Felietony

Fantazje, czy technologia przyszłości, która niedługo stanie się naszym chlebem powszednim?

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Będąc dzieckiem marzyłem o gadżetach z filmów science-fiction. Dziś część z nich jest mi tak bliska jak łyżka czy buty. Ale gdzieś w sferze fantazji w...

Będąc dzieckiem marzyłem o gadżetach z filmów science-fiction. Dziś część z nich jest mi tak bliska jak łyżka czy buty. Ale gdzieś w sferze fantazji wciąż pozostają urządzenia, których póki co naukowcy nie stworzyli. Co nie znaczy, że nie stworzą i to zapewne w nie tak dalekiej przyszłości.

Reklama


Miecz świetlny

Jako wieloletni fan Star Wars nie mogłem zacząć od czegoś bardziej oczywistego, a jednocześnie póki co mało realnego. Chodzi oczywiście o miecz świetlny, którymi zarówno Jedi jak i Sith rozprawiali się z przeciwnościami losu. Niestety już w 2010 roku, zajmujący się badaniem wiązek lasera inżynierowie pracujący w General Electronic jednogłośnie stwierdzili, że zbudowanie takiego miecza w oparciu o dzisiejszą technologię jest niemożliwe. Po pierwsze nie jest na chwilę obecną możliwe zasilenie tego typu urządzenia. Po drugie – ukształtowanie plazmowego ostrza w konkretnym kształcie jest obecnie prawie niewykonalne. Tego typu wiązka musi być czymś otoczona, w przeciwnym wypadku zwyczajnie się rozleje. Po trzecie – wiązka laserowa nie może zakończyć się ot tak. Tu jednak z pomocą przychodzi pomysł Sudy51, autora serii gier No More Heroes. Jego Beam Katana miała zarówno fizyczny początek, jak i fizyczny koniec, a laserowe ostrze wyglądało jak włosie smyczka. Jedna przeszkoda za nami, pozostały dwie.


Smartwatch

Tu w zasadzie powinniśmy uzbroić się jedynie w cierpliwość, bo nad swoimi urządzeniami pracują Samsung i Apple. Czego jednak oczekiwać od takiego urządzenia? Funkcji smartfonu, może ewentualnie bez możliwości dzwonienia. Pomysł sam w sobie wydaje się świetny – małe, zgrabne, eleganckie urządzenie, które pozwoli nie tylko odczytać czas i datę, ale także surfować w sieci, korzystać z dedykowanych aplikacji, pozwalać na gromadzenie danych. Problem leży na pewno w rozmiarze ekranu – aby zegarek wyglądał dobrze, ekran musi być mały, a to przecież uniemożliwia komfortową pracę czy rozrywkę. A gdyby tak ekran urządzenia pokazywał podstawowe informacje i notyfikacje, a pozostałe, bardziej zaawansowane operacje wykonywać na ekranie holograficznym? No dobrze, brzmi logicznie, tylko skąd wziąć ekran holograficzny? No i jak zasilić takie urządzenie, żeby nie musieć ściągać go już o godzinie 15 celem naładowania? Namiastką smartwatcha jest na pewno Sony Smart Watch MN2, które można kupić w Polsce już za niecałe 300 zł. Napędzany androidem sprzęt pozwala oczywiście sprawdzić godzinę, ale także sterować odtwarzaczem muzycznym, odczytać smsy i e-maile, a także korzystać z Facebooka i Twittera. Szkoda tylko, że wygląda jak plastikowa zabawka z bazaru. Nie jestem maniakiem urządzeń marki Apple, ale mam dziwne wrażenie, że jeśli ich zegarek faktycznie trafi któregoś dnia na rynek, to właśnie on rozkocha w sobie miłośników technologii.


Słuchawki, których nie ma

A dokładnie system transmisji dźwięku przez kości, o którym zapewne już słyszeliście przy okazji pierwszych recenzji okularów Google Glass. A gdyby tak poprawić jakość tak emitowanego dźwięku i wyeliminować konieczność zakładania słuchawek na lub wkładania ich w uszy? Każdy, kto choć przez kilka miesięcy korzystał ze słuchawek dousznych lub dokanałowych doskonale wie, że niezależnie od jakości ich wykonania prędzej czy później zaczynają boleć uszy. Oczywiście dotyczy to dłuższego, ciągłego ich użytkowania. I nawet jeśli słuchawki douszne mają bardzo wygodne gumki, to – szczególnie jeśli używamy ich podczas biegania czy jazdy na rowerze – małe ruchy w gumy czy plastiku w uszach zwyczajnie je podrażniają. „Wystarczy używać nausznych” - powiecie. Jasne, ale nie da się ich schować do kieszeni spodni czy marynarki, czasem ciążą, czasem ograniczają ruchy, a kiedy jest naprawdę ciepło, grzeją w głowę. Chciałbym móc wszczepić pod skórę za uszami małe układy, dzięki którym mógłbym wyeliminować słuchawki w fizycznej formie i po prostu puszczać muzykę, bezprzewodowo, bezpośrednio do ucha. Młodzież szkolna byłaby wniebowzięta – sam doskonale pamiętam jak mając długie włosy nauczyłem się ukrywać słuchawki tak, by nauczyciel nie widział, że zamiast skupiać się na jego arcynudnym monologu, przesłuchuję właśnie drugi krążek norweskiego Emperor.


Reklama

Wirtualny sen

Miałem przyjemność testować kickstarterowy Oculust Rift i zakochałem się w wirtualnej rzeczywistości, którą urządzenie to serwuje. Chciałbym jednak być jej częścią w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, a przy okazji nie musieć zakładać na głowę hełmu/okularów/kasku i trzymać w ręku myszki lub pada. Wyobraźcie sobie taką sytuację – kładziecie się wygodnie na kanapie lub siadacie w fotelu. Przypinacie do ciała jeden kabelek, zamykacie oczy. System wprowadza Was w lekki sen, eliminujący, a raczej maskujący wszelkie bodźce z zewnątrz. Zabiera Was przy okazji wprost do świata gry, czy aplikacji do zwiedzania. Z ultrarealistyczną grafiką, dzięki której błyskawicznie dajecie się porwać wirtualnej opowieści, wirtualnemu zwiedzaniu, czy interaktywnemu filmowi. Scena jak z Matrixa, a zarazem technologia, która jednym pozwalałaby oderwać się całkowicie od problemów życia codziennego i całkowicie oddać nierealnej rozrywce, a innym wstać, chodzić, pływać. Myślę o osobach przykutych do wózków inwalidzkich, czy całkowicie sparaliżowanych. Dzięki takiemu urządzeniu mogliby, przynajmniej w wirtualnym świecie, poczuć się w pełni sprawni.


Reklama

Implanty i protezy

Pamiętacie jak Luke Skywalker z Gwiezdnych Wojen poradził sobie z brakiem dłoni, której w pojedynku na miecze świetlne pozbawił go Lord Vader? Odcięta kończyna została zastąpiona w pełni funkcjonalną protezą, którą prawie w stu procentach zastępowała prawdziwą dłoń. Technologia i medycyna potrafią czynić cuda, choć to wciąż nie jakość i funkcjonalność znana z kinowych ekranów. Pójdę o krok dalej – sztuczne, w pełni sprawne, mechaniczne kończyny pokryte sztuczną skórą, dzięki której praktycznie nie różnią się wyglądem od tych prawdziwych. Ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ludzkość znalazłaby również dla nich inne niż medyczne zastosowanie. Zwiększające prędkość i siłę augumentacje z gry Deus-Ex, zmechanizowani ludzie z anime Ghost in the Shell, wyróżniający się sztucznymi ulepszeniami mniej lub bardziej. Czarny rynek ulepszeń ciała, hackowanie umysłów, dążenie do nadludzkich możliwości. Czysty cyberpunk. Ręka do góry, kto odmówiłby propozycji wszczepienia implantu pozwalającego zbliżać obraz, wyostrzać słuch czy lepiej widzieć w nocy.


Hologramy

Znów Gwiezdne Wojny. Robot R2D2 wyświetlający nagranie księżniczki Leya. Tona gier i filmów, w których zwykłe wideokonferencje zastąpiono konferencjami z hologramami. Raz wyglądającymi ja komputerowy, najczęściej niebieski, trójwymiarowy model, innym razem idealną projekcję rozmówcy. W temacie rozmów na odległość, technologia wciąż dąży do jak największego ich urealnienia. Korporacyjne holokonferencje, które nie wymuszają podróży na drugi koniec świata prędzej czy później staną się faktem, jestem tego pewien. I chyba raczej prędzej – skoro 2Pack mógł zagrać pośmiertnie koncert właśnie za sprawą hologramu…


Mądre domy

Na pewno część z Was w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zainwestowało w metalowe panele montowane zamiast klasycznego włącznika światła. Dzięki niemu można było, przesuwając delikatnie palcem po płytce, przygasić światło. Albo usiąść wygodnie w fotelu i zrobić to samo za pomocą pilota do telewizora. A gdyby pójść dalej i zastosować rozwiązania znane z filmów science-fiction? Wracacie do domu po ciężkim dniu pracy, kamera nad drzwiami wejściowymi rozpoznaje Waszą twarz i wpuszcza Was do środka. Światło, muzyka, zagotuj wodę, zamknij drzwi. Na hasło „góry” zamiast widoku zza okna wyświetla się piękna animacja alpejskich stoków. Dom sam odtwarza nagrane na automatyczną sekretarkę wiadomości, pyta czy mamy ochotę na lecący właśnie w telewizji ulubiony serial. Mierzy temperaturę ciała i sygnalizuje jeśli ta wykracza ponad ustaloną normę.

Reklama


Wypoczęty kierowca

Skoro nowe samochody potrafią same wjechać na ciasne miejsce parkingowe lub trzymać określoną przez kierowcę prędkość (tempomat), a przy okazji nie wyjeżdżać poza obrany pas ruchu, to w niedalekiej przyszłości doczekamy się aut w pełni zautomatyzowanych. Nie zrozumcie mnie źle, posiadam prawo jazdy od 1999 roku i uwielbiam jeździć. Ale czasem zwyczajnie nie mam siły, muszę jechać w nocy, choć czuję się delikatnie śpiący. Czasem zazdroszczę pasażerowi po prawej stronie, który może grać, czytać książkę lub najzwyczajniej w świecie się zdrzemnąć. Chciałbym kiedyś posiadać auto, które w krytycznych dla moich możliwości momentach będzie w stanie poprowadzić samochód za mnie. Przesiądę się wtedy na fotel pasażera lub na wygodną tylną kanapę, wyciągnę czytnik e-booków i zaufam maszynie, która bezpiecznie dowiezie mnie do celu. Dużo mówi się o tym, że najczęstszą przyczyną wypadków drogowych jest czynnik ludzki – brawura, roztargnienie, brak umiejętności prowadzenia pojazdu. Zimne maszyny takich błędów nie popełniają. Ale oddać swoje życie programowi zaimplementowanemu w procesor samochodu? Miałbym za każdym razem małego stracha.

A Wy jakich technologicznych nowinek się spodziewacie?

Obrazki: 1,2,3,4,5,6,7,8.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama