Recenzje gier

Jedyny "Minecraft", który wciągnął mnie bez reszty. Recenzja Dragon Quest Builders

Kamil Świtalski
Jedyny "Minecraft", który wciągnął mnie bez reszty. Recenzja Dragon Quest Builders
3

Minecraft jest fenomenem, który wybuchł kilka dobrych lat temu i trwa do tej pory. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać klony gry — każdy chciał uszczknąć coś z tego tortu również dla siebie. I muszę przyznać, że ekipie odpowiedzialnej za Dragon Quest Builders się to udało.

  1. Idea stojąca za Minecraftem działa — i nic nie wskazuje na to, aby ta formuła miała się wkrótce wyczerpać. Możliwość kreacji własnego świata porwała do zabawy dużych i małych, chłopców i dziewczynki... a co gdyby wcielić jej fundamentalne założenia do świata znanego z kultowej serii z długą tradycją? No właśnie Dragon Quest Builders, proszę państwa!

Dragon Quest to ciesząca się ogromną popularnością w Japonii seria jRPG, której początki sięgają 1986 roku. Na zachodzie nigdy nie miała szczęścia, wychodziła za późno, albo pod inną nazwą (Dragon Warriors). I choć ostatnie lata przynoszą w tej kwestii trochę zmian, to wciąż daleko jej do statusu, jakim cieszy się tutaj Final Fantasy. Tym razem historię z jej pierwszej odsłony mamy szansę poznać nieco inaczej. Cel jednak pozostaje ten sam: pokonać Dragonlorda i zadbać o to, by życie w Alfegard wróciło do normy.

Tak się dziwnie składa, że w tym celu przyjdzie nam wznosić kolejne budowle, które składają się z niewielkich bloków. Znacie to skądś? No to teraz do zestawu dołóżcie jeszcze gromadzenie materiałów, eksplorację, uwielbiany survival (tak, na głodnego za daleko nie zajedziemy), odrobinę walki, a także crafting, aby móc skutecznie i bezpiecznie poruszać się po tamtejszych krainach. A do naszej ręki twórcy oddali ich kilka, dlatego jeżeli obawialiście się schematyczności i opatrzonych po kilku godzinach krajobrazów, to możecie być spokojni. Po uporaniu się z wątkiem fabularnym rozpoczyna się natomiast nowa przygoda, w której to twórcy oddają nam wolną rękę. Problem polega jednak na tym, że z porównaniem do Minecrafta — skala zabawy jest o wiele mniejsza, nasze konstrukcje nie mogą liczyć więcej, niż 50 bloków w górę. A szkoda.

Bardzo fajnie prowadzona jest kwestia progresu w Dragon Quest Builders. Nie czułem się od wejścia przytłoczony setkami rozmaitych surowców i opcji, w których trudno było się połapać. Twórcy zadbali o to, aby gra była tak przystępna, jak tylko się da — i za to należą im się ogromne brawa. Bo to pierwsza tego typu produkcja, od której nie odbiłem się po kilkudziesięciu minutach. Wizualnie i technicznie gra robi bardzo fajne wrażenie. Nie jest to z pewnością coś, co jakoś wyraźnie by się wyróżniało — mówimy tu w końcu o grze skąpanej w baśniowym świecie, która zadebiutowała na rynku w 2016 roku. Zarówno w trybie przenośnym jak i stacjonarnym wygląda i rusza się gładko, chociaż rozumiem, że nie każdemu ten styl graficzny może przypaść do gustu. Jeżeli jednak urocze, typowo japońskie klimaty wam nie są straszne, to warto mieć tytuł ma oku bym bardziej, że w tle nieustannie przygrywać nam będzie wpadająca w ucho muzyka, która idealnie pasuje do tamtejszego klimatu.

Dragon Quest Builders to niesamowicie przyjemna produkcja, której niski poziom trudności, bezstresowość i urok potrafią przyciągnąć nawet tych, którzy niespecjalnie lubują się w tytułach, gdzie dostają wolną rękę i zdani są w dużej mierze na swoją kreatywność. Podobała mi się bardzo interpretacja bardzo topornego już w dzisiejszych czasach pierwszego Dragon Questa i myślę — za to również należą się wielkie brawa.

Gra dostępna jest już na platformy PlayStation 4 oraz PS Vita. Testowana wersja dla Nintendo Switch trafi do sklepów już w najbliższy piątek, 9 lutego.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu