12 września ostatecznie zapodział się apple'owski amazing. Miał być, ale go nie ma. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?
Przyznam szczerze, że w ostatnich latach nie przegapiłem ani jednego jesiennego keynote'a Apple. Nowe telefony tego producenta to w branży zdecydowanie jeden z gorętszych punktów w "technologicznym roku" i ktokolwiek zajmuje się techem, powinien był je oglądać. Dodatkowo, to była całkiem dobra zabawa, ciekawe zjawisko. Niektórzy patrzyli na to "dla beki", inni widzieli w tym element samozadowalania się, jeszcze inni na podstawie tego, co widzieli na keynote'ie, budowali sobie listę zakupów na teraz i na święta.
Nie twierdzę, że teraz też się tak nie dzieje. Tyle, że o ile jeszcze w ostatnich latach ten "amazing" było czuć, tak teraz jest to już tylko konferencja, w trakcie której zadowoleni są jedynie inwestorzy, których pieniądze Apple ma za zadanie pomnażać (bo tak wypada, wycena akcji Apple ma rosnąć i basta). Pewne jest bowiem to, że Apple znowu pobije jakieś rekordy i ponownie zarobi kupę pieniędzy. Są jednak ludzie, którzy cenili Apple za coś jeszcze: za swego rodzaju "magię". Wiecie, te konferencje wzbudzały emocje, były ciekawe, czuło się podskórnie, że oglądało się coś niesamowitego.
Dziś już tego nie ma. I nie jestem pewien, czy to w ogóle jeszcze będzie tak wyglądać.
Lepiej bawiłem się na konferencji zapowiadającej Windows 11. Jeszcze lepiej czułem się w trakcie Build 2023, gdy Microsoft zapowiadał nowości dla Copilota oraz swoje przywiązanie do OpenAI i GPT (popierane przy okazji potężnymi pieniędzmi dla producenta GPT). Wszystko to było w pewien sposób zaskakujące, noszące w sobie zapowiedź pewnej miłej dla ducha zmiany, obietnicę czegoś nowego i innowacyjnego. Apple potrafiło przez bardzo długi czas zachować formę i nawet, jeżeli czegoś się spodziewaliśmy, to i tak szerzej otwieraliśmy usta - skonfrontowani z kolejną innowacją w iPhone'ach.
Czuć było chęć zakupu iPhone'a tu i teraz, najlepiej natychmiast, obawiając się tego, jak człowiek w ogóle dożyje do dnia, w którym oficjalnie ruszy wysyłka zakupionych telefonów. Dziennikarze technologiczni obsesyjnie odświeżali strony, na których miały pokazać się ceny iPhone'ów w Polsce, klęli pod nosem, gdy już się pokazywały (w tym roku iPhone będzie dla nas tańszy, niż przed rokiem! :) ), a jeszcze wcześniej - mimo ceny jechali z jęzorem na wierzchu do Drezna, mając w plecaku furę kanapek.
Nie wiem dokładnie, z czego to wynika. Naprawdę lubiłem te konferencje, czekałem na nie przez cały rok. Bo wtedy coś rzeczywiście się działo i ta ekscytacja - mimo ceny, jaką trzeba zapłacić za takiego iPhone'a - była w stanie przymusić do zakupu. Może to po prostu smartfony stały się tak przewidywalne, jak tylko się da, że już nawet Apple nie jest w stanie nas niczym zaciekawić, zaskoczyć? A może to zwyczajnie Apple wystrzelało się z najlepszych pomysłów, zgubiło gdzieś "amazing" mimo rozsądnego rozdzielenia go między kolejne generacje?
A może już od dawna nie zaskoczono nas niczym na tyle, byśmy zachowali to poczucie, że Apple jest czymś wyjątkowym na rynku? Więcej polotu mają w tym momencie wszyscy, którzy produkują "składaki", które według mnie są "czymś dużym" na rynku. I - do jasnej Anielki - kupiłbym Z Folda lub Z Flipa, gdyby tylko na pokładzie miały iOS. Niestety jestem przyspawany wręcz do tego systemu i nie chcę już używać półśrodków, jakimi według mnie są telefony z Androidem.
Apple straciło magię, bo niczym nie zaskakuje?
Słuchajcie. Znamy specyfikację każdego kolejnego iPhone'a na miesiąc, dwa (tą pełną specyfikację, bez niewiadomych) przed konferencją. W trakcie jej oglądania, Tim Cook nie zaskakuje nas już niczym. Możemy trzymać przed sobą "przeciekową" listę funkcji, wymiarów i zastosowanych technologii i recytować razem z Timem, co też "nowego" przygotowało dla nas Apple w tym konkretnym roku. Wystarczy dodać sobie takie przymiotniki jak "outstanding", "amazing", "best", "finest", "greatest", "leading" i możemy wręcz naśladować to, co dzieje się na ekranie.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że Apple robi niesamowity show, pokazuje nam coś nowego, wcześniej nieznanego, innowacyjnego i po prostu "wow". Przyzwyczailiśmy się do tego tak bardzo, że teraz - gdy nie da się już więcej z pustego już dzbanka z napisem "amazing - po prostu to czujemy. Apple może mieć i miliony wyświetleń swojego keynote'a, ale wiele osób i tak powie Wam to samo: coraz bardziej nudzimy się w trakcie tych konferencji. To samo robi Samsung, Oppo, Xiaomi, tylko nazywają się inaczej.
I przyznam się Wam do czegoś. Ja konferencji wczoraj nie oglądałem. Zrobiłem to dopiero dziś. Nie wiem, czy premierowo obejrzę kolejną. Ale to nie przeszkadza mi ponownie marzyć o nowym iPhone'ie. Tyle, że to już przyzwyczajenie, a nie uczucie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu