Motoryzacja

Fin dostał od Tesli wycenę wymiany baterii, więc wysadził auto dynamitem

Krzysztof Kurdyła
Fin dostał od Tesli wycenę wymiany baterii, więc wysadził auto dynamitem
142

Pierwszym Teslom Model S kończą się gwarancje na baterie. W efekcie coraz częściej słyszymy o cenach, jakie firma żąda za ich wymianę. Tanio nie jest, 22 tys. dolarów to cena niewiele niższa od wartości takiego samochodu. Pewien Fin postanowił skomentować to w wybuchowy sposób.

Tesla vs dynamit

Tuomas Katainen jest, a właściwie był, właścicielem Tesli Model S z 2013 roku. Niestety dla niego, akumulator padł w tym samochodzie już po okresie gwarancyjnym, a wycena, którą otrzymał od przedstawiciela Tesli, delikatnie mówiąc, nie okazała się satysfakcjonująca. 22 tys. dolarów za wymianę akumulatora w wartym 35 tys. samochodzie mocno go zabolało.

Fin postanowił, że nie będzie się bawił w próby zakupu używanych ogniw (np. z uszkodzonych Tesli), nie chciał też sprzedawać niesprawnego auta, postanowił je wysadzić. Skontaktował się w tym celu z YouTuberem specjalizującym się w tego typu zabawach i przy pomocy 30 kg dynamitu pozbyli się „problemu”. Ale nie róbcie z niego ofiary złej Tesli...

Zarobić inaczej

Po pierwsze, jak już wspomniałem, właściciel miał możliwość skorzystać z drogi znanej z tradycyjnych, spalinowych samochodów. Zakup używanych ogniw czy udane próby napraw w przypadku, gdy baterie nie są uszkodzone chemicznie, tylko nawali np. elektronika, już się w świecie Tesli zdarzają. Nie jest to ani tak tanie, ani tak łatwe jak w spalinówkach, ale da się ogarnąć.

Po drugie, z samochodu wyciągnięto wszystkie wartościowe elementy, takie jak choćby silnik, które zapewne zostaną sprzedane (usunięto też feralny akumulator), a twórcy zapewne sporo zarobią na viralowo rozprzestrzeniającym się filmie dokumentującym eksplozję. W momencie gdy piszę ten artykuł, film ma około 3 mln wyświetleń.

Co z tymi bateriami?

Niemniej, tak ciekawy przypadek prowokuje, żeby zadać sobie pytanie, jak to w ogóle z tymi bateriami jest? Czy te 22 tys. dolarów za najbardziej kluczowy i kosztogenny element samochodu, za który w salonie płaciło się minimum 65 - 70 tys. dolarów to dużo, czy mało? Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę okres 8 lat jego użytkowania?

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Wymiana silnika w samochodzie spalinowym podobnej klasy, jeśli silnik padnie nam po gwarancji (zazwyczaj krótszej niż 8 lat), bez uciekania się w remonty lub kupno używanych części, też będzie kosztować dużo.

Parę lat widziałem wycenę takiej operacji w jakimś dużym BMW, chyba z silnikiem R6.. z robocizną operacja kosztowała bodajże 15 tys. dolarów. Podejrzewam, że dziś te koszty są wielokrotnie o wiele wyższe. Jeśli kupicie samochód, którego egzemplarzy nie ma na rynku zbyt dużo (a zatem i zamienników), nawet wymiany eksploatacyjne mogą was zaboleć, wymiana rozrządu za 7 - 10 tys. złotych nie jest dziś rzadkością. Zresztą, kto widział kiedyś fakturę za wymianę lusterek w Panamerze, ten się baterii Tesli nie boi ;)

Jak już wcześniej wspomniałem, jest oczywiste, że w produkowanych od dziesiątek lat i masowo samochodach spalinowych, mamy dziś więcej opcji na tanie naprawy, niż w Teslach z 2013 roku. Jeśli jednak kupujemy coś tak innowacyjnego, musimy wkalkulować sobie, że nie będziemy w stanie „drutować” takiego samochodu. Jednak i tak mam wrażenie, że gdyby Fin podliczył całość kosztów użytkowania swojej Tesli i porównał je do spalinówki podobnej klasy, to nawet po wydaniu tych 22 tys. byłby do przodu.

P.S. To wszystko nie oznacza, że Tesli nie trzeba patrzeć na ręce. Jako młoda firma ma pod względem jakości i obsługi serwisowej swoje za uszami, a niektóre wpadki z jakością są wręcz kompromitujące.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu