O takich wzrostach zainteresowaniem swoimi usługami Facebook kilka tygodni temu mógł jeszcze pomarzyć. W tej dramatycznej sytuacji: udało się, ale nie przekłada się to na jego zarobki.
Sytuacja na świecie staje się coraz poważniejsza — kolejne kraje nakazują obywatelom zostać w domu, użycie internetu z każdym dniem szybuje, podejmowane są kolejne akcje by w miarę sieć odciążyć. Każdy robi co może by przetrwać: w rozmaitych branżach następują przetasowania, masowe zwolnienia czy próby wypracowania nowego trybu, który pozwoli przetrwać małym i dużym firmom. Ale przez łańcuchy niemalże niekończących się zależności i opóźnione transporty, staje się to coraz trudniejsze. Zostawanie w domu nie oznacza jednak, że ludzie kompletnie rezygnują z więzi społecznych. Dlatego też ostatnie tygodnie to sprawdzian nie tylko dla aplikacji edukacyjnych i wspomagających pracę zdalną, ale także dla komunikatorów i sieci społecznościowych. Facebook, jak na największego gracza rynkowego przystało, okazuje się mieć najwięcej problemów.
Zobacz też: Nowoczesny Facebook to miszmasz świetnych pomysłów i dramatycznego projektowania
Facebook zalicza ogromny wzrost zainteresowania, ale nie przekłada się to na finanse
We wpisie opublikowanym na platformie, Alex Schultz i Jay Parikh opowiadają o tym, jak wygląda sytuacja Facebooka w ostatnich tygodniach. Wzrost zainteresowania ich narzędziami widać gołym okiem — zwłaszcza w miejscach które najboleśniej odczuwają skutki koronawirusa. Między innymi we Włoszech użytkownicy Facebooka, Instagrama i WhatsAppa wysyłają... ponad 50% więcej wiadomości, niż na co dzień, w normalnych warunkach. Rozmowy wideo w analogicznych regionach zaliczyły ponad dwukrotny wzrost. O tym że te wszystkie narzędzia pozwalają (na tyle, na ile się da) łatwiej przetrwać te trudne chwile — nikt nie ma wątpliwości. Problem polega na tym, że z perspektywy gigantów to zainteresowanie nie przekłada się na to, po co istnieją. Zyski.
W tym samym wpisie szefostwo analityków i inżynierów wyjaśnia, że ich biznes też jest dotknięty przez szalejącą epidemię koronawirusa. Znacznie większe zainteresowanie nie przekłada się na ich zarobki. Bo przecież nie monetyzują modułów, po które teraz najchętniej sięgają użytkownicy — a na pewno nie w takim stopniu, jak czyni to w przypadku reklam.
Nie zarabiamy na wielu usługach, w których obserwujemy wzrost zaangażowania, i obserwujemy osłabienie naszej działalności reklamowej w krajach, które podejmują agresywne działania w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się COVID-19.
I może doszukuję się dziury w całym, ale nie do końca wiem, jak to interpretować. To zwyczajne przedstawianie informacji, narzekanie że nawet oni — którzy obserwują wzrost zainteresowania swoimi usługami — mają przechlapane, a może to jakaś zapowiedź zmian i nowości, by móc monetyzować także te elementy które ostatnio cieszą się największą popularnością?
Zobacz też: Facebook banuje reklamy i oferty sprzedaży masek chroniących przed koronawirusem
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu