Filmy

Nowy rozdział uniwersum Marvela, a wcale tego nie czuć. Recenzja Eternals

Konrad Kozłowski
Nowy rozdział uniwersum Marvela, a wcale tego nie czuć. Recenzja Eternals
4

Długo wyczekiwanie wprowadzenie Eternals na duży ekran nareszcie nastąpiło, ale film nie różni się tak bardzo od tego, co oglądaliśmy do tej pory. Nadzieja w sequelu?

Nie wiem, czy wprowadzanie do kin w zbliżonym okresie filmu o Eternals i nowego Spider-Mana było dobrym pomysłem, ale może właśnie takie zatrzęsienie światem Marvela było celem włodarzy marki. Nie dość, że przyszłość z multiwersum zapowiada się naprawdę pokręcona, to film Chloé Zhao miał na celu ukazanie wszystkich dotychczasowych wydarzeń w nowym świetle. Dotychczasowe filmu MCU dotykały wydarzeń na Ziemi i nie tylko, ale o początkach wszechświata jeszcze do tej pory nie opowiadano. "Eternals" to zmieniają.

Eternals to zupełnie nowi superbohaterowie w MCU

Jednoczesne wprowadzenie dziesięciu postaci było nie lada zadaniem dla twórców tego filmu i jeśli przyjmiemy, że było najtrudniejszym ze wszystkich, to odniesiono solidny sukces. Blisko 3-godzinny film zdołał przedstawić każdego członka zespołu choć w minimalnym stopniu, byśmy mogli uznać, że go znamy i w pewnym stopniu się do niego przywiązaliśmy. Oczywiście niektórzy z nich stają się nam bliżsi, bo akcja koncentruje się na ich działaniach, jak w przypadku Sersi granej przez Gemmę Chan.

Wraz z upływem czasu staje się ona główną bohaterką, ale na tym wcale nie tracą inni, którzy wnoszą do historii sporo kolorytu. Wyważenie wątków i niektóre przeskoki w czasie powodują, że film utrzymuje uwagę widza, a całość jest naprawdę miłą opowieścią, która powinna dotknąć publiczność na poziomie emocjonalnym. Wielokrotnie powtarzane przez znajomych i innych recenzentów określenie, że jest to film z serduchem ma w sobie sporo prawdy i poza szansą poznania nowych bohaterów oraz mitologicznymi elementami to największy atut produkcji.

Prosta fabuła i przewidywalne zwroty akcji

"Eternals" nie uniknęli jednak głupotek fabularnych i pułapki, w którą wpada sporo filmów tego rodzaju. Sceny walk, choć dynamiczne i dość widowiskowe, nie powodują że przyspieszy nam puls i wstrzymamy oddech w obawie o losy jednej z postaci. Problemem jest też twist w 2/3 filmu, który można wyczuć z daleka, jeśli tylko bardziej uważnie przyjrzymy się nastawieniu poszczególnych bohaterów. Jest też jasne, że muszą oni napotkać niespodziewane kłopoty, a nic innego nie pasuje tu lepiej niż... nie zdradzę, o co chodzi, ale mój zawód zwrotem akcji był dość spory.

W przypadku efektów specjalnych otrzymaliśmy to, do czego Marvel już zdążył nas przyzwyczaić. Wybrane sceny destrukcji miast czy kreatury (Dewianci), z którymi mierzą się Eternals wyglądają imponująco, ale miejscami efekty specjalne nie dorównują rozmachowi takiej produkcji. Widoczne jest gołym okiem, że dany obszar, tło czy element scenografii został wygenerowany komputerowo, co jest pewną niespodzianką, bo w takich miejscach zaniżania poziomu wielomilionowej produkcji byśmy się nie spodziewali.

Znakomita obsada nie musi oznaczać hitu

Film nie wnosi się też niczego nowego w kontekście gry aktorskiej, czy to przedstawicieli młodego pokolenia, czy tuz Hollywoodu. Angelina Jolie (Thena) i Salma Hayek (Ajak) prawidłowo wywiązały się z powierzonych im zadań i możliwe, że miały sporo frajdy z udziału w takim projekcie, ale w ich miejsce mogłyby pojawić się inne aktorki. Charakterystyczni Richard Madden Ikaris), Dong-seok Ma (Gilgamesh) czy Brian Tyree Henry (Phastos) zapadają w pamięć, podobnie jak budzący skrajne emocje Barry Keoghan (Druig). Jako humorystyczna postać pojawia się Karun grany przez Harisha Patela, ale jest to tak oczywiste wykorzystanie schematu, że pomimo celnych ripost lub udanych żartów odczuwana jest pewna wtórność.

Poczekajmy na drugą część Eternals

"Eternals" może i otwierają nowy rozdział w historii Marvel Cinematic Universe, ale dla wielu widzów najjaśniejszymi elementami są wprowadzenie nowej postaci w scenie po napisach i zapowiedź drugiego filmu, który wznowi historię w znacznie ciekawszym momencie. Być może po premierze drugiej odsłony pierwsza nabierze znaczenia, ale w tym momencie trudno nazwać tę produkcję przełomową, bo zawiodła na zbyt wielu płaszczyznach.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu