Przy okazji mojego wczorajszego komentarza do konferencji Apple, na której ogłoszono nowe narzędzia do tworzenia materiałów edukacyjnych na iPada wywi...
Przy okazji mojego wczorajszego komentarza do konferencji Apple, na której ogłoszono nowe narzędzia do tworzenia materiałów edukacyjnych na iPada wywiązała się dyskusja czy moja sceptyczna opinia jest tylko narzekaniem, czy faktycznie tablet nie najlepiej nadaje się do szkoły. Padało stwierdzenie, że również w Polsce uczniowie korzystają z iPadów z dobrym skutkiem, że chodzi o zainteresowanie uczniów poprzez pokazanie atrakcyjnych wizualnie materiałów. Padły również zarzuty, że to asekuracyjne malkontenctwo bo przecież chodzi o wdrożenie nowych technologii do edukacji. Postanowiłem szerzej wyjaśnić czemu uważam, że tablety do szkół nadają się umiarkowanie i skąd mój sceptycyzm w tej kwestii. Tym razem jednak nie będę się skupiał na Apple (choć będę się do niego odwoływał), lecz na szerszej koncepcji tabletu w szkole.
Skoro dziecko miałoby chodzić do szkoły z tabletem, warto zastanowić się jakie korzyści miałoby to przynieść i rozważyć czy to jest na pewno rozwiązanie optymalne. Nie zapomnijmy, że Apple skupił się na swoim tablecie, bo to akurat produkt tej firmy który najłatwiej w edukacji lansować. Nie oznacza to automatycznie, że jest to rozwiązanie najlepsze.
Czemu ma służyć szkoła?
Wbrew pozorom to nie jest takie proste pytanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ile się zmieniło od czasu kiedy szkolnictwo zostało wprowadzone na szeroką skalę. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniły. Po pierwsze szkoła socjalizuje. Uczy młodych ludzi jak się komunikować między sobą, dogadywać, rozwiązywać konflikty. Uczy, że nie wszystko kręci się w okół nas. To jest ważny aspekt spotykania się z innymi ludźmi, którego nie da prywatne nauczanie w domowym zaciszu. Po drugie chodzi o interakcję między nauczycielem a uczniami. Nauczyciel ma przekazać swoja widzę, ale również zarazić swoją pasją, reagować na bieżąco na pytania i inne problemy. Poznawać swoich uczniów.
Bez wątpienia szkoły jako instytucji społecznej nie da się zastąpić ani e-learningiem, ani żadną inną zdalną technologią. Zdecydowanie można szkołę wspomóc, przenosząc część jej obowiązków poza godziny lekcyjne, natomiast nie można się jej całkiem pozbyć, ze względu głównie na aspekty społeczne. Co nam przyjdzie po bystrych i dobrze wyedukowanych dzieciach, skro będą życiowo bezradne, bo nie będą potrafiły wyjść na świat spoza monitora? Szkoła uczy kontaktu z drugim człowiekiem. Technologia powinna wspierać proces nauczania, tak aby ten kontakt był jak najbardziej efektywny i produktywny. Zamiast nudzić się na lekcjach, powinniśmy doceniać czas który poświecą dla nas nauczyciel. Zdaje sobie sprawę, że ten idealistyczny obraz nie zawsze przystaje do rzeczywistości, ale jakieś założenia trzeba przyjąć.
Jak wpasowuje się w to tablet dla ucznia?
Trzeba zadać sobie proste pytanie: co dziecko zyska dzięki tabletowi w szkole? W komentarzach pod wspomnianym artykułem padają rozmaite argumenty, najważniejsze i najczęściej powtarzane dwa to multimedialność i interaktywność. Tylko czy jest miejsce na takie rzeczy w szkole? Na każdej lekcji, na każdej ławce?
Nie trudno wyobrazić sobie, że uruchomienie przez wszystkie dzieci w klasie prezentacji multimedialnej zaowocuje ogromnym hałasem. Dźwięki z 20, a może nawet 30 tabletów będą się nakładać i wzajemnie zagłuszać. Oczywiście rozwiązaniem są słuchawki. Wtedy dziecko zostaje całkowicie odcięte od otaczającego go świata i skupia się tylko na tablecie. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku interaktywności, która wymaga skupienia. Pytanie zasadnicze brzmi, jaką korzyść przyniesie obejrzenie multimedialnej prezentacji na tablecie, przez każde dziecko z osobna, w zmian wyświetlenia jej projektorem przez nauczyciela na ścianie? Dziecko skupiając się na elektronice traci to, po co przyszło do szkoły, czyli zamiast słuchać nauczyciela, który poświecą swój czas uczniom, patrzy na ekran.
Nie zapominajmy również, że tablet znacznie łatwiej przystosować do konsumpcji treści, niż do ich tworzenia. Jeśli dziecko ma robić elektroniczne notatki, nauczyć się obsługi arkusza kalkulacyjnego, jeśli ma zacząć programować, wszystko to łatwiej będzie zrobić na tradycyjnym komputerze z klawiaturą lub zdecydowanie tańszym netbooku. Dodawanie klawiatury do tabletów to sztuka dla sztuki, nie sposób na edukację. Z drugiej storny, jeśli uczeń ma właśnie konsumować treść, to powinien robić to we własnym zakresie w domu, nie ma miejsca na tego rodzaju czynności w szkole, przynajmniej nie na większą skalę. Znacznie ciekawiej jest przeprowadzić doświadczenie fizyczne lub chemiczne, zamiast obejrzeć je na filmiku, co można akurat zrobić wszędzie, niekoniecznie w szkole. Tablet wciąż nie zastąpi linijki i cyrkla jeśli chodzi o lekcję geometrii.
Oczywiście, uczniowie potrzebują książek i innych materiałów i to się nie zmieniło, ale są one jedynie dodatkiem. Zwykle wystarczy sama treść zadania, podanie wzoru, na którym trzeba się oprzeć, nie potrzeba multimedialnej prezentacji, a jeśli nawet potrzeba, wygodniej będzie jak nauczyciel wyświetli ją wszystkim z rzutnika. Po co się rozdrabniać na kilkadziesiąt małych ekranów?
Biorąc to wszystko pod uwagę, tablet nie wydaje mi się optymalną pomocą naukową w szkole. Jeden w klasie może służyć jako interaktywna tablica podłączona do rzutnika, ale nie jest potrzebny każdemu uczniowi z osobna. W zastąpieniu tradycyjnych książek znacznie lepiej sprawdzi się czytnik, który z jednej strony pozwoli zredukować kilkanaście kilogramów książek do jednego małego urządzenia, które jest wielokrotnie tańsze od tabletu, działa setki razy dłużej na baterii, oraz pozwala się skupić na tym co mówi nauczyciel, właśnie przez brak wszelkich bajerów.
Co więcej, czytnik ma szansę rozwiązać jeszcze jeden problem - biblioteki z niewystarczającą ilością książek. Pamiętam, że jeśli dwie klasy przez przypadek przerabiały tą samą lekturę w tym samym czasie, kilku uczniów zawsze zostawało bez książek. Na studiach było jeszcze gorzej, zwłaszcza jeżeli chodzi o niektóre, wyspecjalizowane pozycje. Część problemu załatwiają darmowe lektury, część wypożyczanie książek na czytniki. Na dodatek książki można wypożyczyć zależnie od potrzeb i przerabianego materiału, nie wchodząc z domu. Tablet do czytnia lektur się z całą pewnością nie nadje, w każdym razie nie lepiej niż zwykły monitor.
Przypominam, że cały czas mówimy o tablecie jako narzędziu do wykorzystania w szkole, jako dodatkową pomoc naukową. Interaktywne książki to rewelacyjny sposób na zainteresowanie dzieci nauką po lekcjach, przede wszystkim w domu. Jak bardzo słusznie zauważył w komentarzach Piotr Majewski, znacznie bardziej przełomowa wydaje się idea zaproponowana przez akademię Khana, czyli odwrócenie systemu edukacji. Uczniowie zapoznają się z materiałem w domach, przed lekcjami. Dzięki temu uczeń przychodzi przygotowany teoretycznie i może rozpocząć zastosowanie zdobytej wiedzy w praktyce, licząc na pomoc nauczyciela i wyjaśnienie wszelkich niejasności. W ten sposób czas na naukę jest zdecydowanie efektywniej wykorzystywany. Poza tym zdecydowanie wolałbym oglądać w ramach pracy domowej ciekawe prezentacje, niż zmagać się z zadaniami których nie rozumiem.
Do tych celów multimedialne książki nadają się absolutnie świetnie! Taką rewolucję zdecydowanie popieram. Tylko skoro dziecko ma uczyć się w domu wymóg tabletu traci swoje uzasadnienie. Przecież urządzenie nie musi już działać na baterii, być mobilne. Komputer stacjonarny czy laptop mogą się wówczas sprawdzić równie dobrze. Oczywiście, tablet nadaje się do tego celu, przyciąga dzieci interfejsem dotykowym, jest jakby do tego stworzony. Wiem o tym bo sam obserwuję jak mój syn korzysta z iPada. Nie zmienia to jednak faktu, że nie ma potrzeby narzucać na czym dziecko ma takie elektroniczne prezentacje przeglądać. Znacznie lepiej byłoby stworzenie ich w standardzie, który będzie można otworzyć na każdym systemie i prawie każdym urządzeniu. Jak w domu jest tablet, niech dziecko korzysta z tabletu, jak nie ma, niech uczy się na komputerze stacjonarnym z zainstalowanym Linuksem, albo na Raspberry Pi, komputerze za 25$ o którym dwukrotnie [1], [2] pisał Paweł Iwaniuk. Zamykanie materiałów naukowych na urządzeniach jednej konkretnej firmy jest dobre tylko dla tej firmy, a nie dla uczniów czy systemu edukacji.
Dlatego jeśli ktoś mi zarzuca malkontenctwo i dziwi się mojemu sceptycyzmowi co do nowej technologii w szkołach (w końcu geek powinien popierać każdy rodzaj elektronicznego postępu), niech uargumentuje czemu tablety mają być tym przełomem. Czemu są niezbędne w szkołach, lub czemu sprawdzą się w domu bezdyskusyjnie lepiej niż laptop czy komputer stacjonarny. Dodam, że argumenty powinny być odpowiednio mocne, ponieważ cena tabletu pozwala na zakup naprawdę bardzo dobrego komputera stacjonarnego lub przyzwoitego laptopa, ewentualnie 2 lub 3 netbooków i jeszcze większej liczby czytników. Gdzie jest ta przewaga, która uzasadnia tak duży wydatek? Przypominam, że mówimy o systemie edukacji, a nie o tym czy ja, albo mój sąsiad może dziecko zaopatrzyć w tablet. To, że mój syn bawi się tabletem zanim poszedł do szkoły nie ma tu nic do rzeczy. W swoim domu rodzice sami organizują czas swoim pociechom.
Abstrahując od tabletów, inicjatywa Apple z programem do tworzenia multimedialnych publikacji jest interesująca. Szeroka dostępność takich materiałów byłaby faktycznie swojego rodzaju rewolucją. Mimo wszystko, z punktu widzenia systemów edukacji w różnych krajach, rozwiązanie otwarte, w zmian tego zamkniętego w ekosystemie nadgryzionego jabłka, byłoby zdecydowanie lepszym wyjściem. To, że iBooks Author jest darmowy to nieistotny szczegół przy konieczności posiadania Maka.
Źródła grafik w kolejności, zaczynając od góry: [1]; [2]; [3]; [4]; [5];
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu