Stuknęły mi dwa lata z iPadem Pro. To jeden z tych zakupów, których długo nie potrafiłem przed sobą usprawiedliwić. Byłem przygotowany na to, że po tygodniu sprzęt rzucę w kąt i więcej do niego nie wrócę, a tu... niespodzianka.
W kwietniu minęły dwa lata, od kiedy rozpocząłem przygodę z iPadem Pro. W 2020 skusiłem się na odświeżony wariant tabletu, a w ubiegłym roku wymieniłem na nowszy model z procesorem M1. Przez te ponad dwa lata było raptem kilkanaście dni kiedy nie korzystałem z tabletu — to czas między sprzedażą jednego, a otrzymaniem przesyłki z nowym. I mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że był to najdzikszy — ale też jeden z najbardziej satysfakcjonujących zakupów elektroniki jakiego dokonałem od... sam nie wiem kiedy.
Miał być na chwilę, został na zawsze. I stał się moim absolutnym ulubieńcem
iPada Pro pragnąłem od 2018 roku, kiedy Apple jesienią pożegnało przycisk Początek i zaoferowało 120 Hz. Nie potrafiłem sobie jednak usprawiedliwić tak kosztownego zakupu. Nie potrafiłem tego zrobić również w 2019 roku. Ale początek pandemii i początek 2020 był bardzo zwariowanym czasem, w którym pomyślałem, że raz się żyje - i trzeba próbować nowych rzeczy. iPad Pro w zestawie z Apple Pencilem trafił pod moją strzechę, a ja przepadłem. Zgodnie z założeniami — najpierw do Procreate i próby nauki czegoś nowego. Później - do całej reszty.
W skrócie: po tym jak odejdę od komputera, staram się do niego nie wracać. Przeglądanie internetu czy rozmowy na komunikatorach na smartfonie to dla mnie konieczność - i nie wyobrażam sobie tego mając na wyciągnięcie dostęp do wygodniejszych urządzeń. Takimi jest laptop i... tablet właśnie. Ale to dopiero początek, bo okazało się, że iPad stał się genialnym towarzyszem zawsze i wszędzie — i ratuje mnie w sytuacjach, które wcześniej były beznadziejne.
Kompan na co dzień. W domu i poza nim
W domu na iPadzie robię... właściwie wszystko, do czego lwia część współczesnego świata wykorzystuje smartfony. Komunikuję się z rodziną i przyjaciółmi, surfuję po sieci, przeglądam Instagram (w przeglądarce, rzecz jasna), a nawet oglądam YouTube. W związku z coraz lepszą bazą cyfrowych komiksów — to właśnie na nim też przebijam się przez kolejne zeszyty i tomiki graficznych opowieści, które nie dość że są tańsze, to jeszcze do zgarnięcia w formie abonamentu. Zdarza mi się też na nim co nieco napisać — bo porzucenie klawiatur Bluetooth i zastąpienie ich Smart Keyboard Folio okazało się prawdziwą rewolucją. Mówiąc szczerze - to pierwsza klawiatura do iPada, która ma sens.
W związku z tym jak wygląda współczesny świat, podróże małe i duże zostały w dużej mierze zredukowane. Przez ostatnie dwa lata nie latałem zbyt wiele, ale co nieco się zdarzyło. I nie ważne czy była to podróż podczas której musiałem pracować (wtedy, rzecz jasna, laptop i tak miałem ze sobą), czy 100% rekreacyjna, to iPad Pro był sprzętem, który pakowałem w pierwszej kolejności. Jeżeli chodzi o konsumpcję multimediów w drodze - jest niezastąpiony. Podcasty, filmy, seriale, komiksy - wszystko w jednym sprzęcie na wyciągnięcie ręki.
Ale iPad dla mnie to nie tylko rozrywka i konsumpcja treści.
Aplikacje na iPada mogą być biedniejsze, ale nie są bezużyteczne
Przez wiele lat panowało przeświadczenie, że mobilne wersje aplikacji są tylko zabawką. Wiecie, aby szybko coś tam upiększyć i puścić na Facebooka, Twittera czy Instagram. Tak było. Ale się zmieniło.
Nie będę próbował bronić każdej branży i wszystkich aplikacji - bo mogę odnieść się do tych, z których sam korzystam. A poza Procreate na iPadzie do tworzenia korzystam z dwóch: Photoshopa i Lightrooma. I owszem - żaden nie jest tak fajny, jak ten który jest dostępny na komputerach (Photoshop jest jeszcze daleko w tyle, z Lightroomem to skomplikowane — bo ze "zwykłym" LR są 1:1, perfekcyjnie zsynchronizowane w chmurze. Ale "zwykły" LR jest znacznie biedniejszy niż Lightroom Classic, a ten dostępny jest wyłącznie w wersji desktopowej). Nie zmienia to jednak faktu, że z każdego korzystam aktywnie. Lwią część fotografii które edytuję — zwłaszcza na wyjazdach — edytuję własnie w mobilnym Lightroomie, który może i nie jest tak fajny jak LR Classic, ale ma tajną broń. Maskowanie z Apple Pencilem, które jest nieporównywalnie wygodniejsze od robienia tego myszką czy trackpadem na komputerze.
Jeżeli zaś chodzi o Photoshopa — to na co dzień staramy się to maskować tak bardzo jak się da, ale przy robieniu zdjęć sprzętu (które często powstają "z bliska") nie ważne jak bardzo staramy się je doczyścić, zawsze znajdą się drobinki kurzu. I jeżeli czyściliście kiedyś zdjęcia na komputerze to wiecie jakie to potrafi być czaso- i pracochłonne. Tutaj również od jakiegoś czasu robię to wyłącznie na iPadzie: szybko, wygodnie, intuicyjnie — rzecz jasna z rysikiem.
Na wyjazdy nie zabieram ze sobą monitora. Biorę iPada, wystarcza
Ostatni z elementów za który UWIELBIAM iPada: funkcja Sidecar, czyli zamiana go w dodatkowy ekran do komputera. Na co dzień pracuję przy biurku z dwoma ekranami (laptop + 27" monitor). Podczas pracy poza domem — czy to w hotelu, w podróży, wizyty u rodziców, zawsze brakuje mi tego dodatkowego monitora. Całe workflow zaburzone, no i w efekcie wszystko trwa znacznie dłużej niż powinno. iPad okazuje się tutaj perfekcyjnym kompanem, który zastępuje mi brak drugiego ekranu. Idealne w swojej prostocie rozwiązanie pozwala mi na efektywną pracę także poza domem.
A kiedy już jesteśmy przy Sidecarze — to wspomnę też, że okazuje się też solidnym rozwiązaniem nawet w domu przy bardziej zaawansowanym retuszu i korzystaniu z opcji, których w mobilnym Photoshopie brakuje. Jako że nie mam dostępu do graficznych tabletów — parowanie iPada i wykorzystanie Apple Pencila to strzał w dziesiątkę.
Naprawdę nie wierzyłem, że aż tak polubię się z tabletem
Przez wiele lat nie widziałem dla siebie miejsca na tablet. Komputer i smartfon były kombinacją 100% wystarczającą. W świecie tabletów sporo się jednak przez lata pozmieniało (przede wszystkim: internet po którym surfujemy jest desktopowy, a nie mobilny). Najwyraźniej też zmieniły się moje potrzeby i oczekiwania względem tego sprzętu. Jeżeli miałbym określić jak wygląda czas spędzony na robieniu czegoś, a konsumpcji - u mnie byłoby to pewnie 50/50. Co i tak wydaje mi się całkiem solidnym wynikiem. I nie jest to już dla mnie tylko dodatkowy gadżet do gier i multimediów, a codzienny kompan.
Wciąż uważam że (zwłaszcza na polskie realia) iPad Pro jest koszmarnie drogi — zwłaszcza kiedy doliczymy jeszcze koszta Apple Pencila i klawiatury ze Smart Connectorem (którejkolwiek, to nie musi być ta od Apple). Ale jeżeli o mnie chodzi, nie wyobrażam sobie wyboru niższego modelu — pomijając już niewielką różnicę w cenie — to iPad Air nie ma dwóch elementów przez które zdecydowałem się na zakup iPada Pro w pierwszej kolejności: ekranu z odświeżaniem 120 Hz i Face ID. Z perspektywy czasu uważam ten impulsywny zakup za naprawdę głupi, ale z drugiej strony — gdyby nie to, pewnie po dziś dzień bym zastanawiał się czy naprawdę warto i czy na pewno go potrzebuję.
Nie jest to sprzęt bez którego nie wyobrażam sobie życia, ale zdecydowanie taki, które je umila i ułatwia. Nie ma zastępować komputera (temu bliżej zdecydowanie byłby tablet Samsunga z trybem Dex), ale co najwyżej być uzupełnieniem w ekosystemie. A jako że korzystam z innych sprzętów Apple - wybór tabletu ze względu na współpracę urządzeń (i gromadzoną od lat bibliotekę aplikacji) dla mnie był oczywisty.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu