"Na Linuksa nie ma żadnych godnych uwagi gier" - słyszałem to miliony razy. Rzeczywiście "pingwiniarze" pod tym względem nie mają łatwego życia. Są al...
EA "udostępnia" dwie gry w Centrum Oprogramowania Ubuntu. Nie, żadnej rewolucji nie będzie...
"Na Linuksa nie ma żadnych godnych uwagi gier" - słyszałem to miliony razy. Rzeczywiście "pingwiniarze" pod tym względem nie mają łatwego życia. Są albo skazani na tytuły indie, albo na niskobudżetowe minigry, które, choć czasem pozytywnie zaskakują, nie zastąpią wysokobudżetowych superprodukcji. Od czasu do czasu pojawiają się jednak pewne promyczki nadziei... Tak jest i tym razem.
Dwie udostępnione w Centrum Oprogramowania Ubuntu gry to żadne hiciory. Pierwszy tytuł to MMORPG - Lord of Ultima, rozgrywające się w barwnym i słynnym z długiej serii gier o podobnej nazwie uniwersum. Drugi natomiast to dopiero co wypuszczone na świat MMO Command & Conquer Tiberium Alliancess, napisane w HTML 5. Rewelacji zatem nie ma, co też zaskoczeniem żadnym nie jest. Niemniej sam fakt, że producent zdecydował się udostępnić pierwsze tytuły właśnie na Linuksa, należałoby uznać za znamienny.
Należałoby... gdyby te gry były czymś więcej niż tylko dostępnymi już od jakiegoś czasu w przeglądarce społecznościowymi wyciskaczami pieniędzy. EA nigdy nie napisało nic pod Linuksa i prędko nie napisze. Na takie inicjatywy stać małe, niezależne studia, ale przecież nie wielki i dochodowy (choć tutaj można by się sprzeczać, zważywszy na ostatnie doniesienia o problemach i planowanych zwolnieniach) koncern, który ma za sobą bogatą historię i ogromny wkład w branże gier.
Przyznam szczerze, że rozpromieniałem gdy zobaczyłem informację o grach od EA na Ubuntu. Od razu zalogowałem się na Linuksa, żeby zobaczyć ile to jest warte. Od razu wiedziałem, że obie gry wcześniej działały w przeglądarce, ale liczyłem, że producent wysilił się i przygotował specjalne wersje klientów, które umożliwią komfortową rozgrywkę na pełnym ekranie z płynnymi animacjami itp. Jakie było moje zdziwienie, gdy po kliknięciu w ikonkę zainstalowanej gry uruchomiła się... przeglądarka.
Ktoś robi sobie tutaj żarty. EA nie ma najlepszej opinii w oczach graczy, co potwierdzają ostatnie "nagrody". W kwietniu firma otrzymała od serwisu The Consumerist (a właściwie jego czytelników, internautów, którzy brali udział w głosowaniu) odznakę najgorszej amerykańskiej firmy. Najwidoczniej PR-owcy postanowili popracować trochę nad wizerunkiem i by pokazać światu wsparcie dla wolnego oprogramowania. I prawdopodobnie w pewnym stopniu to się powiedzie, bo nieświadomi posiadacze Windowsów odniosą wrażenie, że coś się zmienia na rynku oprogramowania. Tymczasem guzik prawda.
Z drugiej strony powód pojawienia się ikonek tych tytułów w Centrum Oprogramowania Ubuntu może być bardzo prozaiczny - EA cierpi na brak graczy. Nie oszukujmy się - obie produkcje nie zachwycają i bazują właściwie jedynie na popularności poprzednich części z serii. Tymczasem dla części graczy są po prostu skazą dla uznanych marek - Ultimy i Command & Conquer. Bo za nic w świecie nie uwierzę, że to pierwszy krok w kierunku zbadania rynku i przygotowania się do "wypuszczenia" kolejnych tytułów.
Ale jestem naiwniakiem... Wierzę bowiem, że obecność EA na odbywającym się właśnie Ubuntu Developer Summit jest początkiem pewnych zmian. Czy będą to zmiany na skalę taką, jaką widzimy powyżej czy inne? Pozostaje czekać.
Perspektywa pojawienia się wysokobudżetowych gier na Linuksie jest nadal odległa i nie zmienią tego "ikonki" od EA. Większe nadzieje pokładałbym w Valve i Steamie, który może być motorem dla deweloperów, którzy w końcu zaczną dostrzegać Pingwina. Ale i to nie pomoże, gdy nie będzie odpowiedniego zainteresowania platformą wśród użytkowników. Kamil Mizera pisał dziś o planach Canonical, by dostarczyć Ubuntu na 5 proc. wszystkich sprzedawanych pecetów. Brzmi ambitnie, ale w praktyce może się okazać jedynie pobożnym życzeniem. Choć optymizmem napawają zmiany, których nie brakuje w każdym kolejnym wydaniu. Wersja 12.04 to naprawdę przyzwoity, wydajny i kompleksowy system, który ma jeden, jedyny problem - użytkowników. Za użytkownikami przyjdą producenci, PR-owcy, reklamodawcy i rzesze innych osób, którzy chcą nas skłonić do tego, byśmy dobrowolnie im oddali swoje pieniądze. Brzmi pięknie, prawda? Ale na ile prawdziwie?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu