Dragon Ball to jedna z serii japońskich kreskówek, która na stałe zapisała się także w świadomości Polaków. Emisja w polskiej telewizji, gadżety z bohaterami które można było znaleźć w uwielbianych łakociach... raczej nikogo nie dziwi zatem ogromne zainteresowanie tytułem także w formie gier. Tych przez lata gra doczekała się już kilkudziesięciu, a współczesna generacja przyniosła nam specyficzne i nie przez wszystkich lubiane Xenoverse i Xenoverse 2. Teraz zaś nadszedł czas na prawdziwą bombę, bijatykę od jednych z największych specjalistów w kwestii bijatyk: Arc System Works!
Na starcie zaznaczę, że jestem wielkim miłośnikiem bijatyk (choć gram w nie w 100% hobbystycznie, nie liczę klatek, ba — nie mam nawet arcade sticka), a właściwie każdą grę na licencji serii z Shonen Jumpa od Bandai Namco przyjmuję z otwartymi ramionami. Co prawda nie wszystkie mnie porywają, ale w przypadku Dragon Ball FighterZ nie miałem wątpliwości, że to będzie hit. W końcu kultowa marka trafiła w ręce specjalistów z Arc System Works. Ekipy, która od lat, nieprzerwanie, serwuje nam wybitne mordoklepki. A mając w garści tak wielką markę wiedziałem, że to po prostu nie może się nie udać. I wiecie co? Miałem rację!
Dragon Ball FighterZ: magia serii powraca
Akipa Arc System Works to magicy. Śledzę ich prace od wielu lat (nie zliczę ile godzin przeklikałem w serię Guilty Gear, a Persona 4 Arena zresztą też przykuła mnie do ekranu na nieprzyzwoicie długo). Uwielbiam to, co robią w kwestiach technicznych — z jaką gracją podchodzą zawsze do materiału wyjściowego i jak nie boją się wyzwań. Tak jak przy samodzielnej edycji silnika do gier, gdzie w niesamowity sposób przerobili Unreal Engine 3 do formy, gdzie z pozoru dwuwymiarowi bohaterowie byli w rzeczywistości modelami 3D. Po co te kombinacje? Aby zapewnić jak najlepszą jakość zabawy, bo japońska ekipa wie, że tutaj liczy się każdy detal. A w Dragon Ball FighterZ udało im się zręcznie stworzyć dzieło, które ma szansę podbić serca miłośników serii, casualowych graczy oraz... zaprawionych w bojach wojowników, którym tzw. liczenie klatek nie jest obce.
Dragon Ball FighterZ to — najprościej mówiąc — bijatyka osadzona w dwóch wymiarach, gdzie podstawowy typ walki to 3 na 3. Asysty z ciosami specjalnymi są tam na porządku dziennym, podobnie zresztą jak wymiana bohaterów. Postaci, niestety, na ten moment jest stosunkowo niewiele -- raptem 24 (z czego trójkę musimy samodzielnie odblokować). Na szczęście ekipa jest na tyle zróżnicowana, że każdy znajdzie tam kogoś dla siebie. Wolicie zadawać mocniejsze ciosy wolniejszym bohaterem? Macie to! A może jednak w drugą stronę? Też się znajdą odpowiedni kandydaci. Ba, nawet typowi "średniacy" są na miejscu. Część postaci jest mistrzami w atakach zdalnych, inni zaś tylko przy walce wręcz czują się pewnie. Warto zatem zadbać o jak najbardziej zróżnicowaną ekipę, bo nigdy nie wiadomo, komu będziemy musieli stawić czoła.
Dragon Ball FighterZ ma dla każdego coś dobrego
Nie ważne czy stawiacie na rozgrywkę w pojedynkę, czy wolicie pojedynki online -- poczujecie się tutaj jak w domu. Dragon Ball FighterZ ma sporo treści i wyzwań zarówno dla samotnych graczy, tych którzy cenią sobie rozrywkę w szerszym gronie na jednej konsoli, jak i nie bojących się wyzwań online.
W nowej grze na PlayStation 4 po raz kolejny otrzymujemy dostęp do prześlicznego huba, po którym poruszamy się zaglądając do kolejnych trybów. I widząc tę uroczą "chibi" postać byłem kupiony, a to był dopiero początek! Bardzo spodobała mi się troska, z jaką twórcy podeszli do nauki tamtejszego systemu. Rozbudowany Practice Mode w połączeniu z samouczkowymi planszami w trybie fabularnym to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem tak fajnie skonstruowanej nauki, która nie odrzucałaby mnie swoim podręcznikowym nudziarstwem w żadnej z bijatyk. Ogromne brawa!
Tryb fabularny przykuje nas do ekranu nawet na kilkanaście godzin. I choć tamtejsze opowieści może nie są specjalnie wciągające, to praca nad drużyną, pokonywanie kolejnych wrogów na przypominającej planszówkę mapie i poczucie progresu to rekompensują w stu procentach. Niestety -- to z nią wiąże się też mój największy zarzut, jaki mam do Dragon Ball FighterZ. Choć gra wygląda przepięknie, to we wstawkach fabularnych twórcy postawili na "realizm". Scenki oparte są na ich własnych modelach, które podczas rozgrywki obserwujemy w 60 klatkach na sekundę. Tutaj zaś chcąc zachować "realizm" filmu animowanego -- wszystko oglądamy raptem w 24. Wygląda to, w mojej opinii, fatalnie — na tyle źle, że nie byłem w stanie obejrzeć więcej niż kilku minut materiału w takiej formie. W zestawieniu z płynnymi pojedynkami miałem wrażenie, że gra... po prostu klatkuje. Warto też wspomnieć, że w tym trybie poza zdobywaniem kolejnych poziomów doświadczenia mamy też dostęp do przedmiotów modyfikujących, które potrafią trochę namieszać podczas tamtejszych starć.
Klasyczne Arcade to magia sama w sobie. Drabinki z kolejnymi paczkami wrogów do pokonania, a jako wisienka na torcie — tryb turniejowy, gdzie w klasycznej "drabince" ściera się ze sobą maksymalnie 16 zespołów. Ten działa zarówno w starciach z komputerem, jak i ekipą na kanapie. Miałem przyjemność sprawdzić go już z żywymi rywalami podczas zorganizowanego przez wydawcę turnieju i... to naprawdę działa. Na test w domowym zaciszu z przyjaciółmi przyjdzie czas dopiero dzisiejszego wieczora ;-).
Nie zabrakło także rozgrywek online -- które na dobre wystartowały wraz z wczorajszą premierą gry i — jak na tę chwilę — działają bez większych problemów. A tam, jak wiadomo, zabawa dopiero się rozkręca.
Na taką grę jak Dragon Ball FighterZ czekałem dwadzieścia lat!
Na wylot ograłem znaczną większość gier z bohaterami Dragon Balla. W swoich zbiorach mam kartridże z Super Famicoma (tak, japońskie — w Europie ich nie było) do których regularnie powracam. Nie zliczę ile godzin wpakowałem w odsłony z pierwszego PlayStation i późniejszych konsol Sony. Nawet niesławne Xenoverse nie dawało mi się oderwać od konsoli. Arc System Works stworzyli idealny system walki, w którym każdy odnajdzie coś dla siebie. A do tego jak ta gra wygląda, jejku! Nie dość, że nawet na "zwykłym" PlayStation 4 gdzie ją testowałem spadki animacji (poza nieszczęsną fabułą, gdzie są celowe) zauważyłem tylko na ekranach ładowania. Bez wahania mogę powiedzieć, że to jedna z najpiękniejszych gier, w jakie grałem na współczesnej generacji. Jasne, to żaden fotorealizm — więc było dużo łatwiej — jednak tutaj nawet najmniejsze wstawki i animacje dopieszczone są do granic. I "chwytanie" kolejnych zrzutów było czystą przyjemnością, dlatego aż tyle ich tu jest. Po prostu nie mogłem się opanować!
Dla kogo to gra? Myślę, że... dla każdego. Dla starych bijatykowych wyjadaczy, dla miłośników serii Dragon Ball, ale także tych którzy chcieliby mieć jakąś fajną bijatykę na spotkania z przyjaciółmi. Jasne -- fajnie byłoby, gdyby wybór postaci był trochę większy, ale... wierzę, że to tylko kwestia czasu. Jeżeli zastanawiacie się czy warto: jak najbardziej. To najlepsza gra z Dragon Ballem jaką znajdziecie na rynku, a przy okazji jedna z najfajniejszych i napakowanych treścią bijatyk!
Ocena: 9/10
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu