Starający się wrócić na właściwą drogę raper z Krakowa podejmuje desperacką próbę zdobycia kasy na wynajęcie studia i skończenie płyty. Narkotyki, muza, handel i Maciej Musiałowski. Jak wypadł "Freestyle"?
Netflix nieustannie próbuje nowych rzeczy w Polsce. Przygoda z lokalnymi produkcjami nie zaczęła się zbyt fortunnie, ponieważ pierwszy serial "1983" okazał się klapą, ale na przestrzeni lat platforma dostarczyła nam sporo udanych projektów. Nie oznacza to oczywiście, że nie trafiły się też solidne potknięcia, jak chociażby ostatni "Soulcatcher", który miał być przykładem polskiego kina akcji z elementem sci-fi, a niestety film mierzył się z tyloma problemami, że był wręcz trudny do oglądania. Może następnym razem będzie lepiej.
"Freestyle" również wkracza na nowe rejony, bo pełnometrażówki znad Wisły nieczęsto opowiadają o raperach. Pierwszym takim tytułem, który przyjdzie do głowy będzie zapewne "Jesteś bogiem" o Paktofonice, ale nowa produkcja Netfliksa to stuprocentowa fikcja, więc jednocześnie jest to trudniejsze i łatwiejsze zadanie dla filmowców. Więcej swobody daje duże możliwości, ale łatwo jest też przeszarżować. Za kamerą tym razem stanął Maciej Bochniak (odpowiedzialny m. in. za "Disco Polo" i polskie "The Office"). To on napisał tę historię wspólnie ze Sławomirem Shuty.
Freestyle - recenzja filmu Netflix
Maciej Musiałowski wciela się w krakowskiego rapera Diego, który po odwyku narkotykowym stara się nagrać płytę z kumplem o ksywie Mąka (Michał Sikorski). Wszystko idzie zgodnie z planem do chwili, gdy okazuje się, że panowie nie wyrobią się w wykupionym czasie w studiu, a opłacenie kolejnych sesji będzie nie lada problemem. Potrzebna jest spora gotówka i to zaraz. Na dodatek właściciel studia zabiera ze sobą nagrany do tej pory przez Diego i Mąkę materiał. Niemalże jak na zawołanie daje o sobie znać szansa szybkiego zarobku. Kłopot w tym, że Diego miał trzymać się z dala od takich akcji, ale Mąka wciąż para się dilerką. Obydwaj wiedzą, że lepszej szansy nie dostaną.
"Freestyle" jest nakręcony naprawdę dynamicznie i przez prawie 90 minut seansu nie ma miejsca na nudę. Czasami akcja zwalnia, by dać nam moment na złapanie oddechu (zdarza się że przy ciekawych kadrach), ale przez większość filmu non stop coś się dzieje. Kamera bardzo często podąża za plecami Diego, w tle rozbrzmiewają bity, a język bohaterów wypełniony jest żargonem typowym dla rapersko-gangsterskiego światka.
Film o raperze Diego na Netflix. Freestyle - opinia
Tutaj pojawiają się, oczywiście, pewne zgrzyty, bo momentami teksty są po prostu przepełnione tym słownictwem mającym uwiarygodnić niektóre sceny. Jeśli w jednym zdaniu pięć na sześć słów to ksywy i slang, to to po prostu nie ma prawa działać na ekranie, nawet jeśli aktorzy wiedzą, jaki przyświeca im cel. Przykłady takich wypowiedzi można mnożyć a mnożyć i nawet znakomity w swojej roli Michał Sikorski nie zdołał uczynić ich wszystkich naturalnymi.
Fabuła filmu nie jest zbyt skomplikowana i bardziej czujni widzowie dość szybko połapią się o co dokładnie chodzi, lecz sama końcówka filmu jest odrobinę zaskakująca. Poza problemami z językiem zauważalne są inne uproszczenia użyte do pokazania tego światka, przez co czasami wygląda to wszystko trochę karykaturalnie, ale przez większość seansu bawiłem się całkiem nieźle. Duża w tym zasługa wspomnianego Sikorskiego, a także Musiałowskiego. Obydwaj zdołali zbudować swoje postacie na tyle wiarygodnie, że faktycznie pasowali do świata, z którego mieliby się wywodzić.
Dilowanie, gangsterka, rap. W tej kolejności
"Freestyle" nie jest stricte o składaniu bitów i pisaniu wersów, a bardziej o gangsterce, w której młody chłopak został wychowany, a z której próbuje się wyrwać. Im bardziej stara się porzucić takie życie, w tym większe kłopoty wpada, przekonując się na każdym kroku, że ufać może tylko sobie. Jest to więc dość szablonowe podejście, a gangsterskie elementy tej fabuły nie należą do najciekawszych. Nie brakuje kilku brutalniejszych scen, strzelanin i łamania kości, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Bardziej podobały mi się sceny, gdy Diego stara się rozkminić plan na zarobienie hajsu, biega po mieście i odwiedza (nie)znane mu miejscówki.
Maciej Bochniak zdołał wiele scen nakręcić w bardzo przyjemny dla oka sposób. Muzyka nie wydaje się wyrwana z kontekstu, lecz pasuje do filmu i choć nie jest to rap najwyższych lotów, to buduje odpowiedni klimat i atmosferę. Od czasu do czasu widoczne są jednak typowe dla polskich filmów sceny, które wyszły po prostu sztucznie i niezręcznie, ale zrzuciłbym to na karb zdobywania doświadczenia przy takich produkcjach.
Freestyle - czy warto obejrzeć?
Dla osób zaznajomionych z hip-hopem całość będzie raczej nieprzekonująca, a dla widzów totalnie z zewnątrz "Freestyle" wyda się raczej mało interesujący. Wszystko dlatego, że świat przedstawiony pokrywa się z wyobrażeniami i panującymi stereotypami na temat gangsterki i rapu.
"Freestyle" ma jednak kilka zalet, jak postacie Diego czy Mąki, dynamika całości i parę dobrze nakręconych scen. Może nie jest to kino z najwyższej półki, ale krok we właściwą stronę, by w Polsce częściej kręcić produkcje niebędące komediami romantycznymi, kryminałami i filmami historycznymi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu