Jeśli mam być z Wami całkowicie szczery, to powiem Wam, że jestem gorącym fanem phabletów. Ale takich z prawdziwego zdarzenia – twórczych kombajnów, wszechstronnych technologicznych ninja z rysikiem i odpowiednim oprogramowaniem. Dlatego też w kwestii phabletów upodobałem sobie serię Note, z której choć obecnie nie korzystam, uważam ją za wzór dla innych producentów. Phabletu też już nie mam, przesiadłem się na mniejszy, wygodniejszy w niektórych aspektach ekran.
Bardzo często na Antywebie podnoszę temat bezsensowego pompowania smartfonów – pikselami, calami, gigabajtami z pominięciem tego, czego tak naprawdę może chcieć użytkownik. Ten natomiast w sumie sam nie wie, co jest dla niego najlepsze i ślepo biegnie za trendami. Uważa, że skoro coś ma więcej tego i tego, a konkurent ma tego mniej – korzystniej wypada pierwszy. Nie wszyscy są obeznani z technologiami tak, jak my. Trzeba pamiętać, że we wszystkim trzeba liczyć się z pewnymi kompromisami. A flagowce, oprócz naturalnego pompowania wydajności, cały czas rosną. I niebezpiecznie zbliżają się do granic, w których trzeba będzie nazwać je phabletami.
Duże ekrany są świetne
To moja opinia. Nie mam problemów z obsługą dużego ekranu – wręcz przyznam, że idzie mi to o wiele lepiej, niż w przypadku urządzenia mierzącego sobie około 5 cali przekątnej ekranu. Nie jest to jednak żaden argument dla osób, które najzwyczajniej w świecie tego nie potrzebują. Nie pociąga ich duża przestrzeń robocza, wolą wszędzie móc dosięgnąć kciukiem i nie wypychać kieszeni telefonem. Świetnie. Równie dobrze mogą oczekiwać od urządzenia wydajności flagowca. Tu mogą zacząć się schody. Tak, jak wcześniej ludzie narzekali na wybrakowane często smartfony w wersjach „mini” (wyjątek – seria Xperia), niedługo zacznie się zasadne narzekanie na to, że trudno znaleźć urządzenie z ekranem o przekątnej około 5 cali o wydajności flagowca z prawdziwego zdarzenia.
Przyjęły się dobrze…
Jak pisałem dla Was wcześniej, mimo nieprzychylnych początkowo opinii na temat phabletów, wygenerowały one naprawdę pokaźny skok w udziałach na rynku smartfonów. Po części jest to zasługa flagowców, które coraz mocniej dobijają się do widełek, w których można mówić o urządzeniu jako phablecie. Nawet Apple, który wcześniej zarzekał się, że mniejsze wielkości ekranu są lepsze, wyprodukował w końcu smartfona, który oblega dolną granicę phabletowego przedziału. Jednak wszyscy są zadowoleni – mamy dwie wersje urządzenia. Dla jeszcze nie zdecydowanych lub po prostu niekoniecznie lubiących duże ekrany, jest jeszcze „szóstka bez plusa”.
Brakuje mi jednak na rynku propozycji skrojonych na każdą miarę – niewymuszających zmiany przyzwyczajeń lub stylu korzystania ze smartfona. W dodatku takich, które nie niosą ze sobą przykrych kompromisów. Dla mnie pogodzenie się z gorszą wydajnością na rzecz mniejszego, wygodniejszego ekranu byłoby praktycznie niemożliwe. A często tak jest – wóz albo przewóz. Szkoda.
Więcej z kategorii Mobile:
- Booksy zgarnia 70 mln dolarów i rusza na podbój zachodnich rynków
- Ikony na telefon - skąd pobrać, jak zmienić?
- Redmi Note 9T i Redmi 9T - Redmi wchodzi do gry o tanie 5G i duże baterie
- TrendForce: Huawei wypadnie z czołówki. Zastąpi go firma o której nie słyszeliście
- App Store z nowym rekordem. Użytkownicy Apple szastają pieniędzmi na gry i aplikacje!