Już dziś na Apple TV+ debiutuje wojenny dramat Blitz, w reżyserii Steve'a McQueen'a. Nie jest to jednak poziom, do którego przyzwyczaiło nas Apple.
Blitz – recenzja. Spodziewałem się wielkich emocji, wyszło wielkie rozczarowanie
W okresie od 7 września 1940 do 10 maja 1941 przez Anglię (początkowo głównie przez Londyn, później także przez mniejsze miasta) przetoczyła się seria niemieckich bombardowań, wycelowanych głównie w obiekty cywilne – ich skutkiem była śmierć 40 tys. cywilów. To właśnie te wydarzenia są tłem fabularnym nowego filmu na Apple TV+. Blitz miał być poruszającą mieszanką dramatu i filmu drogi, ale tym razem gigantowi z Cupertino nie udało się utrzymać wysokiego poziomu. Nie pomógł nawet fakt zaangażowania legendarnego Hansa Zimmera.
Tragedia londyńskich dzieci
Dziewięcioletni George – główny bohater Blitz – nie ma łatwego życia. Musi nie tylko wychowywać się w niepełnej rodzinie, ale też zmagać się dyskryminacją ze strony rówieśników, szydzących z jego koloru skóry. Na domiar złego na czasy jego wczesnego dzieciństwa przypada jeden z najgorszych okresów w historii drugowojennej Anglii. Kraj co prawda nie doświadczył horroru naziemnej inwazji ze strony Niemców, ale mocno ucierpiał w serii morderczych bombardowań Luftwaffe. Gdy w Londynie rozbrzmiewają pierwsze syreny alarmowe, mieszkańcy stają przed moralnie niełatwym wyborem – odesłać swoje potomstwo na wieś do obozów dla dzieci, bez gwarancji zapewnienia im opieki i dachu nad głową, lub zaryzykować i spróbować ochronić je na własną rękę.
Zarówno miasto jak i jego społeczność nie są przygotowane na wyzwania, jakie niesie za sobą wojna – brakuje schronów, a rasizm i uprzedzenia biorą górę nad wzajemną pomocą. Rita – samotna matka chłopca – decyduje się więc odesłać Georga najbliższym pociągiem poza Londyn, mając nadzieję na to, że nie dosięgną go zmasowane naloty. Dziewięciolatek ma jednak zupełnie inną wizję przetrwania tego trudnego czasu. Dom jest jego bezpieczną przystanią i nie ma zamiaru z niej rezygnować. Chłopiec postanawia więc wydostać się z pociągu i wrócić do Londynu na własną rękę.
George sam na przedmieściach
Blitz rozkręca się całkiem nie najgorzej. Kilka mocnych scen płonącego miasta na początku filmu i stworzenie atmosfery quasi familijnego filmu drogi dało nadzieje na dobre kino, ale entuzjazm wyparowuje z każdą kolejną minutą. Steve McQueen – reżyser filmu – nie wiedział chyba do końca, jakie dzieło chce stworzyć. Gdy zobaczyłem, że Apple ponownie bierze się za produkcję drugowojenną, zacierałem ręce ze zniecierpliwienia, bo Władcy przestworzy skutecznie rozbudzili mój apetyt. Nie łudźcie się jednak – wojna jest tutaj tylko tłem i to zarysowanym dość tanio.
Z powodu wspomnianych nalotów ewakuowano ponad milion osób, a ponad połowę tej grupy stanowiły dzieci – część z nich nigdy nie wróciła już do swoich rodziców. Zakładałem więc, że film ma być swego rodzaju uhonorowaniem tej tragedii, ale ten motyw też zaczął szybko się rozmywać. Zamiast tego Blitz zaczął lawirować między nie do końca potrzebnym z punktu widzenia fabularnego skupianiu się na tematyce mniejszości (czarnoskórej, muzułmańskiej, żydowskiej), a emancypacją kobiet, zastępujących swych mężów w fabrykach i zakładach produkcyjnych, dorzucają do tego nutkę kina dziecięcego. Film prześlizguje się po każdym z tych tematów jakoby na siłę, nie wzbudzając przy tym większych emocji. Odnoszę wrażenie, że w głowie autora ten tytuł miał wyglądać nieco inaczej, ale początkowa wizja rozmyła się gdzieś na etapie pisania scenariusza.
Nieco ponad 2-godzinny film nie dość, że się dłuży, to jeszcze tę dłużyznę próbuje wypełniać losowymi scenami i otwieraniem nowych wątków, których ani nie rozwija, ani tym bardziej nie doprowadza do końca. Nie ma też za bardzo powodów do zachwycania się poziomem aktorstwa czy warstwą wizualną. Zarówno Elliott Heffernanm (George) jak i Saoirse Ronan (Ritą) – czyli bohaterowie, których oglądamy najczęściej – nie wypadają w swoich rolach przekonująco, przez co jako widzowi trudno było mi uwierzyć w ich motywacje. Nie twierdzę oczywiście, że Blitz nie próbuje przekazać wartościowych treści – wręcz przeciwnie. Na plus mógłbym wyróżnić między innymi piętnowanie nieludzkiego plądrowania zniszczonych bombardowaniem domostw, które było niestety dość popularnym trendem w całej drugowojennej Europie – problem w tym, że wszystko to prezentuje się dość sztampowo, a za same chęci nie ma co przyznawać dobrych ocen.
Mały plusik należy się za muzykę skomponowaną przez Hansa Zimmera i kostiumy, które wyszły spod ręki Jacqueline Durran (nagrodzona Oscarami kostiumografka pracowała między innymi przy Barbie, Pięknej i Bestii i Batmanie). To jednak zbyt mało, by uznać Blitz za coś więcej, niż tylko typowego przeciętniaka, który szybko wypada z pamięci.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu