Gry

Gamingowe słuchawki TWS. Jedno pytanie: po co?

Krzysztof Rojek
Gamingowe słuchawki TWS. Jedno pytanie: po co?
Reklama

Czy można stworzyć akcesorium "gamingowe" które w swojej naturze nie będzie przystosowane dla graczy? Owszem, jak najbardziej.

Patrząc na to, jak wygląda asortyment sklepów z elektroniką konsumencką, gracze wydają się być w dzisiejszych czasach jedną z najważniejszych grup odbiorców. Dziś "gamingowe" jest bowiem wszystko - nie tylko komputery, laptopy czy smartfony, ale też - fotele, myszki, klawiatury, monitory, biurka, podkładki czy głośniki. Tak naprawdę każe peryferia komputerowe, które możemy sobie wyobrazić, jest musi mieć obecnie jakąś wersję "gamingową". Oczywiście, duża część z tego to nic innego jak próba naciągnięcia klientów, jak chociażby "gamingowa przeglądarka internetowa" czy "gamingowa pamięć RAM". Co jakiś czas jednak pojawiają się produkty tak dziwne, że nie ma dla ich istnienia żadnego wyjaśnienia.

Reklama

Gamingowe słuchawki bezprzewodowe - to nie ma żadnego sensu

Przeglądając sieć natknąłem się na informację o najbardziej, moim zdaniem, bezsensownym produkcie skierowanym do graczy, jaki można sobie wymyślić. Chodzi mianowicie o dokanałowe słuchawki bezprzewodowe TWS, czyli Angry Miao CYBERBLADE Headphonses, debiutujące na rynku jako część większego, gamingowego (a jakże) zestawu. W jego skład wchodzi m.in. ergonomiczna klawiatura czy mata ładowania bezprzewodowego.

Oczywiście, z tego zestawienia najbardziej interesują mnie wspomniane słuchawki. Wyglądają bardzo futurystycznie i muszę powiedzieć, że mi taki styl bardzo się podoba. Zamiast normalnego etui wyposażone są w wielką "stację bazową" której nijak nie idzie ze sobą nigdzie zabrać, ale domyślam się, że w tym wypadku design zostawił funkcjonalność daleko w tyle. Oczywiście, stacja bazowa ma mieć też swoje funkcje, o których opowiem za chwilę.

Na czym jednak polega bezsens tego produktu? Oczywiście na fakcie, że mówimy tu o słuchawkach bezprzewodowych. A więc - korzystających z bluetooth do przesyłania audio. Bluetooth natomiast jest technologią, któa w swojej definicji ma wpisaną dosyć sporą latencję. Wyobraźcie więc sobie, że macie najnowszy i najdroższy gamingowy setup. Monitor z odświeżaniem 240 Hz i czasem reakcji poniżej 1 ms. Komputer zdolny utrzymać taki framerate w najnowszych tytułach AAA. W rękach trzymacie gamingową myszkę z płynną regulacją DPI i dostosowaną do waszych preferencji wagą oraz specjalną klawiaturę mechaniczną z wybranymi przez was klawiszami. Siadacie do swojej ulubionej gry i...

... obraz nie jest zsynchronizowany z dźwiękiem. Bo do tego się to sprowadza

Według zapewnień Angry Miao, słuchawki mają mieć latencję na poziomie 40 ms, co robi wrażenie, jeżeli porównamy to chociażby z Airpodsami Pro, które tego opóźnienia mają 5x tyle. Wszystko dzięki wspomnianej stacji bazowej, która podłączona do komputera sama przetwarza sygnał audio za pomocą wbudowanego procesora. Jest więc to ciekawe rozwiązanie, jednak problem polega na czymś zupełnie innym. Otóż najtańsze słuchawki przewodowe z hipermarketu będą miały... zerową latencję, czym pobiją te kosztujące harmonię pieniędzy sprzęt na głowę. Jasne, słuchawki bezprzewodowe są fajne, ale moim zdaniem ich zastosowanie jest oczywiste i jest nim sytuacja w której poruszamy się, czy to po domu czy poza nim i nie chcemy być związani kablami.

Tymczasem w grach gdzie liczy się szybkość reakcji, każdy gracz chce mieć jak najmniejsze opóźnienia. Po co więc korzystać ze sprzętu, który z samej swojej natury takie opóźnienia generuje, nei mówiąc już o fakcie, że granie w grę gdzie obraz rozjeżdża się z dźwiękiem raczej nie należy do najlepszych doświadczeń. W takich sytuacjach ciężko jest więc nie uznać, że dziś słowo "gamingowe" to głównie marketing, a to, czy dany produkt faktycznie jest przydatny dla graczy to kwestia drugo, a być może - nawet trzeciorzędna.

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama