Filmy

Dom Gucci przyjął mnie godnie, ale bym się w nim nie zasiedział. Recenzja

Jakub Szczęsny
Dom Gucci przyjął mnie godnie, ale bym się w nim nie zasiedział. Recenzja
Reklama

Dom Gucci elektryzował fanów kinematografii oraz popkultury ze względu na podjęcie tematu rodziny, która stoi za jedną ze sławniejszych luksusowych marek na świecie. "Popkulturyści" tłumnie deklarowali udanie się do kin ze względu na Lady Gagę, która wcieliła się w Patrizię Gucci - żonę Maurizia, odgrywanego zresztą przez Adama Drivera. Kylo Ren otrzymał postać odrobinę "niewdzięczną", choć w pewnym sensie pasującą do niego.

Kulisy rodzinnego biznesu, w którym mieszać zaczęła świetnie zagrana przez Lady Gagę Patrizia to coś, o czym warto wiedzieć - tak zwyczajnie. Punk-rockowy utwór "Heart of Glass" zespołu Blondie doskonale współgrał nie tylko z trailerem, ale i klimatem całego filmu. Bogactwo, przepych, pragnienie władzy i intrygi to rzeczy, których Wam w Domu Guccich nie zabraknie. Pytanie tylko, czy można się w nim zaaklimatyzować na tyle by zostać w nim na naprawdę długo? Wyjście z sali kinowej powoduje, że o obrazie szybko w jakiś sposób zapominamy.

Reklama

Posłużyłem się tutaj opinią bardzo miłej i ładnej kobiety, która ze mną była tego dnia w kinie. Oboje myślimy tak samo o filmie (czy to przeznaczenie?!). Chociaż nie zgadzamy się co do Adama Drivera. Rozumiem, że był chłopakiem nieśmiałym - do tego stopnia, że zwyczajnie mógł niemalże przegapić swoją szansę na "bliższe zbratanie się" z naprawdę zjawiskową dziewczyną. Patrizia Gucci została tutaj ukazana jako femme fatale, która od początku wiedziała, czego chce. Nie zamierzała klepać biedy, pragnęła władzy, pozycji, absolutnie wszystkiego. Doskonale wpasowywała się w otoczenie oraz zyskiwała sympatię osób stojących wyżej od niej na drabince społecznej. Z drabinami jest jednak tak, że im wyżej wleziesz, z tym większym hukiem spadniesz.

Nie wiem, czy Patrizia Gucci rzeczywiście taka jest - ale w filmie "Dom Gucci" przebijał się obraz kobiety o skłonnościach psychopatycznych. Pozbawionej empatii i wglądu w emocje innych ludzi. Człowieka, który potrafił je imitować oraz rozpoznawać, ale ich kompletnie nie rozumie. Morderczyni, która zrobi wszystko by nie stracić tego, czego pragnie i co kocha.

Lady Gaga zagrała doskonale. Stefani Germanotta (bo tak nazywa się Lady Gaga) pokazała w filmie swoją włoską krew i iście apeniński temperament. Również i akcent, w którym mówili włoscy bohaterzy filmu z jej ust był perfetto i fenomenale. Gesty, mimika oraz sposób poruszania się Lady Gagi w filmie jasno wskazywał, że jest to utalentowana nie tylko muzycznie, ale i aktorsko kobieta. Oglądanie jej na wielkim ekranie było nie tylko miłym przeżyciem ze względu na walory wizualne, ale także biorąc pod uwagę jej warsztat oraz prezentowane umiejętności.

Adam Driver natomiast - cóż. Kylo Ren miał do odegrania w filmie "Dom Gucci" chłopaka nieśmiałego, który w pewnym momencie przeistacza się w stanowczego, władczego i niedostępnego faceta. Bohater dorastał do wzięcia spraw w swoje ręce - Patrizia nie spowodowała, że dojrzał. Zrobiła to natomiast inna kobieta, to stało się przyczyną przykrego dla niego końca. Adam miał tutaj swoje momenty, ale przez dużą część filmu był drewniany jak Pinokio w tartaku.

Al Pacino - klasa sama w sobie. Kto może zagrać stereotypowego Włocha (Aldo Gucci) lepiej niż jeden z najbardziej włoskich Włochów? Jeremy Irons, którego do roli istotnie postarzono (Rodolfo Gucci, ojciec Maurizio) też sprawdził się znakomicie, choć nie był tak wyrazisty jak Al. Najbardziej upierdliwa postać w filmie (Paolo Gucci) to był... Jared Leto. Gdy na trailerach zobaczyłem właśnie Jareda, byłem w ciężkim szoku. Człowiek - wrzód na tyłku, ale zagrany idealnie. Pojawiła się też Salma Hayek, która zagrała wróżkę - Pinę. Podobnie wyśmienicie. Właściwie wszyscy ważniejsi aktorzy, poza Adamem Driverem zagrali w filmie "Dom Gucci" jednoznacznie dobrze.

Ridley Scott zaliczył głośny film - tylko, czy jest on zgodny z jego klasą?

To, że Ridley Scott jest wielkim reżyserem - wiemy wszyscy. Scenariusz Roberto Bentivegna i Becky Johnston został zrealizowany dobrze, ale czy rzeczywiście bardzo dobrze? O ile pierwsza część filmu: zacieśnianie więzi, początki i rozwój potęgi marki Gucci pokazano naprawdę szczegółowo... tak już rozpad małżeństwa najważniejszego duetu, planowanie zabójstwa, śmierć Maurizia, okres krótko po tym i proces - został już zaprezentowany niemalże migawkowo. Tutaj jedna scena, tam kolejna i właśnie tak - przeskakując między wątkami zamknięto historię. Odrobinę mi to do Ridleya Scotta nie pasuje. Ale może o to chodziło? "Dom Gucci" trwa aż 2 godziny i 38 minut - cieszy mnie jednak to, że absolutnie się nie nudziłem i gdyby było trzeba, zostałbym tam jeszcze pół godziny dłużej.

Muzyka wykorzystana w filmie to hity lat 70. i 80., których jednak odrobinkę brakuje. Muzyki w ogóle mogłoby być w filmie znacznie więcej. Dużo było momentów, gdy zgromadzeni w kinach parskali śmiechem, nikt jednak się nie wzruszył, nie zasmucił. Więcej było dosyć inteligentnej komedii niż wprowadzających w zadumę zabiegów. A przecież historia Guccich nie składała się tylko ze śmieszności. Ocena bohaterów dokonywana przez film sam w sobie podobnie jest niesamowicie jednostronna: to Patrizia była najgorsza, od samego początku leciała tylko na kasę. A to, że sobie Maurizio żonę zdradził i ostatecznie ją porzucił - to już nie stanowi żadnego problemu.

Reklama

"Dom Gucci" to na pewno coś, co warto obejrzeć. Ale bądźcie gotowi na pewne kompromisy

"Dom Gucci" to niezbyt dokładnie, ale ciekawie opowiedziana historia, w której kunszt aktorów jest czynnikiem wynoszącym na wyżyny całość filmu. Lady Gaga kradnie serca - nie tylko udało jej się to zrobić z Mauriziem, ale także z widzami zgromadzonymi w kinie. Dobór aktorów jest niesamowicie trafny, choć odrobinę słabo działa tutaj trybik w postaci Adama Drivera. Jednak to nie przeszkadza w odbiorze całości.

Jeżeli macie okazję wybrać się na "Dom Gucci" - idealnie się sprawdzi. Będziecie się dobrze bawić, a nawet mogę powiedzieć, że nie będziecie się nudzić. Ale czy jest to obraz wybitny? Niekoniecznie. A może nie miał taki być, a jego przeznaczeniem jest po prostu zainteresowanie szerokich mas?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama