Google

Facebook i Google pomagają władzom stawiać przed sądem osoby szukające aborcji

Krzysztof Rojek
Facebook i Google pomagają władzom stawiać przed sądem osoby szukające aborcji
Reklama

"Wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie". Wychodzi, że wszystko co napiszesz na Messengerze i wyszukasz w sieci też.

To, jak rozwija się współczesna technologia, widzimy na co dzień. Jednak czasami wiedza nie wystarczy by uwierzyć, że rzeczy, które mają miejsce, dzieją się naprawdę, a nie są wyjęte z fikcji naukowej pokroju Cyberpunka. O co chodzi?

Reklama

Część z was z pewnością kojarzy sprawę Jessici Burgess, która wraz ze swoją córką stanęła przed sądem za dokonanie nielegalnej w stanie Nebraska aborcji. Kluczowym dowodem w sprawie były dane dostarczone przez Facebooka, a konkretnie - zapis z czatów, które korporacja dostarczyła organom ścigania. Wywołało to sporą falę protestów, ponieważ ludzie zaczęli w końcu dostrzegać, że dane, które przekażą Big Techom mogą być użyte bezpośrednio przeciwko nim, jeżeli tylko władze uznają, że takie dane mogą być przydatne. Stąd też powstała akcja #DeleteFacebook, która jednak, patrząc na to, co się dzieje na świecie, nie zdobyła tak dużej popularności. Jeżeli jednak myślicie, że problem się rozwiązał bądź ucichł - nic z tych rzeczy.

Google i Facebook dalej współpracują z policją. Witamy w dystopijnym świecie bez prywatności

Jak podaje BusinessInsider, zakaz aborcji w wielu stanach USA doprowadził do tego, że organy ścigania bardzo mocno zaktywizowały proaktywne działania związane z social mediami aby wykrywać, kto mógł skorzystać z tego "nielegalnego procederu". W jaki sposób? Cóż, z jednej strony mamy Facebooka, który na życzenie policji ujawnia wszystko, włącznie z treścią czatów, które prowadzimy za jego pomocą, a z drugiej Google. Tutaj akurat sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, ale w dużym skrócie: kliniki aborcyjne sprzedające np. tabletki wczesnoporonne online dzielą się z Google danymi odwiedzających je osób, co w połączeniu z informacjami o przybliżonej lokalizacji, adresie IP czy historii wyszukiwania oraz plikami cookies pozwala zidentyfikować kto korzystał z usług takich klinik, a dane te są oczywiście przekazywane, jeżeli odpowiednie służby o to poproszą.

I tak - ja wiem, że jeżeli podejdziemy do tego na poziomie bardzo ogólnym, to powiedzenie - "Facebook i Google nie szanują prywatności użytkowników" jest truizmem, że aż zęby bolą. Jednak inną sprawą jest, kiedy nasze dane służą do wyświetlania reklam i napędzania konsumpcjonizmu, a inna, gdy mowa jest o tym, że wyszukanie informacji w internecie bądź rozmowy ze znajomymi na pewne tematy mogą doprowadzić do naszego aresztowania. I nie - nie chcę tu wchodzić w dyskusję czy prawo w Stanach jest słuszne czy nie. To, co mnie przeraża, to fakt, że jest to chyba najbardziej widoczny przypadek gdzie wielkie korporacje jawnie pokazują, że mogą być narzędziem inwigilacji władzy i nie podejmą żadnych kroków, by jakkolwiek o swoich userów zadbać.

Liczba zapytań o dane do Facebooka w Polsce

Powstaje pytanie - na ile realizacja podobnego scenariusza jest możliwa także w Polsce. I moim zdaniem - szanse na to są spore. Polska policja nie odstaje od reszty krajów w ilości zapytań o dane kierowanych do Facebooka, a patrząc na nasze prawodawstwo (chociażby właśnie w kwestii aborcji) absolutnie nie zdziwiłoby mnie, gdyby przypadek taki jak Jessici Burgess wydarzył się w naszym kraju. Facebook i Google dbają o swoje interesy wszędzie tak samo i nie przeciwstawią się naszym władzom. Wszystko jest więc kwestią tego, czy (albo kiedy) nasze organy ścigania dostaną instrukcję by takich danych od tych korporacji żądać. To myślę stanie się wtedy, gdy dostaniemy wystarczającą liczbę przypadków, że dzięki takim informacjom można kogoś skazać, a to z kolei dzieje się na naszych oczach.

Innymi słowy - witamy w Cyberpunku. Proszę się rozsiąść się wygodnie...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama