Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki to odważne – i momentami wizualnie zachwycające – otwarcie nowego rozdziału Marvela, choć niepozbawione uproszczeń.
Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki wcale nie taka fantastyczna. Czego zabrakło?

Można śmiało rzec, że od tej kosmicznej familii wszystko się zaczęło, ale Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki nie jest wcale typowym origin story – choć tytuł może to sugerować. To otwarcie nowej odnogi superbohaterskiego kina, odbywającego się poza głównym MCU. Zapraszam w podróż na Ziemię-828, gdzie klimat lat 60. miesza się z futurystyczną technologią.
Pierwsze kroki Fantastycznej Piątki (tak, piątki)
Dziś do kin wlatuje czwarty już film o przygodach ekipy Reeda Richardsa i od razu na wstępie mogę Wam zdradzić, że jest to najlepsza dotychczas próba ekranizacji komiksu, który w zasadzie zapoczątkował współczesnego Marvela. Film w reżyserii Matta Shakmana (m.in. WandaVision) nie miał jednak mocnej konkurencji, bo poprzednie filmy o Fantastycznej Czwórce – wydawane jeszcze przez 20th Century Fox – możemy uznać w najlepszym wypadku za akceptowalne.
Tym razem jednak mamy do czynienia z zupełnie nowym podejściem, choć na szczęście „nowość” nie oznacza tutaj opowiadania genezy bohaterów od nowa. Czwórkę byłych astronautów poznajemy już w trakcie ich bohaterskiego prime’u, a historia pozyskania nadnaturalnych mocy jest tu tylko telewizyjnym przerywnikiem, przydatnym dla osób, które jakimś cudem tej opowieści jeszcze nie znają.
W zasadzie w nowym filmie Fantastycznej Czwórce bliżej jest do emerytury niż do pierwszych kroków, bo bohaterowie są już nieco zmęczeni ratowaniem świata i odpowiedzialnością za ludzkość – szczególnie Reed Richards i Susan Storm, którzy po wielu próbach w końcu doczekali się „stanu błogosławionego” – że się tak biblijnie wyrażę.
Ciąża wywraca do góry nogami rutynę herosów, ale pełne pieluchy i nieprzespane noce bledną przy zagrożeniu, które nadciąga z najdalszych zakątków galaktyki. Srebrna Surferka zwiastuje nadejście Galactusa – pożeracza światów z niepohamowanym głodem. Fantastyczna Czwórka będzie musiała znaleźć niekonwencjonalny sposób na pokonanie antagonisty, ale ma na to bardzo mało czasu – dosłownie.
Pięknie, ale zbyt szybko i zbyt pobieżnie
Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki generalnie nie jest złym filmem – i mam na myśli tutaj zarówno pomysł, jak i realizację. Ziemia-828 i jej kontrasty to miły powiew świeżości po przewałkowanej już licznymi produkcjami Ziemi-616, czyli tej bardziej współczesnej i bliższej naszym realiom. Specjaliści od scenografii mogli więc bardziej zaszaleć, co z pewnością przypadnie do gustu fanom retrofuturyzmu i społeczności Marvela znudzonej powagą ostatnich blockbusterów Marvela.
Atmosfera w nowej Fantastycznej Czwórce jest znacznie bardziej pozytywna, wręcz familijna, co świetnie wpisuje się w rodzinny charakter grupy bohaterów. Problem jednak w tym, że w tej milutkiej otoczce ginie głębia, zarzynana tempem i fabularnymi uproszczeniami. Potencjał tak rozbudowanych postaci jak Galactus czy Srebrna Surferka został sprowadzony do niezbędnego minimum, a szkoda, bo to jedne z najbardziej intrygujących kreacji tego uniwersum.
Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki pędzi z akcją jak szalony i tłumaczy wątki łopatologicznie, zbędnie skupiając się przy tym na zbyt mocno przegadanych sekwencjach, pełnych populizmów i oczywistości, które można było sobie darować. Zanim widz zdąży się zastanowić, film jest już w zupełnie innym miejscu. Wydawać by się mogło, że czeka nas jedna z najbardziej dramatycznych i wymagających potyczek w uniwersum Marvela, ale sceny z Galactusem – będącym de facto jedną z najpotężniejszych sił w uniwersum – wydają się zbyt łatwe, zbyt proste i pozbawione polotu.
Przystanek przed większym widowiskiem
Nie oznacza to jednak, że Fantastyczną Czwórkę ogląda się ze znudzeniem – wręcz przeciwnie. Sekwencje w kosmosie są prawdziwym arcydziełem wizualnym, a nowi aktorzy świetnie odnaleźli się w swoich rolach, bijąc na głowę swoich poprzedników. Mam jednak wrażenie, że Matt Shakman za słabo wyeksponował właśnie te mocne strony produkcji, chcąc w stosunkowo krótkim czasie ekranowym zmieścić jak najwięcej wątków.
W kościach czuję jednak, że Matt Shakman otrzymał zadanie stworzenia możliwie jak najlepszej podwaliny pod Avengers: Doomsday. Wiemy już, że akcja będzie rozgrywać się właśnie na Ziemi-828, a kluczową rolę w walce z Dr. Doomem odgrywać będą połączone siły Fantastycznej Czwórki i Avengersów. Jeśli więc Fantastyczną Czwórkę: Pierwsze kroki mielibyśmy traktować jako swego rodzaju przetarcie szlaków, niezbędne do uwolnienia pełnego potencjału nowej produkcji z serii Avengers, to można misję uznać za zaliczoną.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu