Felietony

Prawie zapomniałem o podstawowych funkcjach telefonu komórkowego

Jakub Szczęsny
Prawie zapomniałem o podstawowych funkcjach telefonu komórkowego
Reklama

Naszła mnie, Kochani taka refleksja: kiedy ja właściwie dzwoniłem do kogoś poza komunikatorem? Kiedy wysłałem z realnej potrzeby SMS-a do kogokolwiek? Okazuje się, że z dzwonieniem mam taki problem, że to tylko do mnie piszą, a rozmowa głosowa to dla mnie głównie komunikatory. Przypomniałem sobie o tym dopiero wtedy, gdy naprawdę musiałem zadzwonić.

Na Twitterze obecnie trwa zabawa, w trakcie której pokazuje się swój pierwszy w życiu telefon komórkowy i ten, który ma się w kieszeni tu i teraz. Postęp techniczny wcale nie dziwi - prawie 20 lat różnicy między takimi urządzeniami to coś, co większość z nas jest w stanie sobie wyobrazić bez trudu. I tak oto: pierwsze urządzenie służyło głównie do dzwonienia i pisania SMS-ów. Tym dzisiejszym brakuje już tylko funkcji przynoszenia kapci, połykania kul ognistych i robienia salta do tyłu.

Reklama

Czytaj również: Mało miejsca na PS5? Sony wkrótce odblokuje dostęp do portu SSD M.2

20 lat temu na pewno nikt z nas sobie nie wyobrażał tego, że powszechnie dostępny Internet tak mocno zmieni sposób, w jaki konsumujemy treści w ogóle; jak zmienią się usługi osadzone w globalnej sieci elektronicznej. Przecież jeszcze 10 lat temu zupełnie normalne było to, że po pizzę lub kebaba dzwoni się do restauracji: dzisiaj, gdy ktoś wybiera w tym celu numer telefonu, niektórzy odczuwają swego rodzaju dyskomfort. Bo jak to tak, przez telefon... jak zwierzę. Od tego są przecież takie platformy jak Pyszne.pl / PizzaPortal.


Gdzie komunikator nie może...

Tam telefon pośle. Norma przecież. Są jeszcze takie (dobre) biznesy, które nie korzystają z potęgi serwisów społecznościowych. Tam na wykonanie usługi trzeba umówić się telefonicznie. Warsztat samochodowy, który działa w ten sposób to akurat częsty obrazek. Czy tak jest źle? No, nie - sądząc po jakości wykonanej usługi jest naprawdę świetnie, a łatwo nie było. Wydzieranie chłodnicy z upierdliwej pod względem serwisowania konstrukcji to akurat sztuka. No i wszystko musi potem działać bez zarzutu, bo przegrzany silnik, uszkodzona skrzynia automatyczna to raczej nic fajnego.

W trakcie dwóch telefonów do warsztatu: pierwszego - celem umówienia się na termin i drugiego - z pytaniem, czy wszystko okej i czy można odebrać pacjenta z warsztatu uświadomiłem sobie, że cholera, ale to był pierwszy kontakt za pośrednictwem tradycyjnej metody wykonywania połączeń głosowych od jakiegoś czasu. Jeżeli przychodzą do mnie jakieś SMS-y, to głównie z ofertami, czy kodami jednorazowymi do usług wymagających dodatkowego uwierzytelniania. Sam z siebie SMS-a nie napisałem od dawna - traktuję go tak, jakby był czymś w rodzaju "telegramu". Prościej jest przecież skorzystać z któregoś komunikatora w telefonie. Tam nie tylko wysyłam wiadomości tekstowe, ale i dzwonię. Dostępnych gigabajtów internetu w telefonie mam ponad 50 miesięcznie, więc mogę się bawić. W większości przypadków jestem w zasięgu sieci WiFi, więc ten nie topnieje tak szybko.

Nie dziwię się więc, że obecnie na nikim już nie robią wrażenia nielimitowane rozmowy i SMS-y (w sumie, nie robiły wrażenia już nawet kilka lat temu), a królem są pakiety internetowe. I gdybym miał gwarancję, że naprawdę nie muszę korzystać z SMS-ów, czy możliwości dzwonienia, najpewniej bym mógł z tego całkowicie zrezygnować w swojej ofercie na usługi telekomunikacyjne: zwłaszcza, gdyby wiązało się to z możliwością dodatkowego powiększenia liczby gigabajtów. Na razie tak się nie da, bo może się przecież okazać, że znowu będę musiał zadzwonić do warsztatu. A będę musiał na pewno, bo projekt odrestaurowywania samochodu nie skończy się na pewno w tej połowie roku.

Z konsultantem również przez Messengera

I ponownie, nikogo to już nie dziwi. Już lata temu wdrażano w kręgu niektórych usług własne rozwiązania komunikacyjne łączące klientów z konsultantami w webówkach. Dzisiaj coraz częściej widzę, że ktoś do tego wykorzystuje Messengera. I bardzo dobrze, mnie to pasuje. Jestem fanem niestandardowych (czy aby tak bardzo niestandardowych?) metod komunikacji między klientami oraz biznesami i jestem w stanie ich bronić, dopóki nie oznacza to godzenia się na ekstremalne kompromisy. Nie będę przecież twierdził, że wygodniej jest przeskakiwać płot w sytuacji, gdy można wejść furtką, nie o to chodzi. Gdy jednak standardem staje się coś zauważalnie wygodniejszego, bardziej przystającego do czasów w których żyjemy - nie jest niczym dziwnym to, że zaczynamy w tym widzieć sens.

Reklama


Tyle, że można wskazać mnóstwo przypadków, w których zadzwonienie do kogoś ma więcej sensu, niż posiłkowanie się komunikatorem. Nie spotyka mnie to często, ale załóżmy, że jest takie miejsce na polskiej mapie, w którym nie ma przynajmniej zadowalającego dostępu do mobilnych usług internetowych. Wtedy już muszę zadzwonić, czy wysłać SMS-a, nie ma bata.

Reklama

Czytaj również: To będzie nowa era Twittera. Płatne wpisy i grupy zmienią oblicze serwisu

Albo sytuację, w której dany biznes nie obsługuje żadnej innej metody komunikacji. Musisz zadzwonić i zapytać, czy da się zrobić to czy tamto. I tutaj ponownie, nie uciekniesz od telefonu czy choćby SMS-a.

A przecież doskonale pamiętam moment, w którym moi rodzice sobie uświadomili, że telefon na abonament to nienajlepszy pomysł w moim przypadku, bo 80 minut miesięcznie wymienialne na 160 SMS-ów to średnia oferta i proszenie się o przekroczenie dostępnych w pakiecie parametrów. Bywało i tak. A było to kiedy? O matko, jakieś 15 lat temu?

Dzisiaj już nie mamy takich problemów, bo możemy korzystać z usług mobilnych ile dusza zapragnie. A jak się gigabajty skończą, to nie ma problemu z tym, aby korzystać z telefonu dalej - dokupując pakiet, czy doładowując telefon. Piękne czasy nastały.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama