Felietony

Firmie nie idzie? Wymieńmy szefa!

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Pod koniec ubiegłego tygodnia w branży nowych technologii eksplodowała prawdziwa bomba: Steve Ballmer poinformował, iż w ciągu roku Microsoft doczeka ...

Pod koniec ubiegłego tygodnia w branży nowych technologii eksplodowała prawdziwa bomba: Steve Ballmer poinformował, iż w ciągu roku Microsoft doczeka się nowego szefa. Natychmiast pojawiły się oczywiście pytania dotyczące następcy obecnego CEO, a także konkretne propozycje personalne. Co ciekawe, gigant z Redmond nie jest jedyną korporacją, dla której szeroko pojęty rynek szuka nowego dyrektora. W gronie tym wymieniane są HTC, Nokia (permanentnie) a czasem też Apple. Pojawia się jednak pytanie, czy zmiana dyrektora faktycznie stanowi lek na wszystkie bolączki firmy?

Reklama

Na wstępie zaznaczę dwie ważne sprawy. Po pierwsze, jestem zwolennikiem teorii, iż nie ma ludzi niezastąpionych. Piszę to m.in. w kontekście niedawnej wypowiedzi Larry’ego Ellisona, który uważa, iż bez Steve’a Jobsa przyszłość Apple jest co najmniej niepewna. Współzałożyciel firmy z Cupertino bez dwóch zdań był osobą bardzo zdolną (zapewne przyznają to nawet jego krytycy, którzy widzą w nim bardziej wyrachowanego sekciarskiego guru niż biznesmena-wizjonera i artystę w jednym), ale wielkich osób nie brakowało przed nim i zapewne pojawią się następne. Jeżeli zatem Tim Cook nie spełni pokładanych w nim nadziei, to nie można wykluczać, że amerykański producent znajdzie ostatecznie innego sternika, który nawiąże do osiągnięć Jobsa, a może nawet je przebije. To niezwykle trudne zadanie, ale nie można go zakwalifikować do kategorii niewykonalne/niemożliwe.

Druga ważna kwestia to moja niechęć do stosowania mechanizmu, który kojarzyć się może ze sportem, a zwłaszcza z piłka nożną (przykład naszej reprezentacji będzie tu idealny). Mam na myśli wymienianie dyrektora/trenera, gdy powinie mu się noga lub gdy nie widać efektów jego pracy. Górę często biorą wówczas emocje, nacisk tłumu robi swoje i dochodzi do dymisji. Czasem można stwierdzić, iż nie było innego wyjścia, ponieważ dana osoba była po prostu nieudolna lub nieudolnie pełniła swoją funkcję (wówczas pojawia się jednak pytanie o to, jak znalazła się ona na danym stanowisku?). Nierzadko bywa jednak tak, że konkretna osoba po prostu nie mogła zrealizować swojej strategii, gdyż był to plan długofalowy i oceniono jedynie jego zręby. Szybko pojawia się następca, któremu stawia się ultimatum: natychmiastowe sukcesy albo wylatujesz. Efekty można z góry przewidzieć, ponieważ cuda zdarzają się rzadko.

Sport i biznes są do siebie podobne pod względem tworzenia strategii oraz jej późniejszej realizacji. W obu przypadkach potrzebne są m.in. solidny plan, konsekwencja w jego realizacji czy umiejętność przystosowywania się do zmian (zarówno na własnym podwórku, jak i tych o szerszym zasięgu). Nie tylko mile widziany, ale wręcz konieczny jest także spokój i brak presji (lub odporność na nią) ze strony otoczenia, które domaga się szybkich i często nieosiągalnych wyników.

Po przegranych mistrzostwach/eliminacjach trenerowi mówi się "do widzenia" i szuka się nowego czarodzieja, który w dwa kwartały (a czasem w dwa miesiące czy nawet tygodnie) ma stworzyć dream team wygrywający ze wszystkimi do zera i to na ich boisku. Szybko okazuje się to niewykonalne i mechanizm jest powtarzany. Problemem jest brak ciągłości, przemyślanej strategii i stabilności. Niestety, zagrania tego typu stosowane są również w gospodarce i w polityce.

Na arenie biznesowej przykładem tej patologii jest obecna sytuacja firmy HP. Wielu osobom kryzys amerykańskiego producenta kojarzy się z osobą Leo Apothekera, który podobno naważył strasznego piwa i zniknął z wielką odprawą doprowadzając firmę do nieciekawej sytuacji. Nie twierdzę, że był to dobry szef i przysłużył się firmie. Jednocześnie nie mogę jednak stwierdzić, iż był on kiepskim CEO, ponieważ zarządzał on HP zbyt krótko (niecały rok). Przyszedł, zaczął urządzać firmę po swojemu i… odszedł (oczywisćie nie z własnej woli). Właśnie w tym należy się doszukiwać jednego z głównych problemów korporacji: brak długoterminowej strategii rozwoju. Na przestrzeni kilkunastu lat przez gabinet CEO HP przewinęło się całkiem sporo osób, a ich wizje przyszłości korporacji często diametralnie się od siebie różniły. Nim jednak plan jednego szefa doczekał się realizacji, pojawiał się nowy dyrektor, który wprowadzał własne porządki.

Wspomniałem postać Leo Apothekera, ale nie jest on jedynym przykładem nakreślonego problemu. Od kilku lat wiele osób atakuje Stepehena Elopa, który pełni obecnie rolę CEO Nokii. Wytyka mu się błędy (często słusznie) i oskarża o doprowadzenie fińskiej korporacji na skraj przepaści. Warto jednak pamiętać, iż największy niegdyś producent telefonów, a potem też smartfonów, wpakował się w tarapaty nim władzę w firmie przejął Elop. Były pracownik Microsoftu został ściągnięty do Finlandii, by przygotować korporację na nieuniknione turbulencje i przeprowadzić przez nie Nokię z możliwie małymi stratami. Ewentualnie, by ratować to, co jeszcze się da.

Osobiście niejednokrotnie krytykowałem poczynania Nokii oraz jej szefa. Uważam, iż podczas zmian popełniono kilka błędów, a efekty przebudowy biznesu nadal są zbyt mizerne. Jednocześnie doceniam wytrwałość Elopa i konsekwencję w realizacji strategii (choć taktyka ulega zmianom). Wiele osób uważa, iż Nokia podąża w niewłaściwym kierunku i współpraca z Microsoftem zakończy się katastrofą. Gdyby jednak fińska korporacja zastosowała się do "dobrych rad" akcjonariuszy/analityków/blogerów/klientów, to musiałaby jednocześnie tworzyć smartfony z Symbianem, Androidem, MeeGo oraz platformą Windows Phone. Dobrze, by każdy z tych systemów odgrywał wiodącą role, a najlepiej, by stał się jedynym lub jednym z dwóch OS korporacji. Brzmi to oczywiście niedorzecznie, ale przed takimi dylematami stawiana jest firma, jej decydenci i przede wszystkim CEO.

Reklama

Stephen Elop realizuje swój plan, co nie wynika z jego samozwańczej władzy. Został na tym stanowisku świadomie osadzony przez innych i pozwala się mu wdrażać w życie strategię, jaką uznał za najwłaściwszą dla firmy. To on będzie odpowiadał za jej ewentualne niepowodzenie i to jego nazwisko będzie kojarzone z klęską Nokii lub z jej powrotem do pierwszej ligi na rynku mobilnym. Najważniejsze jest to, iż Elopa nie zamieniono po roku drastycznych spadków sprzedaży sprzętu innym szefem. Przywołam jeszcze raz przypadek HP i zaryzykuję stwierdzenie, że zastosowanie przez nich kilka lat temu strategii Nokii (w zakresie przywództwa) mogłoby się im bardziej przysłużyć niż zaszkodzić.

Do podjęcia tego tematu nie skłoniły mnie zbliżające się przetasowania w Microsofcie (choć to również ciekawy temat), lecz doniesienia dotyczące ewentualnych zmian szefów Apple oraz HTC. W obu przypadkach nie są to nowe pomysły i pojawiają się już od dobrych kilku kwartałów. Potrzeby zmian wyrażają niektórzy analitycy, dziennikarze, akcjonariusze, a nawet współpracownicy Tima Cooka (Apple) oraz Petera Chou (HTC). Zarzuca im się różne rzeczy: brak wizji, charyzmy, odwagi itd. Warto się jednak zastanowić, ilu akcjonariuszy Apple wspominało o dymisji Cooka, gdy cena akcji Apple osiągała oszałamiające wręcz pułapy? Ilu współpracowników (nierzadko byłych) Petera Chou wytykało mu nieudolność, gdy kilka lat temu HTC było jednym z najmocniejszych graczy na rynku smartfonów?

Reklama

Nie twierdzę, że wspomniani CEO są idealnymi liderami i trudno byłoby sobie wyobrazić bez nich te dwie korporacje (bawi mnie trochę przeczytana gdzieś opinia, iż HTC nie pozbędzie się Chou, ponieważ nie ma dla niego sensownej alternatywy). Nie można jednak kategorycznie stwierdzać, że obaj panowie już pokazali co potrafią i należy im podziękować. Nie wykluczam scenariusza, w którym Tim Cook pozytywnie zaskoczy rynek i przekona wiele osób, iż Apple nie skończyło się piątego października 2011 roku. Zakładam także, że Peter Chou ma predyspozycje do tego, by wyciągnąć swoją firmę z problemów i znów publikować raporty kwartalne z rekordowymi wynikami.

Kontynuacja tekstu dzisiaj o 18.00.

Źródło grafiki: lifehackery.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama