Estetyczna, kolorowa, sterowana ze smartfona. Lampa Eve Flare to gadżet, który okazał się bardziej przydatny niż początkowo zakładałem. Na tyle, że korzystam z niego na co dzień -- nie tylko w domowym zaciszu!
W kwestii oświetlenia jestem... minimalistą. Ale od lat regularnie chwalę na Antyweb rozwiązania od Nanoleaf. Korzystam z nich na co dzień -- i nie wyobrażam sobie już mieszkania bez tych tego inteligentnego oświetlenia. Są obecne niemal w każdym pomieszczeniu -- i tak naprawdę to jedyny element smart home, jaki lubię i z jakiego korzystam. I raczej szybko się to nie zmieni.
Od kilku tygodni poza produktami od Nanoleaf i żarówkami Philips Hue mam przyjemność korzystać z lampy EveFlare. Na pierwszy rzut oka może i niepozornej, ale w praktyce okazującej się... jednym z najfajniejszych elektronicznych gadżetów, z jakimi miałem do czynienia w ostatnim czasie. Przydatnej nie tylko w domowym zaciszu, gdzie zacząłem korzystać z niej na co dzień.
W domu i nie tylko. Eve Flare to oświetlenie, z którego korzystam częściej, niż się spodziewałem
Lampy zasilane bateriami nigdy nie wzbudzały we mnie specjalnie wielkiego zainteresowania. Nie jestem typem outdoorowca, niezbyt często wychodzę z domu gdzie indziej niż do restauracji. Okazuje się jednak, że Eve Flare to sprzęt, który okazał się przydatny znacznie bardziej, niż mogło mi się wydawać.
Eve Flare to okrągła lampa, która sprzedawana jest w zestawie z niewielką stacją ładowania. Na co dzień spoczywa ona na mojej szafce nocnej, okazując się niezwykle fajnym uzupełnieniem i -- nie ukrywam -- bardzo fajnie wyglądając. W ciągu kilku ostatnich tygodni miałem jednak okazję sprawdzić ją także w kilku innych scenariuszach -- i okazała się tam równie fajnym gadżetem.
Dzięki temu, że Eve Flare może działać przez 5-6 godzin na jednym ładowaniu, idealnie sprawdza się też poza domem. A nawet poza jej głównym miejscem -- czyli w moim przypadku, wspomnianą szafką nocną. Mimo, że testy rozpocząłem w chwili gdy sezon letni już się skończył -- to i tak zabrałem ją na jeden piknik, na działkową posiadówę przy kawce oraz na balkon gdzie nie mam żadnego dodatkowego oświetlenia.
Idealnie sprawdziła się w każdym z tych scenariuszy. Jest lekka, poręczna i pozwala na zmianę koloru według naszego widzimisię! Producent chwali się jeszcze certyfikatem IP65 będącym certyfikatem wodoodporności, ale to scenariusz, którego nie miałem okazji sprawdzić.
Eve Flare: oświetlenie, które staje się częścią inteligentnego domu... i nie tylko!
Eve Flare poza tym, że oferuje minimalistyczny design i długi czas pracy na jednym ładowaniu, to dodatkowo pozwala także uczynić ją częścią inteligentnego domu. Lampę w prosty sposób podpinamy do aplikacji Dom (Apple HomeKit) -- i zyskujemy możliwość zdalnego sterowania urządzeniem. Co ważne: nie potrzebujemy do tego żadnego mostka. Włączanie, wyłączanie, wszystkie automatyzacje związane z inteligentnym domem -- a poza tym również kontrola jasności oraz kolorów. To rozwiązanie idealne w swojej prostocie -- bo poza dostępem z poziomu ekosystemu Apple, zawsze możemy również sterować lampą za pośrednictwem oficjalnej aplikacji Eve. Bez smartfona też się uda – na dole są wbudowane przyciski, które pozwalają włączyć/wyłączyć sprzęt, a także zmieniać kolory.
Po kilku miesiącach z EVE Flare mogę powiedzieć jedno: to oświetlenie na wskroś uniwersalne
Tym co najbardziej urzekło mnie w lampie Eve Flare to bez wątpienia jej... uniwersalność. To sprzęt, który idealnie sprawdza się typowo stacjonarnie: na nocnym stoliku. Ale też bez żadnego problemu możemy zabrać ją w podróż (także ze stacją dokującą, która waży tyle, co nic -- i nie zajmuje dużo miejsca), a nawet w domowym zaciszu na kilka godzin przewiesić ją tam, gdzie nam się żywnie podoba – tak lampa wyposażona jest dodatkowo w haczyk pozwalający zawiesić ją w dowolnym miejscu.
Jeżeli lubicie ładne, efektywne i proste w obsłudze oświetlenie – to sprzęt którym warto się zainteresować. Lampę w polskich sklepach można kupić za około 400 złotych.
-
Sprzęt do recenzji udostępnił polski dystrybutor
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu