Polska

YouTube i "era przygłupów". Bo my lubimy przygłupów

Jakub Szczęsny
YouTube i "era przygłupów". Bo my lubimy przygłupów
Reklama

Dzieje się ostatnio w polskim YouTube'ie. Sprawa sądowa Atora z Gimperem, nieoczekiwane wypłynięcie Magicala oraz lincz Medusy i Rafonixa. Nagle, gdy wszystko "wymknęło się spod kontroli", nadszedł czas na refleksję i orzeczenia, iż polską scenę vlogową trawi patologia. To nie tak, że ona wytworzyła się bezpośrednio z popularności takich treści. Ona zawsze była i wręcz czaiła się na odpowiedni moment.

Zamiast zagłębiać się w przyczyny jednostkowych sporów, wskazywanie winnych, tworzenie funta kłaków niewartych prognoz, warto sobie powiedzieć jedno: cholernie przygłupów lubimy. Magical, jakimi by motywami się nie kierował, wpasowuje się w to określenie, ale nie dlatego, że jest głupi. Daleko mi od określenia go takim typem człowieka. Na swój sposób jest zaradny i jakiś tam cel osiągnął. Niemniej, głupie rzeczy robi (i jeszcze mu za to płacą - to już swego rodzaju objaw geniuszu), a ludzie lubią to oglądać. Wydurnianie się przed kamerami popularne było jeszcze przed YouTube'em, gdy ochotnicy wsuwali robale w Nieustraszonych, albo już później, gdy żalili się, że ich nikt nie chce we wsi w Chłopakach do Wzięcia.

Reklama

Zapachniało pieniądzem gdzie trzeba, zaczęły się podboje

Zmieniły się metody dotarcia, zmieniły się realia... sporo się zmieniło. Kiedyś do szybkiego wypromowania gwiazdy potrzebna była pikantna sekstaśma, która "przypadkiem" wycieka i rozpala do czerwoności tabloidy. Dzisiaj już tak nie trzeba robić. W dobie powszechności interaktywnych mediów społecznościowych, serwisów streamingowych zapewniających zasięgi i YouTube'a, który daje i treści i oddaną społeczność, wystarczy kupić kamerę i robić pożądane treści. Jakie treści są zatem pożądane? Głupie.

DanielMagical nie słynie z pięknej oprawy, świetnego montażu i górnolotnych monologów. Kojarzy się go jednak z grubego melanżu, ostrego języka i dobrego przełyku, który przyjmie wszystko - nawet mikstury, które wysłałyby do toalety nawet największego alkoholowego koksa. Dla jednych zwyczajny menel, dla innych mistrz. Dla mnie? Mistrz marketingu. Udowodnił, że teza o tym, że wszystko jest na sprzedaż w dalszym ciągu ma swoje zastosowanie. Moi Drodzy Czytelnicy - czuję się wprost głupi z tego powodu, że nigdy nie wpadłem na to, by transmitować melanże na Twitchu i zbierać za to dobre pieniądze. Przyjemne z pożytecznym. Za "ciężkich czasów" studenckich, materiału mogłoby być sporo. Ale tak grubo jak Daniel to jeszcze nie miałem.

Nie wpadłbym również na to, że rzucanie mięsem do widzów w trakcie grania może być dochodowe. A jednak - jest publika. Dlaczego nie wymyśliłem tego w trakcie trwania takich programów jak "Bar", "Big Brother", czy innych tego typu show? Przecież już wtedy wiadomo było, że robienie z siebie głupa, przekraczanie granic i pokazywanie najintymniejszych sfer swojego życia jest pożądane. Ekonomio, wkrocz: jest popyt, jest podaż. Ależ to przyjemnie proste!


Koszt wejścia w bycie autorem spadł na dno. Dosłownie!

Kiedyś, żeby wystartować z dziwnym programem, który mógł poruszyć widzów trzeba było mieć przynajmniej dobre wtyki i pomysł, który spodoba się komuś odpowiadającemu za wdrażanie nowych tytułów. Inaczej o publice i zarobku można zapomnieć. Dzisiaj? Wystarczy kupić kamerkę, podłączyć się do serwisu streamingowego i ścigać się z popularnością na pomysły. Jak wskazuje trend - czym głupsze, tym lepsze. Skoro i koszt wejścia w dane medium jest nikły, to nikt nie dba nawet o odrobinę dobrych standardów. Mało tego - YouTube ma to daleko w poważaniu i w żaden sposób nie weryfikuje takich treści. Swoje za uszami mają też agencje PR, które zapraszają streamerów i youtuberów na swoje wydarzenia bez refleksji nad tym, skąd wzięła się ich popularność, tj. nie ogląda ich produkcji. Albo oglądają i mają daleko w rzyci to, że guru grupy docelowej zamiast krzewić przynajmniej zdrowe wartości, leci łaciną jak z miniguna. Wynik, Panie. Wynik.

Dla odmiany rodziców winić nie będę, bo do dzisiaj zastanawiam się, gdzie byli moi, gdy oglądałem Dragon Balla mimo odniesień do fetyszu gaci, a w piwnicy chowało się za młodu "grube" świerszczyki zasunięte z pojemnika na makulaturę. Wbrew pozorom, rodzic wszystkiego nie zweryfikuje. A nawet, jak zabroni, to dzieciak obejrzy gdzie indziej lub po kryjomu.

Kto zatem za to odpowiada? To, że tacy jesteśmy. Życie jest zbyt normalne i zbyt poukładane, więc szukamy rozrywek. Z tym, że jeden lubi zapach pomarańczy, a drugi jak mu stopy śmierdzą. Paradoksalnie tych drugich jest więcej, bo głupoty sprzedają się lepiej, niż cokolwiek innego. Jeśli kogoś to jeszcze dziwi, to... w sumie nie wiem. O, niech się z tym pogodzi, bo innej rady nie ma.

Reklama

Co innego patologiczne zachowania

Jak powiedział Grzegorz w swoim vlogu: groźby, pomówienia, naruszenie nietykalności to sprawy dla Policji. Od celebrytów w internecie, którzy jednocześnie "robią hajs" i szurają głową po dnie powinny się odżegnywać agencje, grupy; wszystkie instytucje, które działają na rzecz uprawomocnienia ich popularności. Niekoniecznie jest na to rada, bo jak pokazuje inny przykład - niektórzy reklamodawcy nie widzą nic złego w płaceniu serwisom promującym piractwo za miejsce na stronie.

Czyli co teraz? Ćpanie na ekranie, stream z orgii, smarowanie markerem po spitych do oporu gościach? Kres kreatywności twórców jeszcze nie nadszedł. Także... stay tuned. Każdy może zostać twórcą.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama