Nic nie pachnie piękniej od pożaru za granicą. A już szczególnie satysfakcjonujący jest ten, który wywołuje polskie dzieło kultury. Jakkolwiek nie myślicie o "Egzorcyście" Walaszka - tak trzeba go poczytywać: jako polskie dzieło kultury. Niezbyt wysokiej, ale jednak. Po trafieniu do włoskiego wyboru produkcji Netfliksa, zaczęli przed nim przestrzegać teologowie.
Produkcje Walaszka mają to do siebie, że skandalizują: istnieją nawet fani jego twórczości, którzy uważają, iż zamykanie ich w konkretnym gatunku... to potwarz dla samego Walaszka. Bezpieczniej więc jest powiedzieć, że Walaszek sam dla siebie stworzył własną kategorię i tyle. Jeżeli nie oglądaliście "Egzorcysty", to musicie wiedzieć, że przedmioty codziennego użytku, demony, a nawet nazwiska bohaterów nawiązują mniej lub bardziej luźno do wulgaryzmów lub narządów płciowych. Walaszek w zręczny sposób komentuje za pomocą odcinków swoich seriali rzeczywistość m. in. w Polsce. Tak było za czasów Kapitana Bomby, jest i za Blok Ekipy oraz Egzorcysty.
Dla ścisłości: Bogdan Boner (już samo to nazwisko odnosi się do angielskiego określenia na wzwód...) jest egzorcystą, który "przy okazji" świadczy usługi remontowo-budowlane (wykonywane jak dla obcego, czyli na przysłowiowy "odp...dol"): przy okazji walczy też z demonami dla samego papieża. Jego pomocnikami są Marcin Łopian - człowiek, który ciągle upomina się o wypłatę (bezskutecznie) oraz Domino - demon, któremu podoba się to, że na pracy dla Bonera wychodzi przynajmniej "na zero". Głównym antagonistą w serii jest sam władca piekieł - Belzedup.
No i jest afera. Bo jak można w taki sposób przedstawić temat sił nieczystych?
Jak podaje serwis Film Wirtualna Polska, serialem zajął się dziennikarz i wykładowca Wydziału Teologii Greckokatolickiej Uniwersytetu w Cluj - Alberto Castaldini. I ten w dosyć jednoznaczny sposób wyraził się na temat "Egzorcysty" - puenta ukazuje jednoznacznie negatywny stosunek do tego, co wyprodukował Walaszek. A ponadto, ma to wpasowywać się w niby prowokacyjny ton działania samego Netfliksa:
Uważam, że zasługuje on na komentarz, ponieważ antidotum na głupotę często nie wystarcza, aby zneutralizować rozprzestrzenianie się niebezpiecznych produktów, zwłaszcza wśród młodszych pokoleń.
Jakoś nie dziwi mnie to, że w ten sposób na temat serialu wyraża się teolog. Dla niego "Egzorcysta" to obrazoburcza, świętokradzka produkcja, która robi sobie żarty z religii katolickiej, księży, egzorcystów i sił nieczystych. Tekst Castaldiniego dotyczy również tego, w jaki sposób przedstawiono u Walaszka piekło. A to jest po prostu czymś w rodzaju alternatywnej rzeczywistości, gdzie demony mają podobne problemy do tych ludzkich: też piją alkohol, też mieszkają w postkomunistycznych blokowiskach, też przejawiają pewne dewiacje społeczne.
Panu Castaldiniemu zdecydowanie nie spodobało się pewnie to, że w "Egzorcyście" można zobaczyć papieża (z physis wyglądający jak Franciszek) otłukującego siły nieczyste i strzelający do nich z miotacza wody święconej, a także duchownych pijących alkohol (w tej konkretnej scenie - intencjonalnie za dużo). Ostatecznie przestrzega on przed ilością okultyzmu, jaką widać w serialu, a ponadto żywi smutne w jego przekonaniu stwierdzenie, iż relatywizm moralny oraz zepsucie postmodernizmu to problem nie tylko Europy Zachodniej, ale i Polski. "Egzorcysta" ma być tego dowodem.
Egzorcysta jest dowodem na to, że Walaszek dalej jest w formie. I nic poza tym
Rzucę odważnym być może stwierdzeniem, ale sądzę, że w tej sytuacji lepszego nie ma. Alberto Castaldini po prostu nie przygotował się do swojego materiału: Walaszek zawsze jechał po bandzie i dostawało się po równo absolutnie każdemu. Kościołowi, ateistom, PiS-owi, PO, komunistom i demokratom. Walaszek nie brał jeńców, ani nie oszczędzał nikogo: bo po prostu nie chciał. Tak było w Kapitanie Bombie, tak było w Generale Italia, tak jest i w Blok Ekipie. A sam "Egzorcysta" się nie zmieni tylko z tego powodu, że Alberto Castaldini poczuł się urażony.
Wręcz przeciwnie: uważam to za swego rodzaju sukces Walaszka. Jego produkcje bronią się zupełnie absurdalnym humorem, który mimo wszystko wywołuje co chwila salwy śmiechu. Tak po prostu. Gdyby Alberto Castaldini zapoznał się z tym, co wcześniej robił Walaszek - pewnie odżegnałby się od stwierdzeń odnośnie zepsucia, które dotyka również Polski, a także wpisywania się w prowokacyjny nurt Netfliksa. Owszem, zarówno Walaszek jak i "wielkie N" chciało odrobinę poirytować co bardziej wrażliwych, ale nie z powodu złośliwości, czy braku sympatii do Katolików. Chcieli to zrobić "tak po prostu". Bo dlaczego nie?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu