Osobiście nie uważam, aby moja prywatność - a raczej te jej elementy na których mi zależy, była zagrożona przez kierowane behawioralnie reklamy, ale j...
Osobiście nie uważam, aby moja prywatność - a raczej te jej elementy na których mi zależy, była zagrożona przez kierowane behawioralnie reklamy, ale jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy czują się nieswojo z tego powodu. Dlatego coraz bardziej dziwi mnie niejasne stanowisko Google w sprawie nagłówka "Do Not Track" (nie śledź), który na zasadzie opt-out ma uniemożliwić śledzenie naszych zachowań w sieci i serwowanie nam reklam na podstawie zebranych danych.
Nowy standard wspiera już Mozilla, teraz przyłączyło się Apple, a AP News Registry zaimplementowało DNT na 800 witrynach, być może zapowiadając masową adopcję. To oczywiste, że Google które czerpie większość zysków z odpowiednio wycelowanej reklamy podchodzi do tego pomysłu sceptycznie, ale jej (pośrednie) wsparcie dla starszego i niepraktycznego rozwiązania - jakim są ciasteczka oferujące podobną funkcjonalność, sławetne "Do No Evil" i pragmatyzm (kto będzie korzystał z DNT?) powinny zaowocować już dawno jasną deklaracją.
DNT to nagłówek informujący sieci reklamowe i witryny, które przyjęły ten standard, że ten konkretny użytkownik nie życzy sobie śledzenia jego działań i serwowania mu na bazie tych informacji spersonalizowanej reklamy. Zmiana jednej opcji w ustawieniach przeglądarki owocuje czytelną dla sieci reklamowych informacją. Jest to bardziej efektywne i eleganckie rozwiązanie, niż ciasteczko w przeglądarce, którego obecność informuje o tym konkretną sieć reklamową. W tym momencie, aby zablokować śledzenie nas w Chrome, "najprostszym" wyjściem jest skorzystanie z internetowego narzędzia, aby ustawić odpowiednie ciasteczka, a nastepnie specjalnego pluginu, który zachowa ten wybór.
Zachowanie Google, które przyjęło ciasteczka za standard i jak na razie ignoruje DNT, sugeruje, że kalectwo wybranego rozwiązania jest mu na rękę, a sławetne "Nie Czyń Zła" zamienia się w "Udawaj, Że Nie Czynisz Zła". Co gorsza, nie ma to najmniejszego sensu, ponieważ świadomość przeważającej rzeszy internautów, na temat metod używanych do targetowania reklamy jest minimalna, tak jak szansa, że dokopią się do DNT w opcjach przeglądarki, zrozumieją czemu służy i włączą. Google niepotrzebnie robi sobie złą prasę i topi zasoby w rozwijaniu nieefektywnego rozwiązania, które odbieram tylko jako sposób na obicie sobie tyłka blachą na wypadek problemów natury prawnej.
Prawdziwy właściciel wrażliwych informacji na temat naszych zwyczajów i potencjalnie największy konkurent - Facebook, może śmiać się w głos. Bo na nasze "lajki", ani DNT, ani ciasteczka i tak nie mają wpływu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu