Extreme E to wyjątkowe pod wieloma względami wyścigi — a jeden z nich miałem okazję obejrzeć na żywo. Emocji było więcej, niż można się spodziewać.
Extreme E — co to za wyścigi?
Extreme E to międzynarodowa seria wyścigów typu off-road, która została zaakceptowana przez Międzynarodową Federację Samochodową w 2021 roku. Seria ta została stworzona przez Alejandro Agaga, założyciela Formuły E, oraz byłego kierowcę Gila de Ferrana. To jednak nie tylko seria wyścigów, a przede wszystkim globalna platforma, której zadaniem jest podniesienie świadomości na temat zmian klimatycznych i degradacji środowiska naturalnego. Miejsca, w których odbywają się wyścigi, są najbardziej zaniedbanymi ekologicznie lokacjami świata — i chociaż wyglądają bajecznie i malowniczo, to mają za zadanie pokazać, które miejsca na świecie zostały najbardziej dotknięte globalnym ociepleniem. Extreme E samo się dokłada do tego, żeby tę sytuację naprawić — organizacja prowadzi tak zwany „Program Legacy”, który ma na celu zapewnienie wsparcia społecznego i środowiskowego dla tych miejsc.
Wyścigi do tej pory odbywały się między innymi w deszczowych lasach Amazonii, na wybrzeżach Senegalu lub na Arktyce. Ostatni z nich miał jednak miejsce na Sardynii we Włoszech — przepięknej wyspie, która jednak wkrótce może stać się wyspą wyłącznie turystyczną; przez klimat i temperaturę coraz mniej ludzi chce tam mieszkać. Wyścig odbywał się jednak na wojskowym poligonie, który znajduje się na głębokiej pustyni — dojechanie tam było tak samo off-roadowe, jak sam wyścig. Cała atmosfera była zresztą mocno „polowa” — przerażająco wysoka temperatura, mnóstwo piachu, świeżo rozstawione namioty (namiotowe miasteczko to zresztą norma w przypadku tych wyścigów — w każdym miejscu wyścigu powstaje podobna konstrukcja) i własne butelki, do których można było nalewać wody z wielkich baniaków, oraz talerze, które po zjedzeniu posiłku w namiotowej stołówce należy umyć i schować do plecaka. Nie było klimatyzowanej loży z chłodnymi napojami — tam wszyscy pracują w ekstremalnych warunkach i ma to niesamowity klimat.
Zasady wyścigów Extreme E
Podczas zawodów w Extreme E, rywalizacja odbywa się przez dwa dni. Pierwszego dnia mają miejsce dwuetapowe kwalifikacje w formie prób czasowych. Drugiego rozgrywane są sesje shoot out, półfinał, crazy race oraz finał. W każdej sesji samochód musi pokonać dwa okrążenia toru, a każdy członek zespołu jest odpowiedzialny za przejechanie jednego z tych okrążeń. Trzy najszybsze ekipy z kwalifikacji przechodzą do półfinału, kolejne trzy zespoły do crazy race, a pozostałe drużyny do shoot out.
Do finału awansują dwa najlepsze zespoły z półfinału oraz najlepszy zespół z crazy race. W finale rywalizują trzy zespoły, które walczą o miejsca na podium. Zawodnicy, którzy odpadli w trakcie kwalifikacji, mają szansę wziąć udział w wyścigu shoot out, który stanowi swojego rodzaju wyścig pocieszenia i pozwala zdobyć pewną ilość punktów do klasyfikacji ogólnej. W trakcie wyścigów drużyny mają możliwość skorzystania z jednego doładowania Hyper Drive na okrążenie, co daje dodatkową moc na cztery sekundy. Co również ciekawe i ponownie podkreślające ekologiczny aspekt Extreme E, dosłownie wszystko, wliczając w to same samochody, transportowane jest na statku St. Helena. Statek podczas zawodów jest nie tylko centralną bazą całej organizacji, ale również pełni rolę hotelu dla kierowców i załóg zespołów.
Tavascan XE, czyli Cupra, jakiej nikt się nie spodziewał
Wszystkie zespoły mają do dyspozycji hybrydy SUV-ów z buggy o identycznej mocy, więc nie ma tutaj mowy o przewadze przed startem — dokładnie tak samo, jak w przypadku Formuły E. Off-roadowe bestie mają 550 KM mocy, rozpędzają się od 0 do 100 km/h w 4,5 sekundy, a maksymalnie mogą jechać 200 km/h. Każdy samochód waży 1780 kg, z czego ich długość wynosi 4,4 m, a szerokość 2,3 m. Dzięki temu emocji jest jeszcze więcej.
Cupra na ten wyścig przygotowała specjalną wersję Tavascana — Tavascan XE. Podczas wyścigów, na włoskiej pustyni został również zaprezentowany „zwykły Tavascan”, co było całkiem ciekawym dodatkiem. W środku samochody mają kubełkowe fotele (żeby kierowcom nic się nie stało — nawet podczas tego wyścigu jedna drużyna dachowała, więc ryzyko jest spore), w końcu to wyścigi off-roadowe. Samochody wyglądają jednak naprawdę imponująco, co dodaje wyścigowi uroku.
Mieszane pary kierowców w każdym zespole
Kolejną główną inicjatywą Extreme E jest promowanie równości płci w sporcie motorowym — wszystkie zespoły składają się z kobiety i mężczyzny w roli kierowców i każda osoba ma takie same zadania. Każdy kierowca ma do przejechania dwa okrążenia, więc co jakiś czas zespoły muszą zrobić tak zwanego „switcha” — chwilowa przerwa na zmianę osoby za sterami samochodu. W tym czasie również mamy do czynienia z mnóstwem emocji, gdyż każdemu zależy na czasie, a zarówno jest to jedna z niewielu okazji do przemycia samochodu z błota czy piachu.
Kierowcy w większości bowiem nic nie widzą — w końcu to wyścigi off-roadowe. Kluczowe jest zatem command center, czyli miejsce w którym dzieje się niemal wszystko — od pomagania kierowcom przez głosową komunikację, aż po dopracowywanie wszystkiego od strony wizualnej, aby całość mogła być w jak najlepszej jakości transmitowana. Cały namiot kipi emocjami, co tylko podgrzewa i tak wysoką już temperaturę.
Namiot Cupry, w którym miałem okazję spędzić pewien czas wyścigu, znajdował się zaraz przy miejscu switcha — całą operację mogłem więc oglądać z bliska. W zespole Cupry znajdowała się 23-letnia Klara Andersson ze Szwecji oraz 9-krotny mistrz WRC, Sebastien Loeb. Przez problemy z oponami napotkanymi w jednym z początkowych etapów wyścigu nie udało się jednak stanąć duetowi na podium.
Elektryczne alternatywy naprawdę dają radę
W kwietniu tego roku miałem okazję obejrzeć wyścig Formuły E na żywo. Jak pisałem w artykule poświęconym temu wydarzeniu, obserwowanie jak wszystkie bolidy ustawiają się na linii startowej, a gromada ludzi z każdego zespołu powoli wraca do garaży, żeby wreszcie usłyszeć ten charakterystyczny pisk opon, było dla mnie zaskakująco emocjonującym przeżyciem. Nie będę kłamał — nie śledziłem wcześniej poczynań Formuły E, więc do tego wyścigu podchodziłem mocno neutralnie. Bawiłem się jednak dużo lepiej, niż mogłem się spodziewać. Złośliwie nazywany „wyścig odkurzaczy” okazał się dla mnie czymś wyjątkowym; iście futurystycznym doznaniem. Podobne odczucia mam w przypadku Extreme E. Polecam zapoznać się z tematem, gdyż jestem przekonany, że w ciągu najbliższych lat wyścigi te zdobędą dużo większą popularność.
Wyjazd redaktora Antyweb na Sardynię na wyścig Extreme E odbył się na koszt i zaproszenie firmy Cupra. Marka nie miała wpływu na treść ani też wcześniejszego wglądu w powyższy artykuł.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu