Fitbit Charge 5 to pierwsza opaska firmy po przejęciu przez Google. Opaska, a jednak... bliżej jej do smartwatcha.
Fitbit Charge 5: opaska tylko z kształtu. To sprzęt, który oferuje co smartwatche
Opaski fitness, smart zegarki i inne wearables śledzące naszą codzienną aktywność na dobre wpisały się już w krajobraz współczesnych miłośników technologii. Producenci, jak to mają w zwyczaju, regularnie serwują nam kolejne wcielenia swoich urządzeń. Lepsze, szybsze, bardziej dopracowane, oferujące więcej funkcji. Fitbit to marka, którą na rynku opasek można zaklasyfikować jako premium. Ich produkty są wielokrotnie droższe niż najpopularniejsze w Polsce produkty Xiaomi, a co ważne - są równolegle rozwijane ze smartwatchami. Fitbit Charge 5 to pierwszy produkt firmy wprowadzony na rynek po oficjalnym przejęciu jej przez Google - miałem okazję spędzić z opaską ostatnie dwa tygodnie. Z urządzeniami firmy na przestrzeni ostatnich kilku lat stykałem się wielokrotnie, ale od czasu zakupu Apple Watcha - pożegnałem się z nimi. Czy jest za czym tęsknić?
Fitbit Charge 5 - co trzeba wiedzieć o nowej opasce?
Opaski coraz bardziej zbliżają się do smartwatchów nie tylko oferowanymi funkcjami, ale także... wyglądem. Nie, Fitbit Charge 5 nie jest duży, ale dorobił się kolorowego, jasnego, ekranu AMOLED. Mało tego - opaska doczekała się także trybu always-on-display, który zaoszczędzi nam charakterystycznych, zamaszystych ruchów ręką by mieć pewność, że ekran urządzenia na pewno się odpali i sprawdzimy godzinę, powiadomienia, czy co tam chcemy.
Przyzwyczajony do innych wearables, nawet przez chwilę nie będę ukrywał, że brakowało mi tutaj... przycisków. Dwa tygodnie to chyba za mało, by przywyknąć do sterowania wyłącznie gestami mazanymi po ekranie. Są one dla mnie mało intuicyjne i... tak naprawdę - kłopotliwe. Ale to wyłącznie kwestia gustu i przyzwyczajenia - prawdopodobnie po dłuższym czasie nie zwracałbym już na to takiej uwagi. Tym bardziej, że samo ułożenie funkcji w oprogramowaniu jest proste i stosunkowo szybko możemy dostać się wszędzie, gdzie tylko chcemy.
Jedną z tegorocznych nowości jest miernik EDA, który aktywujemy trzymając boki urządzenia przez trzy minuty. O co w nim chodzi? W opisie na opasce czytamy:
EDA to drobne zmiany elektryczne w skórze spowodowane stresem, podekscytowaniem, itp. Twoje urządzenie Fitbit może je wykryć podczas sesji. Im większy czujesz spokój, tym mniej będzie odpowiedzi.
W praktyce to po prostu ćwiczenia oddechowe, które mają zadbać o nasze wewnętrzne zen. Trzy minuty spokojnego oddychania i wpatrywania się w licznik odliczający 180 sekund to niezła przygoda. Polecam.
Fitbit Charge 5 na co dzień
Dwa tygodnie to czas, w którym można całkiem nieźle zapoznać się ze sprzętem. Czy wyjdą wówczas na jaw wszystkie plusy i minusy? Pewnie nie - ale przez to, że nosiłem go równocześnie z Apple Watchem, nie zabraknie odrobiny porównań.
Na starcie powiem, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym jak fajnie opaska się prezentuje i... jak wygodnie się z niej korzysta. Wysoka rozdzielczość ekranu w połączeniu z dużą jasnością i przemyślanym wyborem tarcz to mocny as w rękawie Fitbit Charge 5. W domu, na dworze, w słońcu, deszczu i środku nocy - nie ważne, wszystko zawsze jest czytelne. Nie ważne czy chodzi tylko o sprawdzenie godziny, rzut okiem kto dzwoni, czy przeczytanie powiadomienia. To zdecydowanie na plus.
Budzik jest efektywny i bezproblemowy, podobnie jak tryby ćwiczeń. Kiedy je uruchamiałem - na drugim nadgarstku robiłem to równolegle na Apple Watchu. Dane zbierane przez oba urządzenia pokrywały się wówczas... właściwie 1:1. Fitbit Charge 5 oferuje ponad 20 rodzajów aktywności fizycznej, a dostęp do programów treningowych jest banalnie prosty i ogranicza się do kilku gestów i stuknięcia w ekran. Opaska jest wyposażona w moduł GPS, ale jako że 100% moich aktywności fizycznych odbywa się na sali, a spacerów nie rejestruję - nie jestem w stanie o nim za dużo powiedzieć.
O ile jednak rejestrowanie ćwiczeń jest 1:1 identyczne jak w Apple Watchu, o tyle w kwestii przebytych kroków różnica jest ogromna. Sprawdzałem na obu nadgarstkach, zmieniałem opcje z dominującą ręką - wynik zawsze bardzo się różnił. Fitbit Charge 5 potrafił pokazać nawet kilka tysięcy kroków więcej, niż zegarek Apple.
Jako, że z zasady zegarek ma nie bombardować mnie powiadomieniami - i jedyne jakie otrzymuję to te o nadchodzących połączeniach, nie miałem żadnych powodów do narzekań. Działało, było szybko, żadnych problemów nie robiła też komenda przyjmowania czy odrzucania połączeń - ale... no i tutaj znowu nie da się uniknąć porównań z AW: brakowało mi opcji prowadzenia rozmów telefonicznych bez rozglądania się za telefonem.
Przy godzinie rejestrowania ćwiczeń dziennie, co najwyżej kilku powiadomieniach i wysokiej jasności ekranu Fitbit Charge 5 ładowałem raz w tygodniu. Uważam to za fenomenalny wynik - i bardzo bym chciał, aby pewnego dnia takich sztuczek nauczyły się też wearables od Apple.
Niestety, mimo obecności Fitbit Pay — nie byłem w stanie przetestować płatności zbliżeniowych. Opaski firmy mają swój autorski system, który nie jest spięty ani z Apple Pay, ani Google Pay. Ten nie jest obsługiwany przez mój bank (PKO BP), także z mojej perspektywy — spory minus. Bo od kiedy mogę, nie korzystam już z innych metod płatności niż opcje zbliżeniowe na nadgarstku.
Warto też zauważyć, że w momencie testów są także funkcje które dopiero zostały zapowiedziane, ale wciąż nie są wdrożone i mają pojawić się w opasce dopiero przy nadchodzących aktualizacji — m.in EKG.
Aplikacja Fitbita to wciąż najwyższa liga
Aplikacja Fitbit od lat jest jedną z najlepszych w swojej kategorii. Tu wszystko jest czytelne, wszystko jest pod ręką — i naprawdę trudno mi doszukiwać się w niej minusów. Fajnie było znów ją zainstalować i wrócić na stare śmieci — choć przyznam, że zdziwiłem się iż wciąż nie jest dostępna po polsku — przynajmniej na iOS.
Ale dostęp do szczegółowych danych to dopiero początek. Za pośrednictwem aplikacji mażemy skorzystać z opcji Premium. Te... wciąż są drogie — 47,99 zł miesięcznie lub 374,99 zł jeśli decydujemy się na cały rok, dlatego myślę, że większość użytkowników skorzysta co najwyżej z sześciomiesięcznego okresu próbnego. To opcje oferujące cały zestaw analiz zarządzania stresem, szczegółowe informacje dotyczące snu, dokładniejsze statystyki, a także spersonalizowane wyzwania dla nas i naszych przyjaciół z ekosystemu. Fajne informacje, pozwalające lepiej rozplanować dzień i efektywniej zarządzać energią. Fajne, ale czy warte kilkuset złotych rocznie? Tutaj już każdy musi sam sprawdzić i zadecydować. Dla mnie - nie warte.
FitBit Charge 5 - podsumowanie
Testując Fitbit Charge 5 nie bez powodu nie zdjąłem Apple Watcha z ręki. Z jednej strony chciałem zobaczyć jak wypadną w bezpośrednim porównaniu przy tym co robią najlepiej: monitorowaniu naszej aktywności. Z drugiej - skoro już przez tyle dni z rzędu mam pozamykane pierścienie, to nie chciałem tego przerywać. Z trzeciej jednak... no są elementy, których w Fitbicie najzwyczajniej w świecie nie miałem.
Mimo wszystko uważam, że to najfajniejsza z opasek, jakie miałem przyjemność testować. Przemyślana, solidnie wykonana, oferująca fantastyczną aplikację i cały szereg opcji — gdyby koperta miała inny kształt, spokojnie można by ją pomylić ze smartwatchem. I szacunek dla producentów za to, że postanowili równolegle rozwijać dwie kategorie swoich wearables, dając klientom wybór. Mała, wygodna, ale też... droga - co może okazać się barierą nie do przeskoczenia. 869 złotych (+ potencjalna opłata abonamentowa za dostęp do opcji Premium) to naprawdę dużo. Myślę, że dla wielu za dużo.
- solidnie wykonana opaska;
- wysokiej jakości, jasny, ekran;
- dużo ćwiczeń do wyboru;
- precyzyjne mierzenie ćwiczeń.
- brak przycisków fizycznych;
- droga opcja premium;
- ograniczone wsparcie banków przez Fitbit Pay;
- brak dostępu do wszystkich funkcji na starcie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu