Felietony

To już postanowione – do phabletów wrócę już niebawem

Jakub Szczęsny
To już postanowione – do phabletów wrócę już niebawem
Reklama

Kiedy phablety pojawiły się na rynku, nikt im nie dawał szans - że będą to produkty niszowe, mało rozchwytywane i są zrobione głównie "dla sztuki". Os...

Kiedy phablety pojawiły się na rynku, nikt im nie dawał szans - że będą to produkty niszowe, mało rozchwytywane i są zrobione głównie "dla sztuki". Ostatnie dane z USA pokazały, że ten niedoceniany typ urządzeń mobilnych jednak się przyjął. Zresztą - nawet flagowce mają dziś problemy z tożsamością i bardzo często mieszczą się w "phabletowych" widełkach. Znak czasu? Ewolucja?

Reklama

Problem w tym, jak traktujemy phablety

Jeżeli uważacie, że mniejszy tablet i większy smartfon to określenia tożsame, to pozwolę sobie Was wyprowadzić z błędu. Według poniższych danych, korzystanie z takiego urządzenia mobilnego różni się znacząco od tego, jak dotąd wyglądało użytkowanie smartfona. Trudno wysnuć jednoznaczne wnioski, do którego urządzenia jest bliżej - czy do tabletu, czy do smartfona. Gdybym miał jednak brać pod uwagę brać postęp wprost wynikający z ewolucji telefonu komórkowego, orzekłbym, że phablet to tylko nieco większy telefon.


O ile ja sam uważam, że są to świetne urządzenia do konsumowania treści, to reszta użytkowników widzi w nich świetne narzędzie do przeglądania social media. Duży ekran pozwala na ogarnięcie większej ilości treści jednocześnie. Dużo też daje fakt, iż dzięki phabletowi łatwiej jest cokolwiek przeczytać w Internecie. Walory użytkowe wynikające z ich wielkości są niezaprzeczalne. Przejdźmy jednak do wad.

Wygoda w parze z wielkością?

Phablet zaczyna się od 5,5 cala wielkości ekranu i kończy na siedmiu. Takie rozmiary powodują już, że smartfon nie jest poręczny. Nie obsłużymy go jedną ręką tak, jak mniejsze urządzenia mobilne. Co prawda producenci tworzą pewne ułatwienia dla osób chcących szybko wykonać pewną operację (np. wirtualne przyciski nawigacyjne pod kciukiem), jednak to tylko półśrodek.


Wielkość ekranu wymaga też od nas pewnych wyrzeczeń, jeżeli chodzi o kieszenie. Taki telefon naprawdę potrafi je mocno wypchać, a i zdarzyło się u mnie, że w miejscu, gdzie często układała się jedna z krawędzi telefonu, kieszeń wytarła się od zewnętrznej strony. Bardzo często działała tam także i torba, która pocierając miejsce na spodniach, zrobiła w nich dziurę. Nic przyjemnego. Z phabletem trudno będzie kucnąć, schylić się, a i podczas chodzenia zawsze będziecie go czuli.

Phablet jednak jest świetny dla osób z wadą wzroku - poprzedni telefon (L1320) przejęła moja dziewczyna, która albo nosi soczewki, albo chodzi w okularach. Orzekła, że z powodu tejże wady, taki telefon jest dla niej wygodniejszy. Rozmiary pozwalają, by włożyć go do torebki (a u kobiet tam najczęściej ląduje telefon). Ciekaw jestem, jak bardzo spodobałby się jej phablet od Samsunga - z serii Note. Tę wspominam zawsze, kiedy dotykam tematyki phabletów, bowiem uważam je za wzór tego, jak powinno wyglądać takie urządzenie - zarówno pod kątek designu, jak i oprogramowania.

Reklama


Do phabletów wrócę - mimo, że na razie korzystam z urządzenia o przekątnej ekranu wynoszącej 5 cali. Kwestia przyzwyczajeń nie budzi we mnie obaw. Do Lumii 1320 przyzwyczaiłem się w około tydzień. Najpierw takie rozmiary robią wrażenie, jednak potem nie ma w nich już nic dziwnego. Człowiek traktuje je tak, jakby były takimi od zawsze i... trudniej jest przesiąść się na cokolwiek mniejszego. I uwierzcie, taki miałem problem z Lumią 830. Różnica jednego cala jest ogromna.

Reklama

Grafika: 1, 2, 3, 4

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama