Niegdyś z niecierpliwością wyczekiwałem najnowszych, najbardziej zaawansowanych produkcji. Teraz na nie już nie czekam. Oto kilka powodów, dlaczego coś się we mnie zmieniło.
Styczność z grami mam od dziecka. Właściwie od kiedy tylko byłem w stanie utrzymać kontroler w ręce, pokonywałem ojca w meczach w Pro Evolution Soccer. Na Pegasusie zagrywałem się z bratem w Mario i Contrę, a era pierwszego PlayStation stała dla mnie pod znakiem Crasha i MediEvil. Później grałem głównie na PC, ale jedno się nie zmieniło, zawsze świeciły mi się oczy, czekając na coraz to nowsze tytuły. Nie raz dałem się nabrać, na obietnicę złotych gór, które producenci serwowali, ale nigdy nie byłem przesadnie zawiedziony. Niemal każdego miesiąca wkładałem rodzicom do koszyka wydanie CD Action, gdzie czytałem o nadchodzących produkcjach i szukałem takich, w które mógłbym zagrywać się całymi dniami.
Jedną z moich ulubionych gier zawsze był Gothic 2. Zanurzyłem się w tym świecie, nie znając jedynki, którą przeszedłem dopiero po latach, bo stwierdziłem, że tak wypada. Dwójkę ukończyłem z pewnością ponad 100 razy, na wszystkie sposoby. Kiedyś miałem wakacje, podczas których codziennie rano kończyłem tę grę. Doszedłem do takiej perfekcji, że zajmowało mi to mniej niż cztery godziny. Oczywiście mowa tu o wersji jeszcze bez Nocy Kruka. Naturalnie zatem czekałem na kolejną odsłonę przygód "Beziego". Ta nadeszła w 2006 roku i nie została zbyt ciepło przyjęta przez graczy, ale mnie to nie zraziło. W końcu położyłem na niej swoje łapy i... nie mogłem w nią zagrać przez błąd, który sprawiał, że gra wyłączała się w ekranie ładowania. Udało się to dopiero po kilku latach na innym sprzęcie ale zakochałem się w Gothiku 3. Wiele osób pewnie zechce mnie po tym zjeść, ale uważam, że jest to najlepsza odsłona serii (ale to temat na być może inny felieton).
Po "rozwodzie" Piranha Bytes i Jowood natrafiłem na Risena, w którym wiele osób widzi i czuje spadkobiercę Gothica. Jednak to na drugą część tak naprawdę czekałem z wypiekami na twarzy. Mroczne Wody ukazała się w 2012 roku i była to pierwsza gra, którą kupiłem w dniu premiery za własne oszczędzone pieniądze. Gra przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Później wyczekiwałem różnych tytułów, w tym Dragon Age 2, a później Inkwizycję, Kingdom Come: Deliverance, czy kolejnego Wiedźmina. Zdałem sobie jednak sprawę z tego, że od jakiegoś czasu nie czekam już na żadną grę. I zacząłem się zastanawiać, czy to ja wydoroślałem, czy może z nowymi grami jest coś nie tak?
Wojny klonów
W ciągu zaledwie kilku dekad gry wideo zmieniły się nie do poznania. Nowe technologie, silniki, grafika, większa moc obliczeniowa komputerów graczy i to wszystko tylko po to, by zostać zalanym bliźniaczo podobnymi tytułami. Producenci pomimo niemal nieograniczonych możliwości upodobali sobie jeden styl graficzny. Deweloperzy silą się na realizm, jednak w rzeczywistości dostajemy przesycone kolory, nienaturalne wstrząsy kamery oraz dziwną grę światła, sprawiającą, że przez dużą część rozgrywki mało co widać. Niestety, tą drogą idą niemal wszyscy producenci gier z segmentu AAA i nie wygląda na to, by w najbliższym czasie coś się zmieniło. Żeby nie być gołosłownym, w trend wpisują się takie gry, jak Forspoken, Immortals of Aveum, Dragon's Dogma 2, Stellar Blade, Spiderman 2 czy najnowsze Final Fantasy.
Nie do końca podoba mi się też to, że rynek gier wideo działa teraz na zasadzie trendów. Jeżeli jakaś produkcja odnosi sukces, to nagle masa producentów chce szybko popłynąć na tej fali. Tak było ponad dekadę temu z grami MOBA. Sukces League of Legends i DOTA 2 sprawiły, że nagle każdy producent chciał mieć swoją grę z tego gatunku. Później to samo stało się z grami typu Battle Royale. Oczywiście, jeżeli dany gracz jest fanem trendującego gatunku, będzie mógł przebierać w tytułach. W o wiele gorszej sytuacji znajdują się osoby, którym aktualny trend nie odpowiada. Ponadto z takim systemem jest sporo problemów. Dany gatunek trenduje przez określony czas nim rynek się nasyci. Dlatego też producenci często wypuszczają gry niedokończone i wykonane niechlujnie z nadzieją, że będą mieli szansę poprawić błędy już po premierze.
Od graczy dla graczy
Nie jestem naiwny i wiem, że mało kto robił gry z dobroci serca. Mam jednak wrażenie, że niegdyś większość tytułów powstawała od graczy dla graczy. Twórcy sami byli zapaleńcami, więc wiedzieli, czego inni mniej więcej oczekują od ich gry. Teraz w przypadku gier z segmentu AAA weszło zbyt dużo korporacjonizmu. Twórcy nie raz pod naciskiem udziałowców robią kolejną grę-usługę, na którą finalnie nikt nie czeka i która umiera zaraz po premierze. Za przykład mogą tu posłużyć kolejne tytuły z uniwersum Marvela, czy Suicide Squad. Jest to szczególnie przykre w przypadku studia Rocksteady, gdyż oni dokładnie wiedzieli, czego fani oczekują od ich nowej produkcji. Tymczasem pod naciskami dużego wydawcy wypuścili grę-usługę, która już w dniu premiery skazana była na porażkę. W lutym, czyli zaraz po premierze w szczytowym momencie na Steamie bawiło się w niej 13 tysięcy graczy. Aktualnie jest ich około dwustu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że rynek gier w ostatnich dekadach "wyszedł z piwnicy", a same gry wideo są zupełnie inaczej odbierane. Nie jest już wstydem powiedzieć, że w wolnym czasie lubimy sobie wyczyścić linię w LoLu, pofarmić w MMO, postrzelać w CoD lub Apex Legends. Wraz z ewolucją gier wideo, ewoluowali sami gracze, a do tego doszli nowi. Środek ciężkości został przesunięty, więc i rynek docelowy znacznie się zmienił pod kątem preferencji i oczekiwań. W związku z tym poniekąd zdaję sobie sprawę z tego, że w wielu przypadkach mogę nie znajdować w grupie osób, do których skierowane są nowe produkcje. I to jest zupełnie w porządku. Ponadto proces produkcyjny został znacznie wydłużony. Nie jest już tak, że na kolejny tytuł z serii czekamy dwa, trzy lub maksymalnie cztery lat. Niektóre z wysokobudżetowych gier powstaje siedem, osiem lub dekadę. W takim przypadku czekanie na grę już od jej zapowiedzi i pierwszego zwiastuna byłoby szaleństwo.
Teraz gry są o wiele lepsze
Nie chcę, żeby ten artykuł został odebrany, jako "kiedyś to były gry, a teraz to nie ma gier", gdyż zupełnie nie o to chodzi. Uważam, że aktualnie powstają o wiele lepsze gry niż dwie dekady temu i nie chodzi tu o samą grafikę, lecz o doświadczenie i wypracowanie wygodnych mechanik, które trwało latami. Wiele ze starszych produkcji są według mnie teraz zupełnie niegrywalne, dlatego wolę je zostawić na półce z miłymi wspomnieniami. Sam gram tyle samo, albo i więcej niż lata temu. Co więcej, cieszy mnie coraz więcej tytułów i gatunków, w których można dzielić rozgrywkę z przyjaciółmi w formie rywalizacji. I tak jak czekałem na Gothica 3, tak teraz nie czekam na nadejście remake'u pierwszej części, ani na żadną inną grę. Chyba po prostu wolę się pozytywnie zaskoczyć.
Grafika: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu