Facebook

Facebook źródłem ruchu dla bloga? Zapomnij!

Tomasz Popielarczyk
Facebook źródłem ruchu dla bloga? Zapomnij!
34

Tłuste lata dla wydawców na Facebooku minęły bezpowrotnie. Dziś są oni tam dlatego, bo muszą i tak wypada, a nie z powodu wymiernych korzyści. Sami się o tym przekonujemy na Antywebie. Tymczasem platforma Zuckerberga pozwala sobie na coraz więcej. Żale na temat obcinanych zasięgów, skrajnie nieko...

Tłuste lata dla wydawców na Facebooku minęły bezpowrotnie. Dziś są oni tam dlatego, bo muszą i tak wypada, a nie z powodu wymiernych korzyści. Sami się o tym przekonujemy na Antywebie. Tymczasem platforma Zuckerberga pozwala sobie na coraz więcej.

Żale na temat obcinanych zasięgów, skrajnie niekorzystnych algorytmów i filtrowania treści na Facebooku pojawiają się w sieci nie od dziś. My natomiast dziś przekonaliśmy się kolejny raz o tym, jak nikłe korzyści daje nam fanpage z 36 tys. fanów. Zresztą wystarczy spojrzeć na ten zrzut ekranu, który mówi sam za siebie.

Na pierwszy rzut oka wygląda pięknie. W poście prowadzącym do porannej prasówki mieliśmy prawie 8 tys. wyświetleń (choć patrząc na liczbę fanów - 36 tys. to śmieszne, że tak mało; ale bywało mniej, więc oceniam to jako "nieźle)), ponad 50"polubień i kilka udostępnień. Jaki ruch przyniosło to na Antyweb? Zaledwie 677 kliknięć w link. Tak można by opisać zdecydowaną większość postów, które pojawiają się na Fb. A trzeba zaznaczyć, że ten, który opisuje jest jednym z popularniejszych w ostatnim czasie i zgromadził ponadprzeciętnie dużo interakcji.

Oczywiście 677 kliknięć piechotą nie chodzi i trzeba to cenić. Nie potrafię jednak zrozumieć, jak budowany od dobrych kilku lat fanpage z kilkudziesięcioma tysiącami obserwujących jest w stanie przynieść tak nikłe korzyści. Jasne, możemy szukać przyczyn gdzieś indziej. Jedna to chociażby niskiej jakości linki, w które ludzie nie chcą klikać. Druga to zły target, ale to już bardzo naciągana teza. Antyweb nigdy fanów nie kupował i teoretycznie ludzie obserwujący fanpage powinni interesować się tym, co publikuje. Można tutaj wejść też na grunt psychologii: widzę interesujący nagłówek, podoba mi się i klikam "like" lecz nie jestem na tyle zainteresowany, żeby o tym czytać. Wystarczy mi pobieżna wiedza - w tym wypadku świadomość, ze taki dysk powstał. Jeżeli większość osób w internecie wychodzi z podobnego założenia, czeka nas smutna przyszłość.

Możemy to skonfrontować z tym, co robi od pewnego czasu Facebook - stara się utrzymać użytkownika jak najdłużej w obrębie własnych serwisów. To m.in. dlatego w aplikacji mobilnej pojawiła się wbudowana przeglądarka, która pozwala szybko wrócić z powrotem do Facebooka. Z tego powodu też niedawno mówiło się o planach hostowania stron i treści w taki sposób, by były one dostępne na Facebooku. Zuckerbergowi nie zależy na wydawcach, bo wie, że oni muszą tutaj być, jeżeli chcą budować relacje i promować swoje biznesy. Coraz częściej muszą też płacić, żeby przynosiło to wymierne efekty. I to wystarczy, żeby ten biznes się kręcił.

A pomyślcie, co będzie, gdy już Facebook umocni swoją pozycję w segmencie wideo. Wówczas scenariusz pewnie będzie wyglądał bardzo podobnie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu