Ekipa Friza, Team X, Genzie. Ten sam content, ten sam target i tak samo wielkie pieniądze. Czy moda na domy influencerów to studnia bez dna?
Oryginalność w sieci nie istnieje. Friz zamienił wtórność w maszynkę do robienia pieniędzy
Pamiętam, że naście lat temu moi rodzice wraz ze znajomymi oglądali hitowego wówczas Big Brothera. W 2001 roku, gdy Polska przechodziła małą rewolucję kulturalną, wchodząc w nową erę rozrywki, taki format reality-show budził ogromne zainteresowanie. Patrząc na to z perspektywy czasu, może wydawać się to nieco zabawne, wszakże zamykanie grupy ludzi w jednym domu i nakazywanie wykonywania nietypowych zadań to już temat mocno przejedzony. Uśmiech politowania znika jednak w momencie uświadomienia sobie, że choć koncept delikatnie uległ zmianie, to trzon „rozrywki” pozostał ten sam mimo upływu lat. Era Internetu przeorała go zaś do granic możliwości.
Droga do sławy prowadzi przez powtarzalność
Wiecie, co nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać w Internecie? Jego wtórność i powtarzalność. Czasem mam wrażenie, że przynajmniej raz w roku ktoś zeruje nam mózgi tak, abyśmy wciąż oglądali i robili to samo, ciesząc się jak za pierwszym razem. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt kanałów na YouTube, które na potęgę wypluwają do bólu wtórny content, osiągając kosmiczne liczby?
Genezie – projekt autorstwa Karola „Friza” Wiśniewskiego – osiągnął właśnie milion subskrypcji, a to oznacza, że albo przywódca byłej już Ekipy jest genialnym biznesmanem, albo umysły młodych pokoleń nie różnią się tak bardzo od swoich rodziców.
Moda na ekipy to niekończąca się opowieść
Mówią, że każde pokolenie ma własny czas. Dodałbym do tego własny pogląd na rozrywkę, która w oczach rodziców zazwyczaj jawi się jako infantylna. Jednak czy te wnioski nie są zbyt pochopne? Droga, jaką podąża YouTube, jasno udowadnia, że niektóre schematy są ponadczasowe.
Najpopularniejszy serwis wideo z pełnego pasji miejsca, gdzie pomysłowi twórcy tworzyli alternatywę staroświeckiej kablówki, szybko stał się areną polowania na widzów i wypełniania woli algorytmów. Wszystko co dobre (i złe zarazem) przychodzi zza oceanu tak jak postać wykreowana przez Karola Wiśniewskiego. Friz jest miksem contentu bardzo mocno inspirowanego zagranicznymi youtberami, który w polskich realiach okazał się kurą znoszącą złote jaja. Gdy Karol po zakończeniu przygody z Pokemonami zaczął w 2018 roku budować podstawy kultowej już Ekipy, mało kto mógł przypuszczać, że wkrótce swoją „ekipę” będzie posiadać pierwszy lepszy tiktoker, bo tak to już w polskim internecie jest – wtórność i powtarzalność to podstawa.
Boom na Ekipę Friza został szybko podchwycony przez Stuarta Burtona (znanego starym wyjadaczom YouTube’a jako Polski Pingwin), który między innymi z Lexy Chaplin i Kacprem Błońskim stworzył własną paczkę o nazwie Team X. Oba projekty opierały się na dokładnie tej samej zasadzie. Codzienne vlogi, wykonywanie zadań i wspólne fotografie. Niczym w Big Brotherze sprzed lat chodziło o obserwowanie grupy ludzi na co dzień niczym małpek w cyrku. I choć w przeciwieństwie do TVN-owskiego reality-show w założeniu nie chodziło o eliminowanie uczestników zabawy, to wkrótce członkowie Team X zaczęli usuwać się sami przez wewnętrzne rozłamy.
Zjawisko „Collab Houses”, czyli grup influencerów, wzajemnie podbijających swoje zasięgi w luksusowych posiadłościach, zaczęło zalewać Internet niczym powódź stulecia. Krzyczą, imprezują i nagrywają głupie filmiki – można by rzecz w skrócie. Fakt jest jednak taki, że pomimo żenującej otoczki jest to niezwykle dochodowy biznes, w którym wyspecjalizowały się agencje takie odpowiadająca za Team X Spotlight.
Jak to zwykle bywa, tam, gdzie ogromne pieniądze, tam i wielu chętnych, a tam, gdzie chętnych jest wielu, jakość szybuje w dół. Sukces Ekipy Friza skazał YouTube’a na ogrom bezwstydnie kopiowanego contentu od miniaturek, przez narrację aż po te same wyzwania. Własne domy „gwiazd” zapragnęli tworzyć nawet pomniejsi tiktokerzy, zapraszając tam kogokolwiek, byle tylko zagarnąć dla siebie kawałek tortu. Internet był już bowiem mocno nasycony powtarzalnością, zasięgi spadały, a ekipy budziły coraz większe kontrowersje i zażenowanie.
Przykład kilku kolejnych edycji Team X pokazał, że rzeczywistość nie wygląda tak pięknie jak na YouTube. Twórcy – podpisując cyrograf – zobowiązywali się do reklamowania wielkiej maści scamu, zarabiając dla agencji wielkie pieniądze, ale tracąc przy tym szacunek i zaufanie widzów. Ekipa Friza po 3 latach działalności również zaczęła podupadać na zasięgach. Choć biznes kręcił się fantastycznie dzięki kampaniom reklamowym, piosenkom, lodom i szkolnym gadżetom, to członkowie ugrupowania byli już zmęczeni powtarzalnością i niezdrową atmosferą między poszczególnymi bohaterami. I kiedy wszystko wskazywało na to, że domy influencerów w końcu spoczną na śmietniku historii, znów pojawił się on – Karol Wiśniewski.
Friza nie trzeba lubić, ale obiektywnie należy przyznać, że ma smykałkę do internetowych biznesów. Nim Ekipa rozpadła się na dobre, Karol postanowił zabezpieczyć swoje dziedzictwo. W 2021 roku ruszył z projektem „Twoje 5 minut”, który miał wyłonić członków nowej grupy młodych twórców. Friz odstawił tam iście modelowy recykling. Clickbaitowe miniaurki? Są. Przypadkowi ludzie mieszkający pod jednym dachem? Yup. Powtarzalne wyzwania i reakcje? No pewnie, że tak. Wszystko to miało wyłonić zwycięzców, którzy wezmą udział w projekcie Genzie, będącym niczym innym jak Ekipą Friza 2.0.
Zanim pomyślisz sobie „chwila, przecież nie ma opcji, żeby ten sam schemat zadziałał po raz enty!”, uprzedzę, że ten sam schemat zadziałał po raz enty. Genzie zadebiutowało w listopadzie 2021. Kanał w niespełna rok osiągnął kamień milowy w postaci miliona subskrypcji, nabierając rozpędu szybciej niż pierwotna Ekipa. Czy to oznacza, że w Internecie nie ma miejsca na oryginalność i liczą się tylko oklepane schematy? Tak, ale nie jest to jedyny powodów.
Do sukcesu przez żenadę
To o czym moi rodzice mogli pomarzyć oglądając Big Brothera, dziś jest na wyciągnięcie ręki dla każdego nastolatka ze smartfonem i odrobiną charyzmy. Friz udowodnił milionom młodych ludzi, że wciskana w szkołach bujda o sukcesie zależnym od ciężkiej pracy i nauki brutalnie rozbija się o mury rzeczywistości. TikTok, YouTube i Instagram to narzędzia, które w odpowiednich rękach mogą ustawić życie na lata, oferując sławę, lekkie życie i ogromne pieniądze. Wystarczy jedynie nauczyć się przełamywać poczucie żenady i trafiać w odpowiednie trendy. Jak tego dokonać? Oglądając mistrzów w swoim fachu. Powiedzmy sobie wprost: treści publikowane na kanałach Ekipy czy Genzie mają niewielką wartość rozrywkową. Pokazują jednak jak przełamywać nieśmiałość, zachowywać się przed kamerą i wykorzystywać Internet do zbijania majątków, o jakich przeciętny przedstawiciel ubiegłych pokoleń mógł jedynie pomarzyć.
Dzisiejszy YouTube i TikTok to istne kopiuj-wklej co dla niektórych może wydawać się żenujące i niewarte uwagi. Przedstawiciele pokolenia Z to jednak – mimo młodego wieku – bardzo świadomi ludzie interesu. Co z tego, że to już było. Co z tego, że istnieją internauci, którzy patrzą na tworzone przez nich treści z politowaniem. Ważne są wyświetlenia i drzemiący w nich potencjał. Nie wstydzą się wygłupiać i bawić publicznie, bo dorastają w czasach powszechnego budowania marki osobistej. Czy można ich za to winić? Nie, bo właśnie w tę stronę ewoluuje Internet. Możemy narzekać na to, że treści w sieci tracą na wartości, ale Ci, którzy dziś to zaakceptowali, jutro będą spać na pieniądzach. A karawana, jak to zwykle bywa, pojedzie dalej niewzruszona.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu