekranu LCD, zwiększało gabaryty urządzenia, a to pozwalało na bardziej profesjonalne przyciski i ułatwienia. Nie zapominajmy jednak, że to wciąż były czasy kiedy się chodziło do sklepu znaleźć interesujący produkt, więc specyfikacje specyfikacjami, ale urządzenie musiało też przyciągnąć wzrok na półce. Te wszystkie czynniki sprawiają, że szukając teraz takiego urządzenia, mamy naprawdę szeroki wybór. To pozwala dzisiejszym odkrywcom dobrać coś takiego, co się wpasuje w ich styl, charakter i będzie po prostu wyrażać nas, zamiast firmę, która to urządzenie stworzyła.

Skoro wybór jest tak duży, czym się kierować?

W internecie można w zasadzie spotkać dwie szkoły. Osoby, które chcą wyciągnąć ze starej technologii jak najwięcej duszy pod kątem profesjonalnym i artystycznym. Druga część zaś po prostu szuka estetyki i klimatu sprzed dekad dla zabawy, kierując się wcześniej opisaną możliwością personalizacji tego doświadczenia. Prawdopodobnie są też osoby, które próbują połączyć obydwa światy. Niemniej, każdy przybył w tym samym celu: dać się zanurzyć rozmazanym obrazom niedoskonałych aparatów cyfrowych (digicam po angielskiej stronie internetu). Często też się kierując tym dziwnym uczuciem nostalgii do czasów, w których się nigdy nie żyło.

Po pierwsze, baterie

Gdybym mógł teraz się cofnąć w czasie i doradzić coś mnie samemu, gdy pierwszy raz się zachłysnąłem cyfrową zabawą, powiedziałbym:

Słuchaj, te apararty są śliczne i wiem, że ich chcesz. Masz super gust, ale jest to niepraktyczne. Zawęź swoje poszukiwania do aparatów zaislanych paluszkami, a potem w Ikei kup zestaw akumaltorków z ładowarką za 50 złotych.

Z perspektywy czasu wydaje mnie się, że to jest właśnie dobry punkt startowy. Są w Polsce sklepy, które się już profesjonalnie zajmują sprzedażą takiego sprzętu. Taka jednak usługa, bardzo słusznie, swoje kosztuje, a na początku nie ma co inwestować za wiele. Dlatego jesteśmy zdani na ogłoszenia od osób prywatnych i sklepy allegro. Szczególnie te drugie, najczęściej proponują aparaty bez baterii. I to właśnie wtedy, odczułem w jakim okropnym stopniu, tamta epoka była przesycona dedykowanymi akumulatorami. Przez co moja pierwsza potyczka była związana ogromnymi listami aparatów kompatybilnych z najłatwiej dostępnymi zastępczymi bateriami. Nie polecam.

Coś za coś, Ricoh Caplio zmieści się do każdej kieszeni, ale akumulatorki wymagają dodatkowej ładowarki fot. Bartosz Gabiś

Jaka matryca, CCD czy CMOS?

To jest kolejna rzecz mocno polaryzująca środowisko osób zainteresowanych fotografią. Na TikToku jak i wśród innych portali społecznościowych, lansowane jest szukanie wyłącznie tych urządzeń, które mają matrycę CCD. To ze względu na domniemaną zdolność do oddania wyglądu zdjęcia analogowego w wersji cyfrowej. Co wcale nie musi być błędnym myśleniem. Czernie i kolory są trochę stłamszone, dając ten efekt wyprania, który tak pociąga ludzi w kliszy i któremu zresztą i ja, oprzeć się nie mogę.

CMOS to technologia pochłaniająca mniej energii i dająca lepszy rezultat pod kątem rozdzielczości, chociaż w produkcji jest droższa od CCD, to właśnie ona jest teraz w powszechnym użyciu. Z tego powodu, portale doradzające jaki kompaktowy aparat cyfrowy wybrać, będą polecać ten wybór, szczególnie w połączeniu z opcją zapisu zdjęcia w RAWie, czyli formacie bezstratnym. Wybór baterii paluszki nad akumulatorki, sprawi, że raczej zawężą się nasze poszukiwania szczególnie do aparatów właśnie z tą bardziej pożądaną matrycą CCD, a to z bardzo prostego powodu... Jest starsza i urządzenia również będą bliżej 2001 czy 2003 roku (Canon PowerShot A510). W ten sposób przechodzimy do kolejnego tematu...

Ilość megapikseli

Chyba już łatwo zauważyć pewien szablon. Jeżeli chodzi o osoby artystyczne, to cel jest prosty. Znaleźć takie modele, które dadzą fotografie bogate w dane, umożliwiające dość swobodną dalszą obróbkę. Najbliższą wizji fotografa, a do tego pięknie zaakcentowaną starszą technologią, dodającą nostalgiczną nutę do obrazu. Z drugiej strony, dla osób szukających po prostu zabawy, to rozdzielczość również może być istotna dla stworzenia perfekcyjnej pamiątki. Dlatego w tym miejscu, proponowałbym po prostu się pobawić. Koszty aparatów cyfrowych w Polsce, takich idealnych na start, wynoszą od 30 - 80 złotych. Zatem dość swobodnie można sobie na chybił trafił potestować różne modele, a potem wciągnąć znajomych do zabawy i podarować im te aparaty, które nas nie zadowoliły. Jest też duża szansa zdobycia ich za darmo, warto popytać. Był taki moment około 2010 roku, że już nowe kosztowały po 200 złotych, więc trudno było spotkać kogoś bez kompaktu.

3,2 megapiksele mocy matrycy CCD fot. Bartosz Gabiś

Popularne serie, od których zacząć

Jeżeli chodzi o najlepsze digicamy, to warto się rozejrzeć po listach podobnych do tej, zawierają wiele odpowiedzi na szczegółowe pytania. W przypadku prostych wskazówek. Każdy z producentów miał jakieś swoje serie, w ich ramach przekrój tańszych i droższych modeli (coś na zasadzie Samsung Galaxy S24 i S24FE, itp.).

  • Canon PowerShot,
  • Fujifilm FinePix,
  • Sony CyberShot,
  • Nikon Coolpix,
  • Ricoh Caplio.

Zawężając poszukiwania do tych firm, można sobie stworzyć całkiem fajną kolekcję. Szczególnie że wtedy, za nieduże pieniądze zrobimy przekrój historii ostatnich dwóch dekad. Od niewielu megapikseli, przez średnią ilość po takie, że na mediach społecznościowych, nikt nawet nie zauważy różnicy. Szukanie wymarzonego aparatu nie jest łatwe, ale jak się już trafi okazja, to serce się raduje. Mówię z doświadczenia, po tym jak udało mi się, zupełnie przypadkiem trafić na Sony CyberShot R-1 z 2005 roku. Szalenie nieergonomiczna kamera o jeszcze bardziej zakręconym wyglądzie. Nie da się jej nie kochać. Powodzenia!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu