Motoryzacja

Kupisz auto spalinowe nawet po 2035. Pod warunkiem, że to Ferrari

Krzysztof Rojek
Kupisz auto spalinowe nawet po 2035. Pod warunkiem, że to Ferrari
Reklama

Nowa ustawa dot. samochodów elektrycznych wzbudziła wiele kontrowersji. Tzw. "poprawka Ferrari" ma dać dodatkowe przywileje producentom superaut.

Wczorajsza informacja na temat tego, że Parlament Europejski zakazał sprzedaży aut na paliwa kopalne po 2035 roku, obiegła praktycznie wszystkie media, ponieważ oznacza ona ni mniej ni więcej, tylko definitywną deklarację tego, kto zwyciężył w wyścigu spalinówki vs. elektryki. Oczywiście, decyzja od razu wzbudziła potężną dyskusję, w której zwolennicy jednej i drugiej technologii argumentowali za i przeciw takiemu rozwiązaniu. Czy jednak tego chcemy, czy nie - przejście na auta elektryczne dzieje się na naszych oczach i jestem przekonany, że wiele firm zmieni swoje portfolio wyłącznie na takie jeszcze przed 2035 r. i to wcale nie ze względu na europejskie regulacje. Co jednak w przypadku tych, które nie będą chciały tego zrobić? Cóż, w kwestii polityki wiadomo, że istnieją równi i równiejsi, więc wszystko zależy, jakim producentem są.

Reklama

Propozycja poprawki pomoże Astonowi Martinowi i spółce. Będą mogły sprzedawać po 2035 r?

Tak gdzie są reguły, tam są też wyjątki. Chwilę po ogłoszeniu ustawy, niektórzy parlamentarzyści (głównie włoscy) podpisali się pod propozycją poprawki do przepisów, która łagodziłaby bądź znosiłaby zakaz dla niektórych producentów. Ma to dotyczyć tych producentów, którzy rocznie sprzedają do 10 tys. sztuk samochodów. Nietrudno zgadnąć, że tacy producenci to głównie włoskie firmy produkujące supersamochody, jak Ferrari czy Lamborghini. Jeżeli poprawka przejdzie, po 2035 firmy te dalej będą mogły składać wnioski o możliwość rejestracji ich produktów. Dostaną dodatkowy rok, jeżeli chodzi o produkcję aut spalinowych, a także - lżejsze restrykcje, jeżeli chodzi o przejście na zeroemisyjność. Ponadto, dla firm produkujących do 1000 sztuk samochodów rocznie (czyt. jeszcze bardziej ekskluzywnych producentów) zakaz ma być całkowicie zniesiony. To samo dotyczy pojazdów użytku publicznego, np. karetek pogotowia.

Oczywiście, poprawka ta ma na celu zapewnienie komfortowych warunków dla przemysłu w rodzinnym kraju, bo naturalnie sumę emisji np. CO2 z wszystkich Bugatti nijak ma się to tej z samochodów Renault, Skody czy VW. Samo głosowanie nad poprawką ma odbyć się 28 czerwca, więc dopiero wtedy poznamy jego wyniki. Moim zdaniem jednak, patrząc po obecnym klimacie branży motoryzacyjnej, nawet, jeżeli zostanie ona przyjęta, nie zmieni to wiele w kwestii pogoni za 100 proc. wykorzystaniem samochodów elektrycznych na drogach.

Po pierwsze - supersamochody zawsze chcą być najlepsze, najszybsze i posiadać najbardziej zaawansowane systemy. Dlatego w momencie, w którym większość samochodów na drogach będzie elektryczna, montowanie spalinowego silnika może obniżyć prestiż pojazdu, a nie go podbić (choć zapewne i od tego będą wyjątki). Kolejną kwestią jest fakt, że i bez poprawek i furtek, zarówno producenci superaut, jak i samochodów dla "reszty świata". Od długiego czasu zapowiadają, że chcą przejść na rozwiązania elektryczne. Sprzedaż elektryków rośnie, a niektórzy producenci, jak np. VW otwarcie zapowiadają, że chcą przejść na w pełni elektryczną gamę pojazdów już w 2030 r. Co więcej, już dziś popyt na niektóre elektryczne modele jest taki, że dealerzy podnoszą ich ceny nawet dwukrotnie.

To raczej oznacza, że choć przy wielu głosach sprzeciwu, to kierunek rozwoju motoryzacji jest jeden i nawet jeżeli zrobimy wyjątek dla superaut, to nie da się go zatrzymać.

Źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama